Rycerstwo w kolumnie wojsk polskich wracało do kraju w morowych nastrojach i to nie tylko ze względu na deszczową pogodę i przejmujące zimno. Trzytygodniowe oblężenie twierdzy Suczawa, w której broniły się siły wierne hospodarowi Stefanowi III, zakończyły się porażką. Tym dotkliwszą, że wymęczone głodem i chorobami siły Jana Olbrachta zmusiło do wycofania ultimatum wystosowane przez rodzonego brata polskiego króla, Władysława Jagiellończyka, panującego w Czechach, na Węgrzech i w Chorwacji. Władca domagał się pod groźbą wkroczenia wojsk węgierskich odstąpienia od interwencji w Mołdawii.
Wojska polskie podążały przez Bukowinę w kierunku Lwowa w poczuciu porażki, ale niepokonane w boju. Na czele podążało rycerstwo wielkopolskie, później chorągwie królewskie i małopolskie pospolite ruszenie, dalej podążała straż tylna, złożona z posiłków krzyżackich i wojsk zaciężnych, i tabory.
Klęska militarna, od której miało wziąć się słynne powiedzenie, miała dopiero nadejść. Kolumna wojsk, licząca z czeladzią około 80 tys. ludzi, musiała w drodze powrotnej pokonać gęsty las nieopodal Koźmina. Jedyna droga wiodła przez ciągnący się na odcinku trzech kilometrów wąwóz. Okazał się on śmiertelną pułapką.
- Koniec kolumny właśnie wchodził do jaru, kiedy nastąpił nagły, niespodziewany atak wojsk mołdawskich. Niektórzy wręcz twierdzą, że żadnych tam wojsk Stefana nie było po prostu swawolne grupy rabusiów, a także Tatarów po prostu uderzyły na tabory - wskazywał prof. Wojciech Fałkowski w audycji Andrzeja Sowy z cyklu "Historia Polski".
07:27 historia polski (86) - Średniowiecze- wyprawa mołdawska.mp3 Wyprawa mołdawska - gawęda prof. Wojciecha Fałkowskiego w audycji Andrzeja Sowy z cyklu "Historia Polski" (PR, 5.05.2003)
Gdyby nie osobista odwaga króla, który poprowadził nienękaną dotąd straż przednią do kontrataku, odmieniła losy bitwy. Dzięki uderzeniu ciężkozbrojnej konnicy można było mówić o klęsce, ale nie o tragedii. Poległo około 5 tys. rycerstwa i drugie tyle czeladzi.
Klęska wizji Polski od morza do morza
Bitwa pod Koźminem przypieczętowała fiasko wyprawy mołdawskiej podjętej przez Jana Olbrachta latem 1497 roku. Choć monarcha wyprawiał się do Mołdawii, to prawdziwym celem wyprawy było przeciwstawienie się rosnącym wpływom tureckim w Europie.
Od chwili zdobycia Konstantynopola imperium osmańskie poszerzało swoje wpływy na Starym Kontynencie. Jan Olbracht musiał być niezwykle świadomy zagrożenia nadciągającego z południa Europy. Pół wieku przed wyprawą mołdawską w walce z Turkami pod Warną poległ jego stryj, Władysław Warneńczyk. On sam, jeszcze nim zasiadł na polskim tronie, sprawował z woli swojego ojca Kazimierza Jagiellończyka, namiestnictwo nad Rusią. Tam przyszło mu walczyć z Tatarami, którzy od 1475 roku byli lennikami Turków.
Gdy w 1484 roku imperium osmańskie zajęło mołdawskie porty czarnomorskie Kiliję i Białogród, ekspansja Turków zaczęła godzić w żywotne interesy polskiego handlu. Porty były istotnym punktem na szlaku handlowym prowadzącym od Lwowa, przez Warszawę, aż po Gdańsk. Szlak ten pozwalał Polsce czerpać zyski z intratnego handlu między morzami.
- To był wielki pomysł polityczny, by wszystkie szlaki handlowe między Morzem Czarnym a Lwowem i później Morzem Bałtyckim były pod kontrolą króla polskiego - wyjaśniał prof. Wojciech Fałkowski.
Olbracht miał jeszcze jeden cel: wyprawa mołdawska miała pokazać zagrożenie tureckie i posłużyć królowi jako pretekst do przeniesienia zakonu krzyżackiego na Podole. Pomysł zrodził się już podczas rokowań kończących wojnę trzynastoletnią. W 1492 roku powrócił do niego Jan Olbracht.
Przeniesienie Krzyżaków na kształtującą się granicę między światem chrześcijańskim i muzułmańskim byłoby zgodne z powołaniem Krzyżaków, a Polsce pozwoliłoby na inkorporację państwa zakonnego w Prusach. W wyprawie wzięło nawet udział 400 rycerzy zakonnych pod wodzą wielkiego mistrza Johanna von Tieffena (on sam zmarł w drodze powrotnej). Być może powodzenie ekspedycji pozwoliłby na wykrojenie fragmentu pogranicza podolsko-mołdawskiego na nową siedzibę dla zakonu i postawienie rycerzy spod znaku czarnego krzyża przed faktem dokonanym.
