Bogdan Borusewicz, obecnie marszałek Senatu i jeden z organizatorów strajku, wspomina w "Sygnałach Dnia", jak stworzył grupę ludzi, którzy zorganizowali protest. Przyznaje, że podczas strajku bał się konsekwencji. Obecnie ma czasu na wspominanie przeszłości. Ale w rocznicę wybuchu strajku planuje spotkanie z kolegami przy herbacie.
Krzysztof Grzesiowski: Marszałek Senatu Rzeczpospolitej polskiej Bogdan Borusewicz w naszym studiu. Dzień dobry, panie marszałku.
Bogdan Borusewicz: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.
K.G.: Mówiąc szczerze, to trochę żałuję, że rozmawiamy akurat dzisiaj, jedenastego. Gdybyśmy spotkali się za kilka dni, 14 sierpnia, bylibyśmy równo 30 lat od dnia, kiedy pan wszedł na teren Stoczni. Pan, Jerzy Borowczak, Bogdan Felski i Ludwik Prądzyński, by tak się zaczęło.
B.B.: Ja przygotowałem ten strajk i odpaliłem, ale na terenie Stoczni wtedy była ta trójka: Borowczak, Felski i Prądzyński, ja wszedłem z piątku na sobotę w nocy, kiedy ten strajk trwał.
K.G.: No i był ten moment jeszcze, kiedy wszyscy panowie, a właściwie wszyscy strajkujący czekali na jeszcze jedną osobę.
B.B.: No tak, tak. Ustaliliśmy, że ten strajk musi wesprzeć ktoś starszy. To była dwudziestoparoletnia młodzież przecież. I padło na Wałęsę jako na tego, który znał Stocznię, pracował w Stoczni. I stało się tak, że wsparł ten strajk. Wszedł na teren Stoczni i potem ciągnął ten strajk, bo przecież Wałęsą ciągnął (...)
K.G.: A gdyby Wałęsa nie przyszedł, pan by się wycofał?
B.B.: Jakby nie przyszedł, to mogło być różnie. Ta młodzież wiedziała, co robić w tym pierwszym dniu, a potem oczywiście nie miała takiego doświadczenia, ten strajk mógł trwać znacznie krócej, jeden dzień załóżmy. On wtedy osiągnąłby ten cel, który był zamierzony, na pewno by osiągnął, ale by nie był tym strajkiem tak ważnym dla Polski, dla Europy, którym się stał dwa dni później.
K.G.: A pamięta pan, ile było żądań na początku?
B.B.: Tak, bo sam pisałem te żądania. [śmiech]
K.G.: Może przypomnijmy: przywrócenie do pracy Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy, postawienie pomnika ofiarom Grudnia 1970 roku, zagwarantowanie bezpieczeństwa strajkującym, podwyżka płac o 2 tysiące złotych. Jaki to był rząd wielkości?
B.B.: To było dość dużo, nawet w czasie przygotowania nastąpiła taka dość dziwna i potem śmieszna dla mnie dyskusja, kiedy ja z Felskim spieraliśmy się, jaka to powinna być podwyżka. Bogdan Felski, robotnik ze Stoczni, mój przyjaciel, rzucił 3 tysiące. Ja powiedziałem, że 300 złotych. On po prostu zaczął krzyczeć, że po prostu sami będziemy strajkować i sam strajkuj i rzucił 3 tysiące. Ja powiedziałem, że to jest po prostu (...) podwyżka, więc tu widać było różne perspektywy. [śmiech]
K.G.: Stanęło na dwóch.
B.B.: Stanęło na dwóch, tak, tak.
K.G.: Ten ostatni punkt to, przypomnijmy, dodatek drożyźniany i rodzinny odpowiadający wysokości zasiłku funkcjonariuszy ówczesnej Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa.
B.B.: No ale to już 21 postulatów...
K.G.: No właśnie. I w tych...
B.B.: Tam na tych trzech plakatach były trzy postulaty.
K.G.: Dwa dni później, szesnastego, właściwie to wszystko właściwie mogło się skończyć już, prawda? Dyrekcja Stoczni zgodziła się na podwyżkę i robotnicy zaczęli powoli, powoli wychodzić.
B.B.: Tak. Zastosowano taką samą metodę jak gdzie indziej, bo przecież te strajki takie ekonomiczne one pełzały po całej Polsce. Przypomnę Lublin, gdzie był strajk w zasadzie powszechny, to był trzydniowy. I w Stoczni Gdańskiej wtedy tak się też mogło tak zakończyć. No ale nie zakończyło się.
K.G.: Te dwa dni później, szesnastego, to w rolach głównych panie zdaje się wystąpiły, między innymi pana świętej pamięci małżonka...
B.B.: Tak, one...
K.G.: Alina Pieńkowska, Anna Walentynowicz, Henryka Krzywonos.
