Kiedy Lelewel w 1821 roku objął katedrę historii, na jego wykładzie inauguracyjnym zgromadził się tłum słuchaczy w liczbie przekraczającej półtora tysiąca osób. Obecnie Lelewel funkcjonuje w nauce polskiej głównie jako twórca jednego z najsłynniejszych haseł - "Za wolność naszą i waszą!".
Słynne hasło wypisane było w dwu językach na sztandarach polskich chorągwi, kiedy to rosyjscy żołnierze szli na Warszawę w kolejnej wojnie między Polską a Rosją podczas powstania listopadowego. Brzmiało ono "Za waszą wolność i naszą walczymy" lub "W imię Boga za naszą i waszą wolność" - o czym świadczy zachowany sztandar w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Pochodzi on z warszawskiej manifestacji ku czci dekabrystów 25 stycznia 1831 roku. O ile niepiśmienni w większości żołnierze rosyjscy nie byli w stanie odczytać tego przekazu, o tyle w późniejszych latach, w wielu miejscach walk, w których Polacy brali udział, zawsze pojawiało się to hasło, które z miejsca tłumaczyło oddanie żołnierzy polskich w imię wolności.
Rodzina Lelewela pochodziła z Austrii i Prus Wschodnich. Sam Lelewel był profesorem kilku uczelni, wszechstronnym historykiem, numizmatykiem, kartografem nawet, poliglotą, heraldykiem, encyklopedystą i niezrównanym bibliografem. Znał i posługiwał się dwunastoma językami. Był zaangażowany w wiele organizacji i gremiów politycznych i konspiracyjnych, w kraju i na emigracji. Jego sprowadzone do Polski prochy z szacunkiem przyjmowane były w drodze do Wilna.
Dr Wojciech Stanisławski, na stronach Muzeum Historii Polski, dość przenikliwie charakteryzuje umiejętności i zainteresowania Lelewela. W swoim artykule pisze: "Naprawdę fascynowała go sfragistyka, numizmatyka wczesnego średniowiecza, paleografia. Jego pierwsza publikacja (1807) traktowała o »Eddzie poetyckiej«, wykłady prowadził z metodologii badań historycznych. Fascynowały go nauki pomocnicze historii. Był nowatorem na skalę europejską, jeśli chodzi o historię historiografii, wykorzystanie i interpretację danych kartograficznych i geograficznych, badał krój czcionek starodruków i motywy na monetach. Zarazem odznaczał się niezależnością myślenia, odwagą i skłonnością do szerszej refleksji. Zastanawiając się nad kierunkiem rozwoju dziejów Polski zwracał uwagę na zwiększanie się swobód kolejnych warstw i stanów społecznych, co określał mianem »gminowładztwa«. Do tego żywił romantyczny zachwyt nad »wolnością« jako wartością społeczną i tymi, którzy byli jej heroldami, bodaj i w czasach starożytnych".
Joachim Lelewel nie dożył wolności Polski - zmarł na obczyźnie, w Paryżu, gdzie grupa zatroskanych przyjaciół przywiozła go, już ciężko chorego, z Brukseli do paryskiej prywatnej kliniki doktora Dubois. Próba ratowania wątłego życia nie powiodła się i z końcem maja Lelewel zmarł. Stanisławski tak pisze o tych wydarzeniach: "Na ziemiach polskich, zwłaszcza tych pod panowaniem rosyjskim, gdzie właśnie po śmierci cara Mikołaja wzbierały nadzieje i emocje przed kolejnym powstaniem, organizowano liczne akademie i nabożeństwa żałobne. W Paryżu – tylko kolejny polski grób na cmentarzu Montmartre. Nad grobem przemówił Ludwik Wołowski, polski emigrant, od lat już robiący karierę w bankowości francuskiej. Chcąc demokratycznej wymowy, organizatorzy pogrzebu doprosili do grona przemawiających nad grobem paryskiego robotnika i rabina, chociaż Lelewel z jedną ani z drugą sferą nie miał zbyt wiele wspólnego".
To był pierwszy pogrzeb wielkiego Polaka. Następny odbył się w 1929 roku, już w wolnej Polsce. Prochy przybyłe na statku w Gdyni witali miejscowi notable. Tu też rozpoczyna się pełna hołdu podróż tych prochów specjalnym pociągiem przez Warszawę do Wilna.
W warszawskiej katedrze św. Jana odbyła się msza święta. Uroczystości celebrowane były w asyście dwóch ministrów, prezydenta Warszawy, komendanta miasta i licznych posłów i senatorów. Po tym krótkim pobycie prochów w stolicy pociąg ruszył w kierunku Wilna, gdzie do uroczystości pogrzebowych doszło 9 października. Trumna z prochami znajdowała się w pomieszczeniach Uniwersytetu Wileńskiego. W imieniu rządu przemawiał minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Sławomir Czerwiński: "Na dziwnym jesteśmy pogrzebie. Jesteśmy na jednym z tych radosnych, wyjątkowych pogrzebów, które są oznaką nie śmierci, lecz życia. Bo chociaż przed nami mogiła rozwarta, choć w niej trumna drogie szczątki kryjąca, to przecież nie znaczy to, że ktoś teraz wśród nas zmarł, ale znaczy to wszystko, że ktoś w sercach naszych żyje. Zaprawdę nie jest to zwykły pogrzeb, bo na pogrzebie oddaje się ziemi prochy kogoś, kogo się utraciło, a my na tym miejscu mamy za chwilę kogoś odzyskać. Zaprawdę nie jest to zwykły pogrzeb, bo nie jest to czyjeś w dalekie, nieznane krainy odejście, ale długo oczekiwany powrót do swoich. (...) Składając w imieniu Rządu Rzeczypospolitej najgłębszy hołd pamięci Joachima Lelewela, wyrażam gorące pragnienie, aby nie tylko jego śmiertelne szczątki od tej chwili po wieczne czasy pozostały wśród nas, ale ażeby wstąpił w nas i duch jego ofiarny i aby pozostał między nami na zawsze".
Jeszcze przed godziną 15, pogrzeb na wileńskiej Rossie zakończył pośmiertną podróż Joachima Lelewela. W mauzoleum wmurowano dokument, wydrukowany na pergaminie, stwierdzający fakt złożenia prochów z podpisami obecnych na pogrzebie Ministrów, wojewodów, rektorów i profesorów. Na ulicach, którymi przechodził kondukt, płonęły lampy elektryczne, owinięte czarną krepą.
PP