"Śmierć i miejsce pochówku duńskiego króla Haralda Sinozębego Gormssona było do tej pory jedną z najdłużej nierozwiązanych zagadek historii" – powiedział serwisowi The First News Marek Kryda, autor bestsellerowej książki "Polska wikingów".
Jak poinformował "Mail Online", naukowcy wykorzystali technologię LiDAR, która bardzo precyzyjnie mierzy odległość za pomocą wiązki lasera i analizy odbitego światła. Pozwala też "zajrzeć" pod powierzchnię ziemi.
Dokładne pomiary z... kosmosu
Dzięki prowadzeniu badań z kosmosu można objąć pomiarami bardzo duże obszary. Jednocześnie pomiar jest na tyle dokładny, że pozwala wykryć uskoki terenu wielkości nawet 30 cm.
Dopóki obrazowanie satelitarne nie wykazało anomalii, które potem zidentyfikowano jako królewski kurhan. Wiedziano tylko, że Harald Sinozęby zginął prawdopodobnie w 986 r. w wybudowanej przez siebie twierdzy wikingów Jomsborg, czyli w dzisiejszym mieście Wolin, oddalonym o zaledwie 5 km od kurhanu w Wiejkowie. Jednak miejsce jego pochówku nie było znane.
Odkrycie potwierdza wcześniejsze przypuszczenia szwedzkiego archeologa Svena Rosborna, który po odkryciu w 2014 r. złotego krążka znanego jako Curmsun Disc przypuszczał, że król wikingów został pochowany właśnie w tej okolicy.
Pośmiertny dar
Łacińska inskrypcja na dysku wspominała króla wikingów jako "władcę Duńczyków, Skanii i twierdzy Wikingów Jomsborg". Zdaniem Rosborna był to pośmiertny dar odkryty wraz ze szczątkami szkieletu i innymi kosztownościami w 1841 r. w kamiennej komorze grobowej pod budynkiem kościoła w Wiejkowie.
Skarb pozostawał w krypcie do 1945 roku, kiedy to major armii polskiej Stefan Sielski zagarnął to, co z niego zostało. Dysk leżał w pudełku ze starymi guzikami do 2014 roku, kiedy 11–letnia prawnuczka Sielskiego znalazła go i pokazała nauczycielowi historii.
To wywołało sekwencję zdarzeń, która doprowadziła do odszyfrowania napisu. Jednak w kwestii miejsca śmierci i pochówku Haralda archeolodzy byli podzieleni.
Niezwykłe znalezisko
"Nie ma wątpliwości, że złoty krążek z grobowca w Wiejkowie to niezwykłe znalezisko. Warto jednak pamiętać, że przekonanie Rosborna, że Sinozęby został pochowany w Wiejkowie, nie opierało się na badaniach tu na miejscu" – mówi Marek Kryda.
Łacińska inskrypcja na dysku wspominała króla wikingów jako "władcę Duńczyków, Skanii i twierdzy Wikingów Jomsborg". Zdaniem Rosborna był to pośmiertny dar odkryty wraz ze szczątkami szkieletu i innymi kosztownościami w 1841 r. w kamiennej komorze grobowej pod budynkiem kościoła w Wiejkowie.
Skarb pozostawał w krypcie do 1945 roku, kiedy to major armii polskiej Stefan Sielski zagarnął to, co z niego zostało. Dysk leżał w pudełku ze starymi guzikami do 2014 roku, kiedy 11–letnia prawnuczka Sielskiego znalazła go i pokazała nauczycielowi historii.
Podzieleni archeolodzy
To wywołało sekwencję zdarzeń, która doprowadziła do odszyfrowania napisu. Jednak w kwestii miejsca śmierci i pochówku Haralda archeolodzy byli podzieleni. "Nie ma wątpliwości, że złoty krążek z grobowca w Wiejkowie to niezwykłe znalezisko. Warto jednak pamiętać, że przekonanie Rosborna, że Sinozęby został pochowany w Wiejkowie, nie opierało się na badaniach tu na miejscu" – mówi Marek Kryda.
Łacińska inskrypcja na dysku wspominała króla wikingów jako "władcę Duńczyków, Skanii i twierdzy Wikingów Jomsborg". Zdaniem Rosborna był to pośmiertny dar odkryty wraz ze szczątkami szkieletu i innymi kosztownościami w 1841 r. w kamiennej komorze grobowej pod budynkiem kościoła w Wiejkowie.
Skarb pozostawał w krypcie do 1945 roku, kiedy to major armii polskiej Stefan Sielski zagarnął to, co z niego zostało. Dysk leżał w pudełku ze starymi guzikami do 2014 roku, kiedy 11–letnia prawnuczka Sielskiego znalazła go i pokazała nauczycielowi historii.
To wywołało sekwencję zdarzeń, która doprowadziła do odszyfrowania napisu. Jednak w kwestii miejsca śmierci i pochówku Haralda archeolodzy byli podzieleni.
"Nie ma wątpliwości, że złoty krążek z grobowca w Wiejkowie to niezwykłe znalezisko. Warto jednak pamiętać, że przekonanie Rosborna, że Sinozęby został pochowany w Wiejkowie, nie opierało się na badaniach tu na miejscu" – mówi Marek Kryda.
PAP/dad