W rozmowie z PAP portugalski specjalista ds. geopolityki wskazał na fakt uznania przez NATO amerykańskiej bazy Aegis Ashore w Redzikowie koło Słupska za dodatkowy "aktyw" Sojuszu i zapisanie tego w deklaracji końcowej szczytu w Waszyngtonie. Obiekt ten ma chronić przede wszystkim przed rakietami balistycznymi.
- Ostatnie miesiące pokazały, że NATO wyraźnie zwraca się w kierunku wschodniej flanki. Powód jest oczywisty – to zagrożenie płynące ze strony Kremla, o którym wspomniano w deklaracji z tego szczytu - powiedział Telo. Odnotował coraz ważniejsze miejsce w architekturze bezpieczeństwa NATO trzech państw jego wschodniej flanki: Rumunii, Finlandii i Polski. Wśród nich położenie Polski, pomiędzy Niemcami a sprzyjającej Rosji Białorusi, jak dodał, jest szczególnie istotne.
00:52 13093299_1.mp3 Rosja groźbami zareagowała na waszyngtoński szczyt NATO. Każdy wątek dotyczący wsparcia dla Ukrainy i wzmacniania Sojuszu w Europie komentowany był z oburzeniem. Materiał Macieja Jastrzębskiego (IAR)
- Polska jest dziś główną częścią wschodniej flanki Sojuszu Północnoatlantyckiego. Zrozumiałe zatem są działania służące zwiększeniu liczebności wojsk NATO nad Wisłą oraz wszelkiego wsparcia dla znajdującej się tam infrastruktury militarnej - powiedział portugalski ekspert.
- Inwestując na terenie Polski, czyli w strefie bezpośredniego kontaktu z Rosją, NATO automatycznie wzmacnia też Ukrainę - dodał.
Kluczowe 2 procent PKB
Zaznaczył, że w celu zwiększenia potencjału Sojuszu Północnoatlantyckiego w obliczu zagrożenia ze strony Moskwy niezbędne jest szybkie podniesienie ustalonego przed dekadą na minimum 2 proc. PKB poziomu wydatków na obronność w krajach NATO. Dodał, że w obecnych warunkach Polska jest "prymusem" wydającym ponad 4 proc. swojego PKB, podczas gdy w dalszym ciągu część państw UE nie doszła jeszcze nawet do 2 proc.
- Taki odsetek PKB Portugalia będzie mieć dopiero w 2029 roku - powiedział prof. Telo, dodając, że w przypadku Hiszpanii dopiero niedawno udało się przekroczyć poziom 1,2 proc. Jego zdaniem interpretacja ustaleń dotyczących wydatków na zbrojenia musi się zmienić wraz rosnącym zagrożeniem ze strony Moskwy.
- Ci, którzy są w bezpośrednim sąsiedztwie Rosji, wydają dziś znacznie więcej na zbrojenia niż pozostali członkowie NATO w Europie. Szczyt w Waszyngtonie nie zmienił tego, bo Sojusz nie posiada mechanizmów zmuszania swoich członków do wzrostu wydatków na zbrojenia - powiedział prof. Telo, odnotowując "głosy ze szczytu wzywające do minimalnych wydatków na poziomie 2,5 proc.".
Problemem podziały wewnątrzpaństwowe
Ekspert zauważył, że niesprzyjające warunki dla zarządzania siłami zbrojnymi w Europie tworzy dziś duża fragmentacja sił politycznych w dużych krajach Sojuszu, takich, jak Francja czy Hiszpania. Utrudnia ona, jak dodał, podejmowanie kluczowych decyzji militarnych w obliczu "szerokich koalicji rządowych".
- Podobna sytuacja przed wybuchem II wojny światowej panowała we Francji. Jak twierdzi wielu historyków, słabość Paryża w organizacji skutecznej obrony przed atakiem hitlerowskich Niemiec w 1940 r. była efektem nie tyle braku potencjału francuskiej armii, co licznych podziałów w rządzie - podsumował prof. Telo.
PAP/dad