W rosyjskiej państwowej telewizji Kanał 1., podczas programu informacyjnego na żywo, za prezenterką pojawiła się kobieta z plakatem antywojennym w rękach, powtarzając "przerwijcie wojnę". Później podano, że jest to pracowniczka tej stacji i że została zatrzymana.
Do incydentu doszło w chwili, gdy prezenterka opowiadała, że premierzy Rosji i Białorusi rozmawiali w poniedziałek o sposobach ograniczenia zachodnich sankcji. Nagle zza kadru wyskoczyła kobieta trzymająca przed sobą dużą płachtę papieru, z napisami: "No war. Przerwijcie wojnę. Nie wierzcie propagandzie. Tu was okłamują. Russians against war" (hasła po angielsku: nie dla wojny, Rosjanie przeciwko wojnie – przyp.red.).
Kobieta kilka razy powtórzyła: "Przerwijcie wojnę! Nie dla wojny!". Scena ta trwała kilka sekund, po czym kamera przestała pokazywać prezenterkę i włączono inny materiał, również o sankcjach.
Zwykła "ustawka" na zagranie na sumieniach?
Tymczasem członek Najwyższej Rady Ukrainy Roman Hryszczuk uważa, że cała sprawa została przygotowana i przeprowadzona po to, by ocieplić wizerunek "zwykłych Rosjan", w których uderzyły sankcje i tym samym wywołać współczucie w zachodniej opinii publicznej.
Ukraiński polityk dokonał analizy, w jaki sposób, krok po kroku akcja miała zostać wykorzystana przez aparat rosyjskiej propagandy.
Jak pisze Hryszczuk, Marina Owsiannikowa jest uczestnikiem rosyjskiego aparatu propagandy. Kobieta przed protestem miała nagrać wiadomość wideo zamieszczoną na Twitterze, w której mówi, że jest jej wstyd, iż pracowała dla Kanału 1. i brała udział w szerzeniu rządowej propagandy i oszukiwaniu Rosjan. Jednak w ocenie Hryszczuka, większość rosyjskiego społeczeństwa wspiera Putina, okupację i wojnę na Ukrainie.
Następną sprawą, w opinii Hryszczuka, jest użycie wyrażenia "branie narody" Rosji i Ukrainy. Jak zaznacza polityk, to kluczowe określenie używane przez rosyjska propagandę, które jest używane by tłumaczyć społeczeństwu okupację Ukrainy, w myśl "Jesteśmy braćmi – musimy mieszkać w jednym, silnym państwie".
Podejrzliwa symbolika
Ponadto Roman Hryszczuk podnosi fakt, że równie podejrzliwe jest użycie angielskiego wyrażenia "NO WAR" – jako największego na całym plakacie, którego użyła Owsiannikowa. Jak zauważa Hryszczuk – obie strony nie używają języka angielskiego w codziennej komunikacji, co sugeruje, że odbiorcami plakatu miały być przede wszystkim zachodnia publiczność. Ukraiński parlamentarzysta tłumaczy to tym, że sankcje sojuszników Ukrainy są potężne, a gospodarka Rosji umiera. Łagodzenie sankcji jest kluczowe dla kontynuowania przez Rosję wojny i dla istnienia reżimu Putina – konkluduje Hryszczuk. Dlatego też, jak zaznacza polityk, jest bardzo prawdopodobne, że rosyjska propaganda zdecydowała się na to przedstawienie, aby wpłynąć na opinię publiczną w Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, jedynie po to, by spowolnić sankcje i rozpocząć dyskusję o "dobrych Rosjanach" i "złych Rosjanach".
"Prawda jest prosta: Rosja rozpoczęła wojnę i musimy to powstrzymać. Tu na Ukrainie robimy to z bronią. Nasi sojusznicy robią to sankcjami i embargiem. Półśrodki nie zadziałały (Rosji – przyp.red.) na Krymie, więc widzimy, że musimy naciskać do końca" – napisał Roman Hryszczuk.
"Rosjanie bombardują nasze miasta, zabijając nasze dzieci"
"Mieszkańcy Rosji ucierpią z powodu upadku ich gospodarki. To prawda. Ale ludzie na Ukrainie właśnie teraz umierają. Rosjanie bombardują nasze miasta, zabijając nasze dzieci. Musimy zrobić to, co musimy. Rosjanie mieli 8 lat, aby zapobiec eskalacji, a nie zrobili nic" – zaznaczył polityk.
Na koniec Roman Hryszczuk zaapelował, by z największą podejrzliwością podchodzić do przekazów państwowej, rosyjskiej telewizji. "Proszę, nie ufaj niczemu, co widzisz w rosyjskiej telewizji. Nadal nakładaj sankcje, embarga, przestań robić interesy w Rosji. Pomóż nam się zatrzymać ludobójstwo Ukraińców" – zaapelował.
"Pozostańmy silni, bądźmyzjednoczeni. I – w końcu –wyślijcie te cholerne odrzutowce!" – emocjonalnie zakończył polityk.
Sąd wymierza łagodną karę
Tymczasem we wtorek pojawiła się informacja, że sąd rejonowy w Moskwie orzekł wobec dziennikarki grzywnę w wysokości 30 tys. rubli (280 dolarów), uznając ją winną wykroczenia administracyjnego, tj. pokazania na wizji plakatu wzywającego do protestowania przeciwko wojnie na Ukrainie i zorganizowania "nieskoordynowanej akcji publicznej".
Sąd wymierzył Owsiannikowej tę karę nie tyle za jej poniedziałkową manifestacją w telewizji, ile za nagranie, w którym wzywała do protestu przeciwko wojnie - wideo zamieszczone na Twitterze, w którym mówi, że jest jej wstyd, iż pracowała dla Kanału 1. i brała udział w szerzeniu rządowej propagandy i oszukiwaniu Rosjan.
Wymierzona wobec Mariny Owsiannikowej kara wydaje się bardzo łagodna, zwłaszcza w kontekście obowiązującej od marca ustawy, która to przewiduje do 15 lat kary więzienia dla osób, które zostaną uznane "publicznego rozpowszechniania fałszywych informacji" na temat prowadzonej przez Rosję "operacji specjalnej" na Ukrainie.
Kanał 1. to ogółem drugi pod względem oglądalności państwowy kanał telewizyjny w Rosji. W rankingach wyprzedza go telewizja Rossija 1. Jednocześnie, według ośrodka badawczego Romir, na przełomie lutego i marca br. oglądalność Kanału 1. wzrosła aż o jedną czwartą, do 39,9 proc. Oglądalność stacji Rossija 1. wzrosła tylko nieznacznie i sięgnęła 32,2 proc.
Dariusz Adamski