20 listopada 1943 roku urodził się pianista Marek Tomaszewski. Wspólnie z przyjacielem - muzykiem Wacławem Kisielewskim (synem Stefana) - stworzył zespół Marek i Wacek, który zyskał sławę dzięki nowoczesnym interpretacjom muzyki klasycznej.
Grupa Marek i Wacek (pisany często w formie "Marek & Vacek") była jednym z fenomenów polskiej sceny muzycznej w PRL. Udało się jej wprowadzić tematy muzyki uważanej za elitarną do niemal każdego polskiego domu. W ciągu dwóch dekad odnieśli zresztą ogromny sukces nie tylko w kraju, lecz także za granicą.
Oszałamiającą karierę tandemu przerwała tragedia - 12 lipca 1986 roku Wacław Kisielewski zmarł w szpitalu w Wyszkowie w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym. Tym samym zespół przestał istnieć, a Marek Tomaszewski ograniczył publiczne występy. Nie skończył jednak z muzyką.
33:55 Dwadzieścia lat później Jana Tyszkiewicza rozmowa z M Tomaszewskim 1987 RWE.mp3 "Wacek lubił granie w stylu lekkich rzeczy Mozarta, ja wolałem bardziej Beethovena, Rachmaninowa czy Czajkowskiego". Z Markiem Tomaszewskim rozmawia Jan Tyszkiewicz (RWE, 1987)
– Po tylu latach cudownej pracy z Wackiem, po wielu latach przyjaźni, gdy łączyło nas mnóstwo spraw, był to dla mnie straszliwy cios. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć – wspominał artysta rok po śmierci Kisielewskiego. – Byłem w szoku, który trwał dość długo, ale który zarazem dał mi pewność, że należy kontynuować to, co było do tej pory. Zresztą Wacek chyba zrobiłby podobnie, gdyby to ze mną coś się stało – stwierdził.
Zgodnie z zapowiedzią Marek Tomaszewski dalej tworzył. W pewnym sensie był bowiem skazany na muzykę - otaczała go ona od pierwszych lat życia.
Od klasyki do jazzu
Marek Tomaszewski urodził się 20 listopada 1943 roku w Krakowie. Był synem niedoszłego skrzypka, który został prawnikiem. Jego matka od czasu do czasu grywała na fortepianie. Po wojnie rodzina przeprowadziła się do Gdańska, do mieszkania, w którym przypadkiem stało pianino. – To w jakimś sensie zadecydowało o tym, żeby mnie i mojego brata, który jest sześć lat starszy ode mnie, posłać na lekcje fortepianu. W ten sposób zaczęła się muzyka – opowiadał pianista w 1984 roku.
To właśnie ze starszym bratem Janem (ur. 1937), puzonistą i kompozytorem, Marek Tomaszewski stawiał pierwsze kroki w dziedzinie wspólnego muzykowania. – Myśmy rodzinnie bez przerwy słuchali, komponowali, aranżowali i w ogóle bawili się muzyką – wspominał. Zaczynali od repertuaru klasycznego, niebawem jednak obaj zafascynowali się nowym zjawiskiem, które przybyło do Polski z Zachodu - jazzem.
14:26 prywatnie u marka tomaszewskiego___pr iii 90988_tr_0-0_632efb6e[00].mp3 O historii powstania duetu Marek i Wacek - i nie tylko. Audycję "Prywatnie u Marka Tomaszewskiego" prowadzi Anna Tyburska (PR, 1984)
– Pamiętam pierwszy festiwal jazzowy w Sopocie w 1956 roku. Miałem wtedy 13 lat. To było naprawdę duże przeżycie i praktycznie już od tego czasu na dobre zainteresowałem się muzyką jazzową. Stąd w późniejszych latach granie po klubach studenckich i jazzowych w różnych składach. Mój brat założył big band jazzowy, który nawet występował na festiwalu Jazz Jamboree w Warszawie w 1962 roku – mówił Marek Tomaszewski.
Gdy więc w 1961 roku młody artysta dostał się do Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie, miał za sobą już niemało doświadczeń z estradą.
– Podczas studiów w klasie fortepianu u profesora Zbigniewa Drzewieckiego poznałem Wacka – opowiadał pianista w 1987 roku. – Wacek przyjechał z Krakowa, ja przyjechałem z Gdańska i chodziliśmy na wspólne wykłady literatury muzycznej, harmonii i tak dalej. Kiedyś między wykładami siedzieliśmy w jednej z klas, gdzie znalazły się dwa fortepiany i zaczęliśmy sobie po prostu muzykować. Wacek przedtem w Krakowie grał jazz w Piwnicy pod Baranami, w jazz clubach, ja natomiast grywałem z moim bratem jazz w Gdańsku – dodał.
To był początek wieloletniej współpracy, której efektem niebawem stał się duet Marek i Wacek.
