Przy ocenie wakacyjnego ruchu jednym ze wskaźników mogą być statystki Wód Polskich o liczbie jednostek przechodzących przez śluzy. Pokazują one, ilu wodniaków pływa po szlaku Wielkich Jezior Mazurskich.
"Do końca lipca przez Guziankę II prześluzowano blisko 10 tys. jednostek pływających, od kajaków przez jachty po statki turystyczne. To bardzo dobry wynik. Oznacza, że dużo ludzi przyjeżdża na Mazury i chętnie spędzają wolny czas na wodzie" - poinformowała rzeczniczka Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Białymstoku Joanna Szerenos-Pawilcz.
Te dane trudno porównać wprost z poprzednimi wakacjami, ponieważ trwa modernizacja śluzy Guzianka I. Żeglarze muszą liczyć się też z innymi utrudnieniami, bo remontowany jest m.in. Kanał Szymoński i Łuczański czy śluza w Karwiku. W minionych latach przez obie Guzianki przez cały sezon żeglugowy przepływało łącznie ok. 19 tys. jednostek.
Zwiedzających liczy też na bieżąco nadleśnictwo Srokowo, zarządzające terenem dawnej kwatery Hitlera "Wilczy Szaniec" w Gierłoży, uznawanej za jedną z obowiązkowych atrakcji turystycznych regionu.
"Wielu ludzi z branży turystycznej narzeka, natomiast u nas w Wilczym Szańcu jest bardzo dobrze. W lipcu przyjechało 85 tys. turystów. To o jakieś 20-25 tys. osób lepiej niż w zeszłym roku" - powiedział nadleśniczy Zenon Piotrowicz.
Wśród turystów z zagranicy kiedyś przeważali Niemcy. Teraz w Gierłoży najwięcej jest Litwinów i po raz pierwszy Czechów. "Obserwujemy naprawdę bardzo dużo czeskich samochodów, co jest dla nas pewnym zaskoczeniem. Wcześniej Czesi jeździli na południe, m.in. do Chorwacji, gdzie zrobiło się drożej po wejściu euro. U nas ceny są dla nich znośne, a drogi coraz lepsze, więc w krótkim czasie mogą dojechać nad polskie morze czy na Mazury" - wyjaśnił Piotrowicz.
Zdaniem Roberta Kempy z Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku, na półmetku wakacji widać, że pod względem ruchu turystycznego ten sezon na Mazurach nie będzie rekordowy, ale nie będzie też tragiczny. "Można spodziewać się, że będzie zbliżony do poprzedniego sezonu" - ocenił.
Jak zauważył, przy ocenie sezonu wakacyjnego nie warto poprzestawać na medialnych doniesieniach o "pustkach na Mazurach" i "paragonach grozy", tylko sięgnąć po rzeczywiste dane o liczbie turystów, które zbiera m.in. giżyckie centrum.
Wskazał, że np. analiza danych z ostatnich dwóch miesięcy dotyczących logowań telefonów komórkowych do sieci GSM potwierdza, że w te wakacje na Mazurach nastąpił spadek w tzw. kategorii "odwiedzających". To osoby, które nie kupują noclegów - wpadają na krótko, korzystając jedynie z biletowanych atrakcji i gastronomii.
"Natomiast w przypadku turystów zarówno krajowych jak zagranicznych, którzy korzystają z bazy noclegowej, mamy delikatnie wyższe wartości niż w ubiegłym roku. To są wzrosty nie większe niż 5-10 proc." - powiedział.
Kempa podkreślił, że statystki hoteli i innych miejsc noclegowych potwierdzają, że wakacyjne pobyty na Mazurach mają obecnie wymiar weekendowy. "To widać po ok. 30 proc. różnicy w obłożeniu bazy hotelowej pomiędzy środą a weekendem" - wyjaśnił.
W środku tygodnia obłożenie hoteli mieści się w uśrednionym przedziale 60-70 proc. W weekendy zajętych jest ponad 90 proc. miejsc. Natomiast w mniejszych obiektach, oferujących usługi przeważnie poprzez serwisy rezerwacyjne, poziom "zajętości adresów" od początku wakacji - niezależnie od dnia tygodnia - przekracza 90 proc., a w weekendy osiąga nawet 95-96 proc.
W ocenie Kempy, w przypadku krajowej turystyki iluzją byłaby wiara, że można utrzymać rekordowe wyniki z czasów tzw. turystyki covidowej. Przypomniał, że w okresie pandemii pojawiło się pełno domków i apartamentów w cenie hoteli. Jego zdaniem, nie sposób, by takie oferty cieszyły się zbliżonym powodzeniem teraz, przy otwartych granicach i braku ograniczeń w kontaktach z innymi ludźmi.
Jak mówił, Polacy masowo wybierają w tym roku wyjazdy zagraniczne, bo pogoda gwarantowana, a w opcji "all inclusive" zasadnicze koszty wyjazdu można z góry określić. "W przypadku wielu osób zasobność portfeli nie pozwala na jednoczesne wyjazdy zagraniczne i obleganie krajowych destynacji. Nie ma też już bonu turystycznego" - podsumował dyrektor Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku.
PAP/ks