Wczoraj wieczorem w litewskim Centrum Rejestracji Cudzoziemców w Podbrodziu doszło do zamieszek wywołanych przez przebywających tam nielegalnych migrantów.
Zamieszki wywołała grupa agresywnych cudzoziemców, którzy próbowali bez zezwolenia wydostać się z tzw. miasteczka namiotowego. Miejsce to litewskie władze przygotowały z powodu zwiększającego się napływu nielegalnych migrantów z Białorusi. Aby opanować sytuację straż graniczna zmuszona została do użycia m.in. gazu łzawiącego. "Wszyscy wiemy, że ich ostatecznym celem nie jest Litwa. My jednak odpowiedzialnie patrzymy na tę sytuację i jako członek Unii Europejskiej nie zamierzamy dopuścić do tego, aby nielegalna migracja przebiegała przez nasz kraj" - oświadczyła minister spraw wewnętrznych Litwy Agne Bilotaite. Jak dodała, osobiście utrzymuje stały kontakt ze swoimi odpowiednikami w innych państwach Wspólnoty, aby znaleźć jak najlepsze rozwiązanie tej sytuacji.
Niezadowolenie migrantów miały wywołać ograniczenia i warunki w jakich przebywają w Podbrodziu. Jednak litewskie władze zaznaczają, że warunki umieszczenia migrantów są dobre, a z takich samych namiotów korzysta również Wojsko Litewskie. "Odpowiedzialność za to, co się dzieje, spoczywa na osobach, którzy pomogli przedostać się tym ludziom tutaj oraz na białoruskim reżimie, który jest w te działania bardzo zaangażowany" - zaznaczyła Bilotaite. Zdaniem Wilna, gwałtowny napływ migrantów jest formą wojny hybrydowej przeciwko Litwie, jaką zaczął prowadzić Mińsk.
Na Litwę dostają się przede wszystkim Irakijczycy, którzy najpierw przylatują do Mińska z Bagdadu oraz Stambułu. Następnie pokonują białorusko-litewską "zieloną granicę" i proszą o azyl. Od początku roku w ten sposób do kraju przybyło już ponad 500 osób. Jest to kilka razy więcej niż przez cały ubiegły rok.
IAR/ks