Frajda, praca, sława
Po latach muzyk nie ukrywał, że "bawienie się przeróbkami muzyki klasycznej" miało na początku wymiar towarzyskiej rozrywki. Żaden ze studentów nie snuł wówczas planów kariery opartej na tego rodzaju repertuarze. Młodzieńcy, którzy zakosztowali już rozkoszy jazzu, improwizacji i aranżacji nieskrępowanej konwencjami, pragnęli po prostu wyjść poza ciasne ramy wyznaczone klasycznym kanonem w szkole. – Chcieliśmy znaleźć troszeczkę jakiejś swobody, jakiejś frajdy – powiedział Marek Tomaszewski.
Pianiści nie zamierzali zresztą zamykać się wyłącznie w kręgu jednej dziedziny. – Było to od razu w pewnym sensie dwutorowe. Braliśmy się nie tylko za muzykę klasyczną, ale również za utwory rozrywkowe, które pasowały na dwa fortepiany – zaznaczył artysta.
Wbrew obawom ich akademicki opiekun wspierał muzyczne poszukiwania młodzieży. – Był to wspaniały człowiek renesansu, który ubóstwiał po prostu każdą muzykę – wspominał pianista. – Dla niego nie było podziału na muzykę klasyczną, jazzową, rozrywkową, tylko na muzykę dobrą i złą. Nie należy zapominać, że on sam w czasach przedwojennych nagrał parę ragtime'ów dla warszawskiego radia, w związku z tym miał bardzo szeroki horyzont na wszystko, co się działo poza muzyką klasyczną. I on nas zachęcił do tego, żeby to kontynuować – mówił.
Niebawem okazało się, że wspólne granie Marka i Wacka może być czymś więcej niż zabawą.
– Rozpoczęliśmy od paru nagrań dla radia, które były w pewnym sensie testem naszej przygody. I z tego zrodził się pomysł: jeden z redaktorów warszawskich zaproponował nam stałą 10-minutową audycję co niedzielę. To był roczny kontrakt. I po tym kontrakcie zebrało nam się mnóstwo utworów, bo, wiadomo, trzeba było przygotować trzy, cztery utwory w ciągu tygodnia, więc praca szła stosunkowo bardzo szybko – opowiadał muzyk.
Potem zrobiło się jeszcze poważniej. Dzięki radiowym audycjom zaledwie 20-letni studenci w krótkim czasie zdobyli ogólnopolski rozgłos. Pianistami zainteresowali się organizatorzy instytucjonalnego życia muzycznego w kraju.
– Pierwszy kontakt ze sceną nastąpił po dwóch latach, kiedy filharmonie bydgoska, krakowska, poznańska i potem warszawska zaproponowały nam zrobienie koncertów. Dyrektorzy zwrócili się do nas, żeby zrobić tak zwane poranki muzyczne. I z tymi porankami myśmy pokazali naszą muzykę na żywo. A jak wiadomo, muzyka na fortepian na żywo zawsze wychodzi o wiele lepiej – powiedział Marek Tomaszewski.
Występy młodych muzyków zostały oczywiście przyjęte bardzo ciepło. Ich kariera rozwijała się w zawrotnym tempie, a przecież wciąż byli jeszcze przed dyplomem. Sława duetu zaczęła wykraczać poza granice Polski. Niebawem odnieśli pierwszy duży sukces na Zachodzie - w 1967 r. zdobyli Grand Prix ("Złotego Gronostaja") na Festiwalu Variétes we francuskim Rennes.
– Po tej nagrodzie francuska wytwórnia Barclay zaproponowała nam nagranie płyty z dwunastoma hitami, które we Francji były popularne. Paradoksem było, że naszą pierwszą płytę wydaliśmy właśnie we Francji. Natomiast polska płyta ukazała się dopiero parę miesięcy później – wspominał pianista.
Po uzyskaniu dyplomów Tomaszewski i Kisielewski, równolegle rozwijając autorską twórczość, występowali jako akompaniatorzy na koncertach m.in. Ewy Demarczyk, Violetty Villas i Anny German. Towarzyszyli również Marlene Dietrich podczas jej tournée w Polsce. Coraz częściej wyjeżdżali koncertować. Byli w USA i Kanadzie, trzy lata spędzili w Paryżu, gdzie Marek Tomaszewski postanowił zamieszkać na stałe.
Wacław Kisielewski wrócił do Polski, ale nie oznaczało to końca ich ścisłej współpracy. Jej organizacja stała się jednak bardziej skomplikowana. – Wacek przyjeżdżał do mnie do Paryża na parę miesięcy, ja przyjeżdżałem do Warszawy. Czasem pewne sprawy ustalaliśmy telefonicznie. Umawialiśmy się, że będziemy grać to i to, każdy przygotowywał koncept swojej partii i potem to się zgrywało. Ale oczywiście nawet przy bardzo dobrej organizacji nie było to zawsze do końca optymalne, ponieważ nie można było wyłącznie myśleć o rutynie grania, tylko jeszcze o odświeżaniu repertuaru – opowiadał Marek Tomaszewski.
