Jak wyjaśnił gen. Polko, plany obrony Polski od linii Wisły, to polityczno-strategiczna dyrektywa obronna, która została napisana na podstawie przyjętej strategii bezpieczeństwa narodowego.
Były dowódca GROM wskazał, że u podstaw dyrektywy leżało likwidowanie jednostek wojskowych i osłabianie potencjału Wojska Polskiego. - W tamtym czasie rozbrajano polską armię. To, że "zwijano" jednostki, a potencjał bojowy był zbyt mały, wymuszało podjęcie działań takich, jak obrona manewrowa – jeśli nie jesteśmy w stanie się przeciwstawić potężnym siłom i przewadze Rosji, to będziemy organizować kolejne rubieże, prowadzić działania opóźniające i wytracać potencjał wroga aż dojdziemy do linii Wisły - mówił Polko.
Sowiecki sposób prowadzenia wojny
W praktyce, jak tłumaczył b. dowódca GROM, oznaczałoby to wpuszczenie Rosjan na terytorium Polski i zostawienie małych oddziałów na rubieżach, które uderzałyby we wroga i opóźniały jego ruchy. - Celem miało być opóźnienie dojścia Rosjan do linii Wisły. Kompletnie nie brano pod uwagę tego, że oznaczałoby to skazanie na śmierć zamieszkujących te obszary cywilów i całkowite zniszczenie znajdującej się tam infrastruktury - zaznaczył i dodał: "To taki sowiecki sposób myślenia, w którym człowiek się właściwie nie liczy. Zapomniano, że armia służy do obrony własnej ludności, a nie do prowadzenia oderwanych od rzeczywistości gierek".
Wyjaśnił, że kolejnym powodem przyjęcia dyrektywy były błędne założenia Zachodniej Europy, jak i Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wskazał, że w przypadku agresji Rosji na Polskę, na pomoc sojuszników czekalibyśmy ok. dwóch miesięcy. - Dużo mówiono o europejskich zdolnościach bojowych, które nigdy nie powstały. Nawet Sojusz Północnoatlantycki nie traktował Rosji w kategoriach wroga. W związku z tym, nie przewidywał tego, co dziś zapisane jest w dokumentach normatywnych NATO, czyli uznanie Rosji za największe zagrożenie. W konsekwencji nie było sił, które bronią terytorium NATO od pierwszego dnia potencjalnej agresji. Na pomoc mieliśmy wtedy czekać około dwóch – trzech miesięcy. Do NATO nie docierało, że Rosja jest zagrożeniem - podkreślił.
Jak ocenił, w przeciwieństwie do NATO, świadomi zagrożenia byli Polacy. - Nadzwyczaj niepokojące jest to, że mając tę świadomość, zamiast rozwijać polską armię, to my ją zmniejszaliśmy. Krótko mówiąc, zbudowaliśmy większy potencjał ekspedycyjny, niż ten służący do obrony własnego terytorium - zaznaczył.
Zmiana o 180 stopni
Były dowódca GROM wskazał, że za rządów PiS znacznie zwiększył się potencjał Wojska Polskiego, zarówno w kontekście liczebności armii, jak i rozbudowy polskiego arsenału. - To zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Obecny rząd rzeczywiście buduje duże zdolności bojowe. Największa armia lądowa w Europie z nowoczesnym uzbrojeniem, to budowanie bezpieczeństwa dla Polaków, szczególnie dla mieszkańców wschodniej Polski. Głośno mówimy, że nie pozwolimy, by agresor wtargnął na nasze terytorium i nie będziemy poddawać - a do tego by się to sprowadzało - kolejnych obszarów pod rosyjską okupację, zostawiając cywilów bez wsparcia militarnego. Będziemy się bronić od linii granicy, a nawet wcześniej, ponieważ systemy rozpoznawczo-uderzeniowe są rozlokowane w taki sposób, że jeżeli miałoby dojść do jakiejkolwiek agresji, to będziemy na to gotowi oświadczył gen. Polko.
W niedzielę w mediach społecznościowych pojawił się spot, w którym szef MON Mariusz Błaszczak, wyjaśnia, jak niebezpieczne dla Polski były plany obrony terytorium naszego kraju na linii Wisły. W spocie pojawiają się zdjęcia dokumentów, w tym fragmentów planu użycia Sił Zbrojnych RP w ramach samodzielnej operacji obronnej, zatwierdzony przez b. szefa MON Bogdana Klicha.
PAP/dad