Japończyk nie był jednak jedynym odkrywcą. Niezależnie od niego, w tym samym czasie i miejscu odkrył tę bakterię Alexandre John Emile Yersin, francuski bakteriolog. Oba odkrycia nastąpiły w tym samym czasie, jednak to japońskie ma swoją konkretną datę, a to francuskie zdaje się być lepiej udokumentowane medycznie. Nie wiadomo, który z obu naukowców był pierwszy i w sumie to nie miało większego znaczenia.
Naukowcy z kręgu Yersina okazali się jednak szybsi w ogłoszeniu swojego odkrycia i od początku, na cześć głównego odkrywcy, nazwali tę baterię Yersinia pestis. Ten francuski naukowiec, pochodzenia szwajcarskiego był wychowankiem słynnego Instytutu Pasteura, a do Indochin Francuskich sprowadziły go panujące tam warunki bakteriologicznych poszukiwań i możliwość założenia dwu oddziałów Instytutu - w Sajgonie (1890 r.) i 5 lat później w Nha Trang. Yersin wsławił się jeszcze jednym niezwykle ważnym odkryciem - w 1897 roku wypracował dość skuteczną metodę pozwalającą na leczenie tej strasznej choroby za pomocą swoistej surowicy. To właśnie dzięki tej surowicy możliwe było leczenie dżumy.
"Od powietrza, głodu, ognia i wojny..." - epidemie w Polsce na przestrzeni wieków
Kitasato natomiast był uczniem słynnego Roberta Kocha, niemieckiego uczonego lekarza i bakteriologa, laureata Nagrody Nobla (1905 r.). Nagrodę tę Koch otrzymał za badania nad gruźlicą, a w swoim naukowy dorobku miał nie tylko odkrycie bakterii gruźlicy, ale też wąglika czy cholery. Zarówno Koch, jak i Ludwik Pasteur, działając prawie w tym samym czasie (Pasteur był 21 lat młodszy), byli jednymi z głównych twórców mikrobiologii, choć to o Francuzie mówi się jako o prekursorze.
Robert Koch (1843-1910) wiele lat spędził na terenach polskich pod pruskim zaborem, znał więc język polski
39:23 wieczór_odkrywców_Jedynka_nocna_8_09_2015.mp3 Robert Koch. O prywatnym i naukowym życiu doktora z Wolsztyna opowiada prof. Zofia Zwolska z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc (PR, 8.09.2015)
Odkrycie ich uczniów było jednym z najistotniejszych w historii śmiertelności ludzi w obliczu zarazy. Najczęściej te właśnie są określane mianem zoonozy, czyli choroby zakaźnej bądź pasożytniczej, której źródła roznoszenia pochodzą od zwierząt. W przypadku dżumy uważa się, że roznosicielami są pchły szczurze, jednak choroba ta roznoszona jest też przez inne gryzonie i drobne ssaki. W wyniku badań określa się trzy postaci tej śmiercionośnej choroby: dymieniczą, będącą rodzajem zapalenia węzłów chłonnych, posocznicową, gdzie u chorych rozwija się z pominięciem postaci dymieniczej, od razu pierwotna sepsa oraz płucną, zarówno pierwotną i wtórną, charakteryzującą się bardzo wysoką zaraźliwością. Choroba ta przenosi się także bezpośrednio z człowieka na człowieka właśnie poprzez tę trzecią formę.
Jan Luyken, Scena uliczna z umierającymi ofiarami dżumy, 1695 – 1705, Rijksmuseum Amsterdam
Dżuma w swojej tragicznej historii nazywana była złowieszczo "czarną śmiercią", "morem", czy "zarazą morową" i przyniosła masowe epidemie już w czasach starożytnych. Jedną z pierwszszych wzmianek o niej to opis Tukidydesa, ateńskiego historyka, tak zwanej "dżumy ateńskiej". Jeszcze w VI wieku zanotowano "dżumę Justyniana", a później w XIV wieku chyba największą z nich, przyniesioną jedwabnym szlakiem z Azji Środkowej na Krym i dalej na cała Europę basenu Morza Śródziemnego - dżumę te roznosiły pchły pasożytujące na szczurach śniadych zamieszkujących ówczesne statki handlowe.