Pierwsza płyta sygnowana marką "Marek & Vacek" ukazała się w 1968 roku. W ciągu kolejnych osiemnastu lat zespół nagrał około trzydziestu krążków. Niektóre ukazały się już po tragicznej śmierci Wacława Kisielewskiego.
Dialog, kłótnia, przyjaźń
Duet Marek i Wacek był doceniany nie tylko przez publiczność, lecz także krytyków i, co artystom wydawało się szczególnie ważne, przez wybitnych muzyków epoki XX wieku. – W Paryżu zetknął się z nami Artur Rubinstein, który bardzo się zachwycił tym, co myśmy uprawiali na dwa fortepiany – wspominał Marek Tomaszewski. Słynny pianista napisał zresztą kilka słów na okładkę jednego z płytowych wydawnictw Marka i Wacka.
Jakie były źródła tego sukcesu zdaniem samych muzyków?
– Jesteśmy przekonani, że po prostu nasza muzyka jest tak międzynarodowa i tak uniwersalna, że praktycznie w każdym miejscu kuli ziemskiej można ją z powodzeniem grać – odpowiadali w jednym z radiowych wywiadów.
Nie byłoby jednak samej muzyki, gdyby nie fakt, że Tomaszewski i Kisielewski, przezwyciężając nieuniknione trudności wynikające ze starcia dwóch pomysłów artystycznych, potrafili wspólnie wypracować spójne i wpadające w ucho aranżacje. Wacław Kisielewski, jeszcze jako student, w wywiadzie udzielonym Polskiemu Radiu tak opisywał metodę twórczą zespołu:
– Utwór opracowujemy we dwójkę. Może to nie jest najlepsza forma opracowania, ale jedyna w tej chwili. Utworów przeważnie nie zapisujemy, tylko po prostu to jest na pamięć. Bierzemy jakiś temat, obaj mamy różne pomysły, na miejscu to się przegrywa, ustala się to, tamto się wyrzuca. No, i po jakichś trzech, czterech dniach takiego grania coś z tego zaczyna wychodzić – mówił w 1964 roku.
17:58 wacław kisielewski i marek tomaszewski___gh 244_tr_0-0_632de962[00].mp3 Rozmowa Magdaleny Konopki z Wacławem Kisielewskim i Markiem Tomaszewskim, członkami duetu fortepianowego Marek i Wacek (PR, 1964)
W 1987 roku Marek Tomaszewski wspominał, że nierzadko podczas wspólnej pracy dochodziło do kłótni o kształt jakiejś realizacji, bo "każdy miał inne temperamenty, inne upodobania". – Na szczęście! Bo właśnie w ten sposób można się kompletować – ocenił. – Pomimo wspólnych gustów i wspólnych celów muzycznych mieliśmy zupełnie inne oddziaływanie przy klawiaturze. Każdy po prostu wprowadzał coś innego i to właśnie kompletowało całą sprawę duetu. Dzięki temu dialog, który jest szalenie istotny przy dwóch fortepianach, dawał szansę jakiejś frajdy i zabawy – dodał.
Podstawą tej współpracy było jednak jeszcze coś innego. – Ten duet wziął się z przyjaźni. Nie było tak, że dwóch zawodowych muzyków postanawia grać razem, tylko najpierw przez dwa lata była przyjaźń. Wspólnie chodziliśmy na koncerty jazzowe, wspólnie żeśmy się bawili i popijali. I to dzięki tej przyjaźni w momencie, kiedy nastąpiła okazja spróbowania czegoś na dwóch fortepianach, stwierdziliśmy, że praktycznie rozumiemy się od razu, bez słów – opowiadał Marek Tomaszewski w 2023 roku.
119:40 dwie do setki 2023 o Marku i Wacku prowadzą Jakub Kukla i Andrzej Zieliński.mp3 Marek Tomaszewski, Jerzy Kisielewski, Zuzanna Kisielewska i Anna Bernhardt opowiadają o duecie Marek i Wacek (PR, 2023)
***
Po śmierci przyjaciela w 1986 roku Marek Tomaszewski spróbował raz jeszcze współpracy w ramach duetu fortepianowego z francuskim pianistą Michelem Prezmanem. Występowali jako zespól Marek & Michel, a w 1988 roku wydali płytę "America". Artysta równolegle rozwijał również karierę solową, ale skupił się przede wszystkim na nauczaniu w swojej szkole jazzu.
W 2009 roku pianista użyczył swoich rąk aktorowi Madsowi Mikkelsenowi w scenach gry na fortepianie w filmie "Chanel i Strawiński". Był również autorem części ścieżki dźwiękowej w tej produkcji.
Marek Tomaszewski mieszka dziś w podparyskim Parmain. Rzadko pojawia się na scenie.
mc