Dokumentacja zdarzeń przez media niezależne pokazuje, że zatrzymania mają szeroki zasięg. Obrońcy praw człowieka mówią już o dziesiątkach osób zatrzymanych, prawdopodobnie rzeczywisty bilans sięga setek osób.
W rozmowie z agencją RIA Nowosti milicja białoruska potwierdziła z kolei oddanie wystrzałów, twierdząc,że zrobiła to w celu "niedopuszczenia do złamania prawa".
Agencja TASS pisze, że siły OMON oddały kilka strzałów ostrzegawczych, kiedy kolumna protestujących zbliżyła się do ich kordonu.
Zatrzymania i prowokacje milicji
Według serwisu Tut.by zatrzymania mają miejsce też w Grodnie. Media informują o problemach z łącznością przez mobilny internet.
W Mińsku funkcjonariusze mierzyli z broni do jednego z demonstrantów. Gdy ten podniósł ręce i stanął przed lufą, padł strzał w powietrze. Mężczyzna kontynuował swój udział w demonstracji.
Marsz do Kuropat
Protestujący szli w Mińsku w więcej niż jednej kolumnie. W Mińsku miał miejsce jednocześnie doroczny marsz do uroczyska Kuropaty, na tak zwane Dziady, łączony w tym roku z marszem przeciwko terrorowi. Niestety niewiele osób dotarło do Kuropat, bo drogę zagrodziła im milicja i wojska wewnętrzne.
W uroczysku "Kuropaty" spoczywają ofiary represji stalinowskich, według historyków ich liczba może sięgać nawet 200-250 tysięcy. Władze łukaszenkowskie nie badają sprawy zbrodni stalinowskiej - z racji postradzieckiej ideologii państwowej to temat tabu. Łukaszenka nigdy oficjalnie nie odwiedził Kuropat, by oddać hołd ofiarom, nie przeprowadzono w tym miejscu odpowiednich badań, ekshumacji.
Na Białorusi wiele jest miejsce, gdzie spoczywają ofiary terroru NKWD, ale władze łukaszenkowskie dbają o to, by ten temat był obecny w świadomości opinii publicznej.
PolskieRadio24.pl/IAR/PAP/ho