Nieznane materiały z Archiwum Hoovera - raport specjalny >>>
Umorzenie wraz z uzasadnieniem ma 133 strony. Zostało opatrzone datą 7 czerwca 2019 roku. Podpisał je Łukasz Gramza, prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie.
Ślady wskazujące na przemieszczanie zwłok po śmierci studenta. Fot. IPN
To już czwarte z kolei, a trzecie po 1989 roku, postępowanie przygotowawcze w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa. Dwa pierwsze zakończyły się umorzeniami. Kolejne, z lat 90. ubiegłego wieku, po wyłączeniu części materiałów, dotyczących wysyłania do znajomych Pyjasa przed jego śmiercią anonimowych listów, miało swój finał w sądzie. Prokurator Krzysztof Urbaniak oskarżył wówczas siedem osób (w tym jednego z byłych wiceministrów, wysokich rangą dyrektorów MSW oraz szeregowych funkcjonariuszy).
Studencki Komitet Solidarności - zobacz serwis historyczny
Co prawda, podczas trwającego w Warszawie procesu kilku oskarżonych zmarło. Ostatecznie zapadły dwa wyroki w zawieszeniu. Od tamtego czasu nikt w związku ze śmiercią Stanisława Pyjasa już przed żadnym polskim sądem nie odpowiadał.
Przełomem mógł być fakt ujawnienia w 2001 roku agenturalnej przeszłości Lesława Maleszki - jednego z najbliższych przyjaciół zamordowanego krakowskiego studenta. To on jako TW o pseudonimach: "Ketman", "Return", "Tomek" i "Zbyszek" od kwietnia 1976 do stycznia 1990 roku pisał donosy i brał za nie pieniądze, będąc jednym z najlepiej opłacanych agentów służb specjalnych PRL. Bezpiece przekazywał cenne informacje dotyczące działalności grupy studentów, a później m.in. opozycjonistów z Krakowa. Jak zeznał w prowadzonym w latach 90. ubiegłego wieku śledztwie, jeden z byłych funkcjonariuszy krakowskiej Służby Bezpieczeństwa: "jego (Maleszkę) bawiła ta rola agenta, był nią dowartościowany".
- Widziałem twarz zatłuczonego człowieka. Śmierć Staszka zmieniła wszystko - mówił Bronisław Wildstein w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl w 2017 roku.
Zobacz i posłuchaj, co jeszcze Bronisław Wildstein powiedział o śmierci przyjaciela:
Tezy prokuratora
W obszernym uzasadnieniu umorzenia prokurator Gramza pieczołowicie odtwarza kolejne etapy prowadzonych od 1977 roku śledztw. Przypomina, że zaledwie tydzień po śmierci Pyjasa mecenas Andrzej Rozmarynowicz (pełnomocnik pokrzywdzonych rodziców studenta) wniósł do prokuratury "o kontynuowanie postępowania przy przyjęciu kwalifikacji prawnej z art. 148 paragraf 1 Kodeksu karnego", czyli zabójstwa. Rozmarynowicz podkreślał w swoim wniosku, że "Stanisław Pyjas poważnie potraktował pisma anonimowe (wysłane w kwietniu 1977 roku) szkalujące go w oczach kolegów i (dlatego) obawiał się o swoje życie".
Widok klatki schodowej i schodów w budynku przy ul. Szewskiej 7 w Krakowie. Fot. IPN
Dalej prokurator Gramza rekonstruuje drobiazgowo to, co działo się ze Stanisławem Pyjasem w ciągu ostatnich kilkunastu godzin przed jego śmiercią. Opisuje też wykonane w śledztwie IPN od 2008 roku czynności: opinie, ekspertyzy, ponowną ekshumację szczątków zamordowanego studenta, przesłuchania świadków i dowody z kilkudziesięciu dokumentów.
Charakterystyczne jest też i to, że przesłuchiwani w śledztwach prowadzonych po roku 1989 byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa zazwyczaj mówili o tym, że o Pyjasie usłyszeli dopiero po jego śmierci. To bardzo przypomina przesłuchania wielu funkcjonariuszy Departamentu IV MSW po uprowadzeniu i śmierci księdza Popiełuszki w 1984 roku.
- Bezpieka mogła w tym czasie z człowiekiem robić wszystko. Stanisław Pyjas mógł się czuć zaszczuty i samotny - mówił prezes IPN Jarosław Szarek w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl w 2017 roku.
Posłuchaj całej rozmowy:
Okazuje się też, że podobną "nadzorczą" rolę w umorzonym śledztwie w roku 1977 w sprawie śmierci krakowskiego studenta odegrał sześć lat później w sprawie śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka generał brygady Zbigniew Pudysz - dyrektor Biura Śledczego MSW. Odpowiedzialny także za nadzór nad śledztwem dotyczącym uprowadzenia i zabójstwa księdza Popiełuszki.
Tłum zebrany obok wejścia do kamienicy przy ulicy Szewskiej 7 w Krakowie po śmierci Pyjasa. Fot. IPN
Kombinacja operacyjna
Prokurator Gramza podkreśla w swoim uzasadnieniu, że Stanisław Pyjas mógł stać się ofiarą kombinacji operacyjnej Służby Bezpieczeństwa. Jej początkiem było rozesłanie anonimowych listów do kolegów Pyjasa w połowie kwietnia 1977 roku. Być może - konkluduje prokurator IPN - akcja pobicia Pyjasa miała "zdynamizować" kombinację operacyjną i jednocześnie potwierdzić treść wysyłanych anonimów. Prokurator IPN pisze też, że mogły być one "odebrane na zewnątrz jako zemsta osób ze środowiska Pyjasa za jego domniemaną współpracę z SB".
Tak pomyślana akcja zastraszenia "figuranta" (Stanisława Pyjasa) ocalała jednocześnie agenturę (a zwłaszcza Lesława Maleszkę) przed jakimikolwiek podejrzeniami o współpracę z bezpieką. Jednocześnie zapobiegała utracie wartościowego agenta (lub agentów) i konieczności wprowadzenia nowych donosicieli w operacyjnie niewygodne środowisko studenckiego Krakowa końca lat 70. ubiegłego wieku. Działania te w efekcie doprowadziły do zabójstwa Stanisława Pyjasa. Później niedbale prowadzono pierwsze śledztwo sterowane przez Biuro Śledcze MSW z Warszawy.
Plakat z informacją o mszy św. za Stanisława Pyjasa. Fot. IPN
Prokurator Gramza tłumaczy też w swoim uzasadnieniu, dlaczego śmierć Pyjasa jest nie tylko zbrodnią komunistyczną, ale też może być uznana za zbrodnię przeciwko ludzkości, która w myśl prawa się nie przedawnia. Prokurator pionu śledczego IPN stwierdza, że "działania organów bezpieczeństwa byłyby (w takim wypadku) skierowane nie tylko na wyrządzenie poważnej szkody pokrzywdzonemu (Stanisławowi Pyjasowi) jako jednostce, ale również na poważne zaszkodzenie całemu środowisku, w którym pokrzywdzony funkcjonował, a którego jedyną (winą) było to, że hołdowało wartościom demokratycznym i humanistycznym, i sprzeciwiało się aktom bezprawia podejmowanym przez przedstawicieli władz państwowych i organów bezpieczeństwa państwa (komunistycznego)".
Prokurator uznał jednak dalsze prowadzenie śledztwa za "niemożliwe, ze względu na brak możliwości identyfikacji osób, które dopuściły się (tego) czynu".
Dlatego śledztwo umorzył.
Piotr Litka