Szefowa litewskiego rządu wymieniła wydarzenia ostatnich lat: wojnę Putina w Czeczenii w 1999 roku, cybernetyczny atak przeciwko Estonii w 2008, rosyjską agresję na Gruzję w 2008, nielegalną aneksję Krymu w 2014 roku. Podkreślała, że za każdym razem Unia zajmuje się kryzysami tylko na chwilę.
- Będziemy mówić "nigdy więcej", będziemy obiecywać pełne i niewzruszone poparcie dla uciskanych i podbijanych, będziemy mówić o tych uciszanych. Ale później nagłówki będą dotyczyły kolejnych tragedii, albo zwycięstwa, kolejnego bohatera, albo ofiary dnia, tygodnia czy miesiąca. To samo dzieje się z naszą uwagą. Za każdym razem zapewniamy o naszym zaangażowaniu, ale rzadko poświęcamy wystarczająco dużo czasu i wysiłków dla sprawy, która ważna była wczoraj, przed miesiącem czy rokiem. Nie odrabiamy lekcji. Są jak martwy punkt naszej rozproszonej uwagi, a dyktatorzy rosną w siłę - mówiła premier Litwy.
Ingrida Szimonyte powiedziała, że tak było z rosyjskim atakiem Rosji na Ukrainę 24 lutego. Początkowo Unia była zjednoczona i zdeterminowana, a po 100 dniach zaczęły pojawiać się sugestie o ratowaniu twarzy Putina.
Podobnie - jak mówiła szefowa litewskiego rządu - było z Białorusią. Po początkowym oburzeniu Unii sfałszowanymi wyborami prezydenckimi i represjami wobec obywateli, zaczęto zastanawiać się nad łagodzeniem podejścia wobec Łukaszenki.
IAR/dad