W Brukseli panują nienajlepsze nastroje w sprawie brexitu. Mimo buntu brytyjskiego parlamentu, który zablokował możliwość wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii bez porozumienia, europejskie instytucje nadal przygotowują się na twardy brexit 31 października. Rokowania negocjatorów z Brukseli i Londynu, które zostały wznowione po wakacjach, na razie nie przyniosły rezultatu. Premier Boris Johnson domaga się zmian w umowie o wyjściu, ale 27-mka nie chce się na to zgodzić.
Wobec impasu w rozmowach rozwiązaniem byłoby przesunięcie terminu brexitu, tylko, że na to nie chce się zgodzić premier Wielkiej Brytanii i stanowisko parlamentu jest tu bez znaczenia. "Naszym oficjalnym rozmówcą jest rząd, a więc premier Boris Johnson, a nie parlament i jeśli miałoby dojść do przesunięcia terminu brexitu, to on musiałby o to poprosić" - powiedziała rzeczniczka Komisji Europejskiej Mina Andreewa. Do Brukseli dochodzą sygnały, że Londyn cały czas jednak liczy na to, że 27-mka się ugnie i na szczycie w połowie października zgodzi się na zmiany w umowie brexitowej.
"To nierealistyczne oczekiwania" - komentują unijni urzędnicy. Brytyjski premier chce wykreślić w umowie zapis, który ma gwarantować, że nie będzie kontroli na granicy irlandzkiej. Boris Johnson uważa, że za bardzo wiąże on Wielką Brytanię z Unią. Jednak według Brukseli, Londyn nie przedstawił żadnych konkretnych i konstruktywnych propozycji rozwiązania problemu.
IAR/ks