B.B.: Tak. I Ewa Osowska. One zachowały zimną krew i wiedziały, co robić, próbowały zatrzymać wychodzących stoczniowców, jednak po ogłoszeniu przez Wałęsę zakończenia strajku większość wyszła. Było nas bardzo mało w Stoczni Gdańskiej, może trzysta osób, może nawet mniej. Była to sytuacja też niezwykle niebezpieczna, bo przecież można było wtedy zaatakować. Ale z drugiej strony zrobiła się taka cisza i tak było spokojnie w nocy z soboty na niedzielę, że można było pracować nad postulatami, można było te postulaty sformułować, uporządkować, bo było przecież ich kilkaset, trzeba było je uporządkować. I tę pracę też w dużej mierze wykonywały kobiety.
K.G.: Pan często wraca pamięcią do tamtych sierpniowych dni sprzed 30 lat? Spotyka się pan ze swoimi kolegami...
B.B.: Życie tak szybko...
K.G.: ...którzy to wszystko organizowali, razem to robiliście?
B.B.: Życie tak szybko płynie, że w zasadzie nie ma czasu wracać tylko do historii. Ja jednak jestem w tym takim nurcie politycznym aktywny. Ale utrzymuję kontakt z tymi kolegami i czternastego zaprosiłem ich na godzinę trzynastą do siebie i będzie takie spotkanie półprywatne. Mieliśmy takie spotkanie na 25-lecie i teraz 30-lecie także. No, zobaczymy, czy dotrwamy jeszcze do 40-lecia. (...)
K.G.: Hm. Wszyscy zaproszeni potwierdzili obecność?
B.B.: Tak, tak, będą moi koledzy i będziemy wspominać przy herbacie, kawie i może winku.
K.G.: Tak jeszcze na chwilę o te 30 lat się cofnijmy. Bardzo się pan bał? Konsekwencji tego, co pan robi?
B.B.: Tak.
K.G.: Jak się nie uda?
B.B.: No tak, tak. Oczywiście, bałem się. Bałem się, że jak się nie uda albo gorzej – jak się na początku uda, a potem zostanie strajk rozbity, a może ktoś zginie. Przecież trzeba było przewidywać różne scenariusze, dlatego wbijałem do głowy tym, którzy rozpoczynali, że nie można doprowadzić, dopuścić do tego, żeby ludzie wyszli na ulice ze Stoczni, że trzeba trzymać ich w zakładzie.
K.G.: To była nauczka po 1970, po Grudniu.
B.B.: To były wnioski z 70 roku i na te wnioski wszyscy żeśmy się zgadzali. Analizowałem zresztą ten strajk, ten Grudzień 70 roku przez wiele, wiele, wiele spotkań. Przygotowanie środowiska, w ogóle tworzenie tego środowiska, które potem ten strajk wywołało i prowadziło, trwało ponad dwa lata. Ten strajk i ci ludzie... Ci ludzie to nie wyskoczyli tak jak (...), trzeba było ich przygotować do tego.
Andrzej Żak: Panie marszałku, w czasie tych spotkań jak często zastanawiacie się, czy to było za wcześnie, czy za późno, czy dobrze, czy źle, czy takie, a nie inne postulaty, czy po prostu tylko wspominacie? Czy takie pytania padają?
B.B.: Oczywiście, pytania takie padają, ale odpowiedź jest jasna, bo ten strajk zakończył się olbrzymim sukcesem, niesamowitym sukcesem. Wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy, jaki to może być sukces. Wszystko stało się tak, że nie popełniliśmy... dlatego że nie popełniliśmy żadnego błędu. I wtedy, kiedy rozpoczynaliśmy strajk, i w ciągu 17 dni nie popełniliśmy żadnego błędu. A sytuacja była nieraz bardzo ciężka. I dzięki temu ten strajk został wygrany.
A.Ż.: Ale drogi wasze się rozeszły później.
B.B.: A potem Polska się zmieniła.
A.Ż.: I Polska się zmieniła.
B.B.: No, między innymi dlatego, że Polska się zmieniła, że po 20 latach już żyliśmy w innym, w zupełnie innym kraju i nasza ojczyzna była zupełnie inna. Dlatego te różnice, które gdzieś tam były na zapleczu, one się ujawniły albo się stworzyły nowe. Stworzyły się nowe problemy, na które trzeba było odpowiadać. Więc ja nie płaczę nad tym, że nastąpiły podziały. One były nieuchronne. Zaś sukcesem jest naszym ta Polska dzisiejsza. I ten sukces akceptują także ci, którzy byli po drugiej stronie barykady.
K.G.: A czy sukces to również to, że absolwent Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni, magister historii, po 30 latach jest Marszałkiem Senatu Rzeczpospolitej?
B.B.: W tej grupie, którą stworzyłem... z tej grupy wywodzi się dwóch prezydentów, jeden premier i jeden marszałek senatu. A mogłoby więcej osób piastować takie stanowisko. To pokazuje, jaka dobra była ta grupa, jaka wartościowa.
K.G.: Dziękujemy za wizytę, za rozmowę, panie marszałku.
B.B.: Dziękuję bardzo.
K.G.: Bogdan Borusewicz, Marszałek Senatu Rzeczpospolitej Polskiej, gość Sygnałów Dnia.
(J.M.)