Początki przygody z muzyką sięgają wczesnego dzieciństwa Włodzimierza Nahornego. Po wojnie przyjechał z rodziną ze Lwowa i mieszkał w Kwidzynie. W domu Nahorni mieli pianino, ale zasadność posiadania takiego zbytku trzeba było uzasadnić przed specjalną komisją. Jeśli nikt na nim nie umiał grać, instrumenty zabierano do świetlic, szkół i domów kultury. Wtedy ujawnił się po raz pierwszy talent młodego Włodzimierza.
- Były przesłuchania i to takie poważne, w teatrze - wspominał w audycji Magdaleny Mikołajczuk w Polskim Radiu Włodzimierz Nahorny. - Ja miałem wtedy 4 czy 5 lat, czyli byłem dzieckiem, i siostra ten egzamin na pianino oblała. Więc wypchnięto mnie. Po tym powiedzieli, że kto wie, czy to nie jest talent, ale pianino zostanie pod warunkiem zapisania mnie do szkoły muzycznej - mówił.
50:49 Nahorny 3.mp3 "Włodzimierz Nahorny". Audycja Magdaleny Mikołajczuk z cyklu "Sekrety, konkrety". (PR, 30.01.2001)
W ten sposób rozpoczęła się klasyczna edukacja muzyczna Nahornego.
Muzyka w podziemiu
Nie wiadomo, czy wcześniej, czy niedługo później pojawiła w jego otoczeniu muzyka jazzowa, a trzeba pamiętać, że lata 40. i 50. to okres głębokiego zamknięcia kraju na wszystko, co przychodziło z zagranicy - dotyczyła to także płyt z muzyką. Muzyk wspominał, że zagranicznego jazzu zaczął słuchać jeszcze zanim nauczył się dobrze chodzić.
- Miałem to szczęście, że moim szwagrem był założyciel pisma "Jazz". Miał często bilety na koncerty na dobre miejsca i korzystałem z tego - opowiadał Włodzimierz Nahorny w audycji Jerzego Kisielewskiego w Polskim Radiu. - Mój szwagier miał olbrzymią płytotekę. Mówiło się tylko o jazzie, chociaż był inżynierem i pracował na Politechnice Gdańskiej, był specjalistą od silników. Ktokolwiek z muzyków jazzowych pojawił się na wybrzeżu, najczęściej lądował u niego w domu, więc miałem bezpośredni kontakt i z muzykami, i z muzyką przez jego płyty - dodawał.
35:39 Nahorny 2.mp3 "Włodzimierz Nahorny". Audycja Jerzego Kisielewskiego z cyklu "Piątek z Kisielem". (PR, 17.01.2014)
Nahorny skończył Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną w Sopocie w klasie klarnetu, ale gra także na fortepianie, saksofonie, kontrabasie i flecie. Sopot jest o tyle ważny, że tam w 1956 roku odbył się Festiwal Muzyki Jazzowej - pierwsze w Polsce jazzowe wydarzenie muzyczne, wymownie nazywane także "wyjściem z katakumb".
Na słynny festiwal przyjechało wtedy wielu muzyków z całego kraju i grając jazz przeszło przez miasto w barwnym pochodzie. Były tam takie legendy, jak: Krzysztof Komeda ze swoim Sekstetem, Melomani z Andrzejem Trzaskowskim oraz zespół Andrzeja Kurylewicza. Po wojnie granie muzyki jazzowej było zakazane, ponieważ gatunek kojarzony był przez komunistyczne władze z ogólnie pojętym Zachodem i okres ten nazywano właśnie "jazzem katakumbowym".
Wiedeńskie nagrody
Bardzo szybko - bo już w czasie studiów - Nahorny zaczął występować w różnych grupach jazzowych, które często sam zakładał: Little Four, North Coast Combo, Tralabomba Jazz Band. Na poważnie jednak zadebiutował w 1962 roku na warszawskim festiwalu Jazz Jamboree w big-bandzie Jana Tomaszewskiego. Od tego też roku zaczął długą współpracę ze starszym kolegą, Andrzejem Trzaskowskim, który zaszczepił w nim pasję do free jazzu.
Ze swoim zespołem - Nahorny Trio - wyjechał w 1966 roku na prestiżowy Światowy Konkurs Jazzu Nowoczesnego do Wiednia, gdzie zdobył II nagrodę indywidualną.
- To był konkurs na najwyższym poziomie, z resztą zorganizowany przez wspaniałego pianistę klasycznego, Friedricha Guldę - wspominał w Polskim Radiu. - Wtedy w jury zasiadały takie gwiazdy, których samo zobaczenie na żywo stanowiło nagrodę nieporównywalną z czymkolwiek innym, a mam na myśli Joe Zawinula - pianistę, Cannonballa Aderleya - saksofonistę, Rona Cartera - kontrabasistę - wyliczał Nahorny.
Nahorny zdobywał w swojej karierze jeszcze wiele nagród i wyróżnień. Największe wrażenie jednak zrobiła na nim ta przyznana na Festiwalu Jazzu Amatorskiego w Wiedniu w 1967 roku, bo wręczył mu ją sam Duke Ellington.
Jazzman nowoczesny
Włodzimierz Nahorny w swojej długoletniej karierze zajmował się nie tylko koncertowaniem, lecz także komponował muzykę filmową, teatralną (Teatry Dramatyczny, Narodowy i Powszechny w Warszawie oraz Wielki w Łodzi) i rozrywkową. Do najbardziej znanych piosenek należy z całą pewnością "Jej portret", do którego słowa napisał Jonasz Kofta a który zaśpiewał Bogusław Mec na festiwalu w Opolu. Wielokrotnie przypominana jest także współpraca Nahornego z zespołem rockowym Breakout, z którym nagrał dwie płyty: "Na drugim brzegu tęczy" (1969) i "70 A" (1970). Można na nich usłyszeć piękne solówki Nahornego na flecie i saksofonie.
W 1970 roku kolega po fachu, jazzman Jan "Ptaszyn" Wróblewski tak mówił o Włodzimierzu Nahornym w swojej audycji w Polskim Radiu:
- Nahorny jest jazzmanem nowoczesnym, bardzo nowoczesnym. Tego rodzaju muzyka jeszcze dwa lata temu nie cieszyła się popularnością, ale Nahornego uratowało poczucie humoru i zrozumienie, że sprawom muzycznym niejednokrotnie są w stanie pomóc sprawy widowiskowe. Nie zapominał nigdy o odbiorcach, do których kierował swoją muzykę, i to stało się jedną z przyczyn sukcesu jego tria na Jazz Jamboree ’68 - dodawał "Ptaszyn".
05:50 Nahorny.mp3 "Sylwetka muzyka - Włodzimierz Nahorny". Audycja Jana "Ptaszyna" Wróblewskiego. (PR, 25.06.1970)
Nahorny jako muzyk jazzowy o wykształceniu klasycznym chętnie podejmował się reinterpretacji dzieł kanonicznych polskich kompozytorów. Na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza płyty: "Mity" - na podstawie twórczości Karola Szymanowskiego, "Nahorny - Chopin: Fantazja polska" - na podstawie Fryderyka Chopina, "Nahorny - Karłowicz: Koncert" - na podstawie Mieczysława Karłowicza.
az