"W ogóle bez żadnych dokumentów, żadnych uzasadnień. Po prostu przyjechali i zabrali wszystko, co było" - cytuje Nasza Niwa jednego z dziennikarzy.
Dziennikarka "Narodnej Woli" Maryna Koktysz napisała na Fabebooku, że milicjanci powiedzieli, że będzie prowadzone postępowanie sprawdzające w ramach kodeksu postępowania karnego.
"O co gazeta jest podejrzana, milicja nie informuje" - oznajmiła. Jak dodała, nie zostawiono też zaświadczenie o skonfiskowaniu nakładu, tj. 25 tys. egzemplarzy.
Koktysz poinformowała również, że zatrzymano kierowcę, który przywiózł nakład, oraz dwoje wolontariuszy gazety.
Wszystkie numery archiwalne "Narodnej Woli", w tym piątkowy, są dostępne na stronie gazety.
W najświeższym numerze zamieszczono na pierwszej stronie m.in. list otwarty docenta katedry chorób zakaźnych Akademii Medycznej Nikita Saławieja, który pisze, że według władz Białorusi lekarze muszą leczyć wszystkich i zawsze, ale po pracy nie mają prawa wyrażać swojego stanowiska, np. występując w obronie zatrzymanych kolegów, a protestujący młodzi ludzie są skreślani z listy studentów Akademii. Dodaje jednak, że sytuacja ta ma też swoje plus: "W sferze medycznej były problemy z solidarnością, teraz rośnie ona w oczach, jednoczą się zespoły i całe placówki" - podkreśla.
"Narodna Wola" powstała w 1995 r. Gazeta dotychczas była drukowana w Rosji, przywożona do Mińska i rozprowadzana we własnym zakresie przez redakcję i wolontariuszy.
IAR/PAP/dad