- Na razie utrzymujemy prognozę wzrostu polskiego PKB w 2022 r. na poziomie ok. 4 proc., choć nie wykluczamy rewizji w dół. Wynika to z bardzo dużego impetu gospodarki na przełomie 2021 i 2022 roku. Kolejny mocny wzrost produkcji sprzedanej przemysłu w lutym potwierdza, że dynamika PKB w I kwartale może być bliska 7 proc. rdr - uważa główny ekonomista PZU Paweł Durjasz.
W komentarzu dodano, że we wcześniejszej prognozie zakładano, iż wiosenna fala COVID-19 odbije się negatywnie na wzroście konsumpcji i PKB. Tymczasem fala wywołana wariantem Omikron okazała się jak dotąd krótkotrwała i nie skutkowała zaostrzeniem ograniczeń sanitarnych.
Prognozy PKB w całej Europie są redukowane
"Gdyby nie wybuch wojny rosyjsko-ukraińskiej, podwyższylibyśmy zapewne prognozę PKB w bieżącym roku do ok. 5 proc. Spodziewamy się, że silny wzrost cen i podwyżki stóp procentowych przyczynią się do osłabienia dynamiki konsumpcji. Jednocześnie konsumpcja będzie w najbliższych kwartałach wzmacniana przez zakupy dokonywane przez uchodźców ukraińskich (o ile nie zostaną one zakwalifikowane jako eksport) i 'wygładzana' dzięki nagromadzonym pandemicznym oszczędnościom" - wynika z komentarza.
Oceniono w nim, że osłabienie dynamiki konsumpcji i PKB stanie się zatem bardziej widoczne w 2023 r. Nieco mniejszy może być wzrost inwestycji, choć perspektywy napływu środków z KPO wydają się ostatnio poprawiać. Prognozy wzrostu PKB w całej Europie są obecnie redukowane, co także będzie miało wpływ na polski wzrost gospodarczy.
- Spodziewamy się, że przy utrzymaniu tarcz antyinflacyjnych do końca 2022 r. średnioroczna inflacja wyniesie nieco ponad 9 proc., utrzymując się przez kilka najbliższych miesięcy powyżej 10 proc. rdr. Zakładamy tu w miarę stabilną sytuację na rynkach finansowych i surowcowych, z lekkim umacnianiem się złotego i pewnym spadkiem cen paliw w ostatnich miesiącach roku - podkreśla Paweł Durjasz.
Rząd stanie potem przed poważnym wyborem
Zdaniem głównego ekonomisty PZU, rząd stanie potem przed poważnym wyborem. Rezygnacja z tarcz z końcem 2022 r. zaowocowałaby bowiem skokowym wzrostem indeksu CPI w styczniu 2023 r., wypychając inflację na krótko nawet powyżej 11 proc. rdr (jeśli dojdą do tego wyraźne podwyżki cen energii elektrycznej i gazu). W takich warunkach średnioroczna inflacja mogłaby wynieść w 2023 r. ok. 8,5 proc. i dopiero pod koniec 2024 r. wejść w przedział dopuszczalnych wahań wokół celu NBP.
- Nie można wykluczyć, że aby uniknąć skumulowania podwyżek cen, rząd wybierze inny harmonogram wygaszania tarcz. Przebieg wojny na Ukrainie i decyzje co do związanych z nią sankcji będą miały bardzo istotny wpływ na inflację poprzez wpływ na kurs złotego oraz ceny surowców energetycznych i żywności. Wydaje się, że przy założeniu utrzymania względnej stabilizacji kursu złotego, podstawowa stopa banku centralnego raczej nie przekroczy 5 proc., pomimo "jastrzębiego" tonu ostatniej konferencji prasowej prezesa NBP - podkreśla główny ekonomista PZU.
PR24.pl/ PAP/ho