Stanisław Żaryn zapytany w radiowej Trójce o siatkę szpiegów, którzy mieli za zadanie wykolejanie pociągów z transportami do Ukrainy, przypomniał, że siatka ta została zidentyfikowana przez ABW, a 16 osób usłyszało już zarzuty. Dodał, że widoczna jest jednak próba odtwarzania siatki i werbunku nowych osób.
- Ten modus operandi jest nam znany, ale to nie jest tak, że możemy spać spokojnie, bo wszystkich już wyłapaliśmy i nic się nie dzieje. Niestety jesteśmy w takim miejscu, że służby kontrwywiadowcze muszą w tej chwili pracować na bardzo wysokim poziomie aktywności - zaznaczył.
"Śledztwo wymaga dalszych działań"
Żaryn doprecyzował, że wypowiedź "dotyczy pewnego procesu". - Przypomnę, że pierwszy raz o głównym ciosie w siatkę szpiegowską mówiliśmy w marcu, to było pierwsze zatrzymanie ABW, ale kolejne działania i ustalenia pozwoliły nam na zatrzymanie kolejnych osób, które były angażowane do działań na rzecz rosyjskich służb specjalnych. W tej chwili widzimy, że to śledztwo wymaga dalszych działań i ustaleń - ocenił.
Dodał, że służby traktują tę formę działań rosyjskiego wywiadu, "jako coś, co się będzie odradzało, co stanowi pewne modus operandi dość łatwe technicznie do stosowania przez stronę rosyjską". - To wciąż pozostaje wyzwaniem, bo widzimy dalsze próby poszukiwania osób chętnych do pracy na rzecz rosyjskiego wywiadu przeciwko Polsce - mówił.
Stanisław Żaryn przypomniał, że śledztwo dotyczy osób współpracujących z Rosją, ale mających różne pochodzenie. - Jak informowaliśmy na przestrzeni miesięcy, wśród zatrzymanych znajdują się obywatele Białorusi, Ukrainy i Rosji. To wszystko powoduje, że mamy do czynienia z siatką szpiegowską, do której werbuje się cudzoziemców zza naszej wschodniej granicy. To jest o tyle wymagające dla polskich służb, że mamy do czynienia z osobami z kierunków, które są obecne w Polsce od dłuższego czasu - mówił.
Dodał, że osoby te nie wyróżniają się niczym, jeśli chodzi o wygląd i sposób funkcjonowania, i dość dobrze asymilują się w polskim społeczeństwie. - To dodatkowe wyzwanie dla służb kontrwywiadowczych, czego mamy świadomość - mówił.
"Widać wyraźnie próbę rozpoznawania"
Zwrócił uwagę, że ostatnie śledztwa polskich służb kontrwywiadowczych pokazują, że osoby współpracujące z Rosją czy Białorusią koncentrują się na rozpoznawaniu ważnych obiektów, w tym jednostek wojskowych, linii kolejowych i lotnisk. - To wszystko jest dla Rosjan interesujące i widać wyraźnie próbę rozpoznawania - również przy pomocy takich współpracowników - tego typu miejsc - zaznaczył.
Podkreślił, że polskie służby muszą bardzo aktywnie pracować kontrwywiadowczo i rozpoznawać działania rosyjskie czy białoruskie. - Mamy świadomość, że jest to pewien stały element zagrożeń, przed którym państwo polskie będzie stało w najbliższych miesiącach, a nawet latach - ocenił.
Rozbita siatka amatorów
18 sierpnia dziennik "Washington Post" napisał, że polski kontrwywiad rozpracował siatkę amatorów tworzoną przez Rosjan, Białorusinów i prorosyjskich Ukraińców, werbowanych na terytorium Polski przez rosyjską agencję szpiegowską GRU, którzy mieli m.in. sabotować dostawy broni na walczącą z Rosją Ukrainę.
Według "Washington Post" spisek w Polsce "odzwierciedla model zlecania na zasadzie outsourcingu od dawna stosowany przez grupy terrorystyczne, w tym Państwo Islamskie, wykorzystujący metody online do rekrutacji agentów i zdalnego kierowania atakami mającymi na celu sianie paniki".
Artykuł powstał na podstawie wywiadów z kilkunastoma funkcjonariuszami służb bezpieczeństwa w Polsce, na Ukrainie i w Stanach Zjednoczonych, a także informacji z dokumentów, relacji podejrzanych w mediach społecznościowych oraz wywiadów z krewnymi i współpracownikami aresztowanych rekrutów. Moskwa nadal werbuje amatorów, a śledztwo w sprawie siatki sabotażowej doprowadziło ABW do innych podejrzanych. Wśród nich jest 20-letni rosyjski hokeista grający dla Zagłębia Sosnowiec Maksim S., który został zatrzymany w czerwcu po tym, jak został przyłapany na obserwowaniu przejść granicznych z Ukrainą.
PAP/IAR/PR24/dad