53:59 2017_11_05 21_00_01_PR2_Kryzys_wieku_sredniego dżuma.mp3 O średniowiecznej epidemii czarnej śmierci w audycji Łukasza Kozaka i Łukasza Modelskiego z cyklu "Kryzys wieku średniego" mówi wirusolog prof. Włodzimierz Gut oraz historyk prof. Jerzy Pysiak. (PR, 5.11.2017)
Portal medyczny "Medonet.pl" tak opisuje tę historię: "Epidemia dżumy, która w XIV w. zdziesiątkowała większość krajów europejskich, uważana jest do dziś za największą i najpoważniejszą epidemię w historii, a jej dokładne przyczyny i rozwój nie są znane. Według większości historyków dżuma przywędrowała do Europy z Azji Środkowej poprzez jedwabny szlak, a wspomniane tatarskie oblężenie na Krymie mogło znacznie przyczynić się do jej rozprzestrzenienia. Za przenoszenie zarazków dżumy w tamtym czasie wini się jednak przede wszystkim szczury żyjące na statkach handlowych i pasożytujące na nich pchły. Wraz z nimi zaraza morowa dotarła prawdopodobnie do wszystkich krajów Starego Kontynentu, powodując śmierć od 30 do nawet 60% ludności – ze względu na małą liczbę zachowanych dokumentów trudno o dokładne liczby".
Z portalu tego dowiadujemy się też niezwykle ciekawych faktów traktowania tej zarazy jako broni biologicznej. Otóż "po raz pierwszy w charakterze broni biologicznej użyli jej Tatarzy w 1346 r.. Katapultowali wówczas zwłoki zmarłych na dżumę do obleganej twierdzy Kaffa". Oczywiście w okresie tej największej epidemii szukano skutecznych metod jej leczenia. Tu pojawiały się różne wymyślne specyfiki - jak choćby "ocet siedmiu złodziei" czy "driakiew ubogich". Wszystkie one miały charakter kompozycji antidotum i tak "ocet" ten to ocet winny, w którym przez dwa tygodnie moczono bylicę piołun, rutę zwyczajną, rozmaryn lekarski, szałwię lekarską i inne zioła bogate w olejki eteryczne oraz o silnych właściwościach bakteriobójczych. Natomiast "driakiew ubogich" to nic innego jak pospolity czosnek, choć sama driakiew oznacza rodzaj krzewu ozdobnego, stosowanego w ziołolecznictwie, a w konsekwencji używało się tej nazwy jako zwykłego określenia "lekarstwa".
Zapewne pamiętamy słynne obrazy ukazujące lekarzy walczących z tą straszną zarazą... ubranych w przedziwny "ptasi" dziób, którego maska miała chronić ich przez zarażeniem. Tak była to swoista forma maski bakteriobójczej ze względu na umieszczone w przedziwnym dziobie zioła o silnie wonnych olejkach eterycznych i bakteriobójczych. Ten ubiór ochronny pozwalał też znosić ogólnie panujący fetor rozkładających się zwłok, jednak sam w sobie nie był ochroną idealną.
Symbolem dżumy stał się charakterystyczny ubiór ochronny noszony w XVI–XVIII w. przez lekarzy w czasie epidemii, z maską w kształcie dzioba, gdzie wkładano wonne olejki tłumiące fetor rozkładających się zwłok. Prócz ubioru, chroniono się przed dżumą także specjalnymi antidotami: najcenniejszym z nich była driakiew, ale stosowano też ocet siedmiu złodziei (ocet winny, w którym przez 12 dni moczono bylicę piołun, rutę zwyczajną, rozmaryn lekarski, szałwię lekarską i inne zioła zawierające olejki eteryczne, o silnych właściwościach bakteriobójczych) i "driakiew ubogich" – czosnek pospolity.
Grafika ilustracyjna
Dżuma jest chorobą spotykaną także w czasach obecnych - jednak z uwagi na możliwości całkowite wyleczenia nie rozprzestrzenia się tak szybko i z tragicznymi skutkami. "Medonet" wskazuje: "Chorzy na dżumę są w Polsce objęci są przymusową hospitalizacją. Dżuma uważana jest poza tym za chorobę kwarantannową – na mocy ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. "O zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi" kwarantanna wynosi 6 dni od momentu styczności z osobą chorą". Nam pozostaje jedynie życzyć wszystkim jak najlepszego zdrowia i nie poddawania się jakiejkolwiek epidemii.
PP