Wawrzyk odnosząc się w poniedziałek w Programie Pierwszym Polskiego Radia do sytuacji na polsko-białoruskiej granicy, w tym do prowokowania polskich żołnierzy, wyraził przekonanie, że władze Białorusi usilnie dążą do eskalacji, która doprowadzi do tego, że będą "ofiary śmiertelne po którejś stronie".
Stwierdził też, że najgorsze jest, iż stanowisko Białorusi jest coraz bardziej sztywne i nie ma po tamtej stronie żadnej refleksji. - Po tamtej stronie nie ma żadnego zrozumienia dla tego, co się dzieje. Jest tylko przekonanie, że to oni odpierają jakiś rzekomy atak, o czym może świadczyć też wystąpienie MSZ Białorusi, które neguje sam fakt prowokacji. Tak działała sowiecka dyplomacja negując oczywiste fakty - mówił.
Wawrzyk był też pytany czy może dochodzić do "testowania" naszej granicy i prób wywołania realnego incydentu granicznego. Odparł, że taką próbą było przekroczenie granicy przez uzbrojone osoby, co miało miejsce przed tygodniem. - Przekroczono granicę państwa UE, państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego. To pokazuje, że po tamtej stronie jest chęć wywołania dużego incydentu, najlepiej ze strzałami, z ofiarami śmiertelnymi - powiedział.
- Dzisiaj mamy, z tego co donoszą media, szykowaną dużą prowokację na granicy w Kuźnicy Białostockiej. Wygląda na to, że tam będzie próba siłowego przekroczenia granicy przez przejście graniczne. Widać reżim nie ustaje w swoich prowokacjach posuwając się do tych najgorszy jakie tylko mogą być - dodał Wawrzyk.
Na uwagę, że informację o zwożeniu migrantów w okolice Kuźnicy Białostockiej podawali niezależni dziennikarzy białoruscy, Wawrzyk odparł, że te informacje "pokrywają z innymi informacjami" i mówią, że to ma być w poniedziałek rano. - Być może teraz się to wszystko rozgrywa, ale polskie służby były do tego przygotowane, bo ta informacja jest od kilkunastu godzin niemalże publiczna. Przygotowani jesteśmy, a jak to będzie wyglądało, będzie zależało od drugiej strony, bo my reagujemy w sposób adekwatny do sytuacji - dodał.
IAR/PR I/PAP/dad