Samolot czarterowy PLL LOT z grupą polskich strażaków i medyków na pokładzie oraz z psami i niezbędnym sprzętem wylądował w czwartek po godz. 2 na lotnisku w Bejrucie. Grupie wyznaczono miejsce do rozbicia obozu na terenie jednostki libańskiej marynarki wojennej. Polacy będą brać m.in. udział w akcji poszukiwawczej po wtorkowym wybuchu w Bejrucie.
Jak zaznaczył w czwartek w audycji rozgłośni katolickich "Siódma – Dziewiąta" wiceszef MSZ Paweł Jabłoński, w mieście mogło dojść do skażenia "różnego rodzaju substancjami chemicznymi" stąd istotne są tam działania grup przeciwchemicznych.
Dodał, że do Bejrutu poleciała także 11-osobowa grupa medyków i specjalistów ds. pomocy humanitarnej, która na miejscu "będzie wspierać służbę zdrowia i oceniać, jakie potrzeby humanitarne będą konieczne do realizowania w kolejnych dniach". Przekazał, że według niektórych szacunków dach nad głową mogło stracić nawet 300 tys. ludzi.
Wspólny wysiłek, szybki transport
Jabłoński wskazał, że na pokładzie samolotu LOT przetransportowano również "masę sprzętu medycznego, wyposażanie, środki opatrunkowe, leki i środki dezynfekcyjne. Podkreślił również świetną współpracę instytucji rządowych. Wymienił m.in. MSWiA oraz PSP, a także PLL LOT, Agencję Rezerw Materiałowych oraz organizacje pozarządowe jak Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej. - Ten wspólny wysiłek sprawił, że udało się w ciągu jednego dnia bardzo szybko ten samolot zapełnić i wysłać do Libanu - zaznaczył.
Pytany o ramy czasowe niesionej pomocy zaznaczył, że działanie zespołu ratunkowo-poszukiwawczego jest najważniejsze w pierwszych kilku dniach, kiedy prowadzona jest jeszcze akcja poszukiwawcza. - Myślę, że to jest kwestia tego pierwszego kluczowego tygodnia, natomiast medycy będą potrzebni na pewno dłużej. Niekoniecznie będzie to jedna i ta sama grupa przez cały czas - ocenił. Dodał, że prawdopodobne są również kolejne transporty, kolejne transze pomocy rzeczowej.
Pomoc będzie kontynuowana
- Pomoc na pewno będzie kontynuowana, trudno w tej chwili rysować jakieś ramy czasowe, bo to jest kryzys tak potężny, że w zasadzie tutaj mówimy o latach, które będą potrzebne żeby go przezwyciężyć - powiedział.
Wiceszef MSZ dodał, że Polska stawia na pomoc międzynarodową "konsekwentnie i stara się wspierać kraje przede wszystkim w najbliższym sąsiedztwie, co jest związane z priorytetami polityki zagranicznej". Przypomniał m.in. niedawną pomoc wysyłaną w związku z epidemią koronawirusa na Białoruś, Ukrainę i na Bałkany, a także do Hiszpanii i Włoch.
- To wszystko jest po prostu elementem naszej polityki zagranicznej. Wychodzimy z założenia, że my, jako państwo które stosunkowo dobrze radzi sobie z pandemią (...), mamy obowiązek wsparcia tych, którzy są w potrzebie - powiedział. Dodał, że jest to również potężna inwestycja w relacje międzynarodowe.
W środę po godz. 23 samolot PLL LOT ze strażakami, zespołem medycznym i pomocą dla Libanu, m.in. sprzętem medycznym, lekami i środkami opatrunkowymi, wystartował z warszawskiego Lotniska Chopina do Bejrutu.
Wcześniej, podczas briefingu, komendant główny PSP nadbryg. Andrzej Bartkowiak poinformował, że samolotem leci grupa polskich strażaków: 39 ratowników grup poszukiwawczych z Warszawy, Poznania, Łodzi, Nowego Sącza, czterech ratowników chemicznych oraz cztery psy. Ratownicy są przygotowani na siedem dni ciągłej pracy na miejscu. Jak podał rzecznik PSP, grupą ratowników dowodzi st bryg. Mariusz Feltynowski, kierujący wcześniej działaniami ratowniczymi w czasie misji po trzęsieniach ziemi na Haiti i w Nepalu.
Medycy dołączyli do strażaków
Razem ze strażakami samolotem poleciał 11-osobowy zespół medyczny z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, w skład którego wchodzą zarówno lekarze, jak i specjaliści ds. pomocy humanitarnej, którzy na miejscu będą oceniali potrzeby i kierowali rozdziałem tej pomocy, w taki sposób, by ona trafiał do osób najbardziej potrzebujących.
Z ostatnich informacji wynika, że liczba ofiar śmiertelnych wtorkowej eksplozji wzrosła do 135. Około 5 tysięcy osób jest rannych. W związku z sytuacją libański rząd ogłosił stan wyjątkowy dla miasta Bejrut, który ma obowiązywać przez dwa tygodnie.
Do eksplozji doszło w składach bejruckiego portu, gdzie od kilku lat przechowywano saletrę amonową, zmagazynowaną tam bez niezbędnych zabezpieczeń. Wybuch był tak silny, że było go słychać na Cyprze oddalonym od Bejrutu o 240 km.
Jako przyczynę tragedii władze libańskie podały prace spawalnicze w składach, gdzie trzymano 2750 ton saletry amonowej (azotanu amonu) wcześniej skonfiskowanej przez władze.
PAP/IAR/dad