Dlaczego Stefan III zdradził polskiego króla?
Choć dalekosiężnym rezultatem wyprawy było zahamowanie tureckiej ekspansji, to bezpośrednim celem ekspedycji polskiego króla było podporządkowanie sobie Mołdawii, która po blisko stu latach właśnie zrzuciła zależność lenną od Polski.
Stefan III, hospodar mołdawski, władca niewielkiego państewka wciśniętego między ówczesne europejskie potęgi, w polityce zagranicznej wił się jak piskorz, lawirując między Polską, Turcją i Węgrami (stąd właśnie interwencja króla węgierskiego Władysława Jagiellończyka). Zmieniał sojusze i przeciwstawiając się dawnym protektorom w nadziei na rozszerzenie swojego władztwa. W końcu zwrócił się też przeciwko Polsce, zwłaszcza, że żywił w stosunku do krakowskiego dworu osobistą urazę.
- Dziesięć lat wcześniej złożył on hołd lenny Kazimierzowi Jagiellończykowi. W czasie uroczystego aktu nagle, nie wiadomo dlaczego, jakby powiedział ktoś naiwny albo złośliwy, opadły ściany namiotu i całe wojsko mołdawskie zobaczyło swojego hospodara klęczącego przed królem polskim. Tego upokorzenia hospodar nie zapomniał i w każdej wolnej chwili wtedy, kiedy mógł czynić nowe ekspansywne plany polityczne, zastanawiał się, jak zerwać zależność lenną z królem polskim. Okazja nadarzyła się właśnie w początku lat 90. - mówił historyk.
Za króla Olbrachta narodziła się szlachta, czyli statut piotrkowski
Pamięć o klęsce mołdawskiej przyczyniła się do powstania powiedzenia "Za króla Obrachta wyginęła szlachta". Jak wskazuje gość audycji Polskiego Radia, nie chodziło wyłącznie o poległych.
- Szlachta rzeczywiście wtedy ucierpiała, ale również dlatego, że król pod wpływem nieudanej wyprawy i klęski bukowińskiej dokonał dokładnego przeglądu stawiennictwa na wyprawę. Pospolite ruszenie to było wezwanie obowiązkowe. Każdy szlachcic miał obowiązek wystawić poczet i wyruszyć wraz z monarchą. Posypały się konfiskaty dóbr za niestawiennictwo, za wcześniejszy wyjazd, czy wręcz za zbiegostwo. I to również zostało przez szlachtę zapamiętane - wskazywał prof. Wojciech Fałkowski.
Ocena braci szlacheckiej wydaje się niesprawiedliwa nie tylko w kontekście wcale nie tak wielkich strat wojennych, ale też biorąc pod uwagę to, jak przygotowania do wyprawy wpłynęły na kształtowanie się pozycji politycznej szlachty w państwie polskim. Elementem tych przygotowań było wydanie statutu piotrkowskiego, który miał skłonić rycerstwo do wzięcia udziału w ekspedycji. Dokument ten zwalniał szlachtę z ceł handlowych. Ponadto wzmacniał jej pozycję wobec dwóch innych stanów. Odtąd tylko jeden chłop mógł opuścić wieś w ciągu roku.
To naturalnie zahamowało rozwój miast (liczbę ludności zwiększał napływ chłopów). Mieszczanom odebrano też prawo nabywania ziemi i sprawowania urzędów, co oznaczało w praktyce monopol szlachty na obu tych płaszczyznach. W tym kontekście Jan Olbracht położył podwaliny pod dominację braci szlacheckiej w przyszłej Rzeczpospolitej. Słynne powiedzenie jest więc - nie pierwszym i nie ostatnim - dowodem na to, że w polityce wdzięczność nie jest mocną walutą.
Klęska wyprawy mołdawskiej o wiele mocniej niż w szlachtę uderzyła w kraj. Polska utraciła szansę na odzyskanie zwierzchnictwa nad Mołdawią i - co za tym idzie - kontroli nad handlem bałtycko-czarnomorskim. Mimo późniejszych starań, nigdy nie zdołała wyrwać Mołdawii spod zwierzchnictwa Turcji. Choć rozmiary klęski mołdawskiej nie były ogromne, to odważyły sąsiadów do ataku na sprzymierzone Polskę i Wielkie Księstwo Litewskie.
Car Iwan III Srogi podjął próbę zajęcia Kijowa i Smoleńska, a cesarz Maksymilian Habsburg przejął część śląska i - jako protektor zakonu - zażądał zwrócenia Prus Królewskich Krzyżakom. Ośmielony wielki mistrz nie złożył hołdu lennego Olbrachtowi. Krewki Jagiellon gotował się już na nową wyprawę, tym razem skierowaną przeciwko zakonowi krzyżackiemu. Zmarł w Toruniu podczas przygotowań do interwencji w Prusach.
bm