Szef polskiego rządu wskazał, że Polska od początku wywiera presję na swoich partnerów, aby ci wspierali Kijów. Przypomniał, że rozmowy te trwają od kilku miesięcy i dotyczą zarówno pomocy humanitarnej, jak i wojskowej.
"Pomocy tej nie da się zamknąć w kilku transportach broni i pakiecie sankcji. Jest to długi i czasem bolesny proces. Ale jako Europa musimy pójść tą drogą. Cieszy mnie nie tylko to, że wysyłamy nowy sprzęt. Cieszę się, że jesteśmy zjednoczeni. Jest to ważny sygnał dla Putina, że Europa jest stanowcza" - powiedział Morawiecki.
Odnotował w kontekście wydarzeń na Ukrainie, że Polska ma już doświadczenia historyczne związane z rosyjskim imperializmem.
"Historia nauczyła nas, że Rosji nie można ufać, i powinna nauczyć Zachód, że jeśli zostawi Kijów samemu sobie, to prędzej czy później wojna przeniesie się do Berlina lub Paryża, tak jak to się stało w 1939 roku, gdy Europa zostawiła Warszawę bez wsparcia" - stwierdził.
"Polska może być przykładem dla innych państw"
Podkreślił, że dalsze wspieranie Ukrainy, także przez państwa odległe od niej geograficznie, jak Hiszpania i Portugalia, jest konieczne, gdyż wspólnym celem jest wolność Europy. Dodał, że wsparcia nie można ograniczyć do jednorazowych działań, "a Zachód musi systematycznie zwiększać swoją pomoc".
"Rosja to papierowy tygrys, ale jednak tygrys. Same czołgi go nie odstraszą, ale jeśli Putin zobaczy, że nasza determinacja nie słabnie, to w końcu dojdzie do wniosku, że nie może wygrać tej wojny - uznał Morawiecki.
Ujawnił, że ponad 200 czołgów z polskich rezerw bierze już udział w działaniach zbrojnych na Ukrainie. Dodał, że Polska dostarczyła Ukrainie również haubice Krab i systemy rakietowe Piorun, a także tysiące sztuk amunicji artyleryjskiej.
"Nie wskazujemy palcem na innych, ale dajemy przykład, jak wiele można zrobić dla Ukrainy. Gdyby najsilniejsze państwa europejskie udzielały pomocy na taką skalę jak Polska, to ta wojna już dawno by się skończyła" - stwierdził szef polskiego rządu, wskazując, że wspieranie Ukrainy jest walką przeciwko rosyjskiej próbie "zniszczenia euroatlantyckiej wspólnoty wartości i interesów".
"Warszawa nie wyznacza czerwonych linii"
Zapytany o możliwość spełnienia próśb Kijowa o myśliwce premier Morawiecki stwierdził, że "konieczna jest konsekwencja we wspieraniu Ukrainy". Zaznaczył jednak, że żadne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły. Dodał, że Warszawa nie wyznacza sobie żadnych czerwonych linii w kwestii wsparcia udzielanego Kijowowi.
"W sytuacji, kiedy na Ukrainie atakowane są cele cywilne, giną kobiety i dzieci, bestialsko mordowani są jeńcy wojenni, wyznaczenie czerwonej linii byłoby niezgodne z polską i europejską racją stanu. Naszą racją bytu jest powstrzymanie Rosji. Od Madrytu po Kijów mamy Europę, która chce żyć w pokoju. Jeśli nie będziemy mieli determinacji, by bronić jednego europejskiego kraju, ryzykujemy, że nasz kontynent stanie się oblężoną twierdzą na wiele lat" - powiedział premier.
Mateusz Morawiecki odrzucił sugestię "El Mundo", że dostarczanie uzbrojenia dla Ukrainy miałoby oznaczać bezpośrednie zaangażowanie w wojnę.
"Gdyby dostawy broni były równoznaczne z wojną, oznaczałoby to, że Ukraina jest w stanie wojny z Iranem, Koreą Północną czy Białorusią, które pomagają Rosji. Gdyby przyjąć taką interpretację, już teraz mielibyśmy do czynienia z globalnym konfliktem. Tak nie jest - powiedział Morawiecki.
Zaznaczył, że dla dobra Europy konieczne jest całkowite uniezależnienie się od Rosji. Wtedy, jak wskazał, będzie szansa na otwarcie stosunków z zupełnie nową Rosją. Dodał jednak, że to perspektywa lat, a nie miesięcy. "Koniec tej wojny nastąpi wtedy, gdy Rosja zdecyduje się wycofać z Ukrainy. Czy dobrowolnie, czy przymusowo. (...) Nie mam wątpliwości, że jeśli pozwolimy Kremlowi wygrać tę wojnę, to agresywny rosyjski imperializm nie zatrzyma się na Ukrainie. Rosja jest zagrożeniem dla wszystkich swoich sąsiadów" - przestrzegł premier RP.
PAP/dad