Autor komentarza, trzykrotnie wyróżniony Nagrodą Pulitzera Thomas Friedman wątpi w narrację Białego Domu sugerującą, by "dwa spotkania kumpla Trumpa Steve'a Witkoffa z Putinem i kilka rozmów telefonicznych między Putinem a Trumpem" miały wystarczyć do "zakończenia rosyjskiej inwazji na rozsądnych dla Kijowa warunkach".
"Trump nie mógłby tak szybko sprzedać hotelu - chyba, że oddałby go za darmo" - ironizuje publicysta. I ostrzega prezydenta i wiceprezydenta, że jeżeli "sprzedadzą" Ukrainę Putinowi "zostaną na zawsze zapamiętani "jako zdrajcy podstawowej wartości, która ożywiała politykę zagraniczną USA przez 250 lat - obrony wolności przed tyranią".
"Nasz naród jeszcze nigdy tak bezczelnie nie sprzedał kraju walczącego o wolność, który my i nasi sojusznicy wspieraliśmy przez trzy lata" - podkreśla Friedman.
00:52 13532222_1 (1).mp3 W Kijowie krytycznie oceniono efekty rozmowy telefonicznej Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. Ukraińscy komentatorzy podkreślają, że Moskwie chodzi o „przerwę na odpoczynek”, a nie o pokojowe zakończenie wojny. Natomiast prokremlowscy politycy w Rosji mówią o „runięciu muru niezrozumienia” i nazywają Putina i Trumpa „odpowiedzialnymi i mądrymi po
Analizując wypowiedzi administracji USA komentator podkreśla, że "najłatwiejszym sposobem na +skończenie zabijania+ byłoby opuszczenie Ukrainy przez stronę, która to zabijanie rozpoczęła, której armia najechała Ukrainę z całkowicie sfabrykowanych powodów."
Putin potrzebuje Trumpa
Friedman zwraca uwagę, że Putinowi Trump jest potrzebny tylko jeżeli chce "czegoś więcej, niż "skończenia zabijania+" i sugeruje, że amerykański lider jest mu przydatny tylko dlatego, że chce bez dalszych strat wojennych "nałożyć na Ukrainę (...) powojenne ograniczenia". Trump ma je dla niego uzyskać.
Komentator przypomina, że amerykański prezydent odsunął europejskich sojuszników na bok podczas negocjacji z Putinem, mimo iż "wbrew kłamstwom Trumpa" wydali na broń i sprzęt wojskowy, pomoc gospodarczą i wspomaganie uchodźców z Ukrainy więcej niż Stany Zjednoczone. Autor zastanawia się, dlaczego tym samym prezydent zrezygnował z "najlepszej dźwigni - naszych sojuszników" i czemu "po haniebnym nazwaniu ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego "dyktatorem" ostentacyjnie zahamował amerykańską pomoc wojskową i wywiadowczą dla Ukrainy".
Trump nie rozumie Putina
Autor przywołuje opinię niewymienionego z nazwiska analityka polityki zagranicznej Kremla, którego zdaniem Putin skutecznie manipuluje amerykańskim liderem. "Trump nie rozumie, że Putin (...) chce osiągnąć swój główny cel: osłabić międzynarodową pozycję USA, zniszczyć sieć sojuszy przede wszystkim w Europie i zdestabilizować Stany Zjednoczone wewnętrznie, czyniąc świat bezpiecznym dla Putina i Xi Jinpinga". Obaj oni chcą, aby Ameryka była zamknięta na półkuli zachodniej, zamiast "zadzierać z którymś z nich w Europie lub Azji i na Pacyfiku, a także postrzegają Trumpa jako swojego pionka, który może im to zapewnić".
Friedman zauważa, że o ile Putin chce Ukrainy z rządem, "który jest zasadniczo taki sam jaki ma jego sąsiedni wasal Białoruś, a nie Ukrainy, która jest niezależna jak sąsiednia Polska - wolnorynkowa demokracja zakotwiczona w Unii Europejskiej", to nie wiadomo, czy Trump chce "wersji białoruskiej czy polskiej". I podsumowuje, że póki nie stanie się jasne, jak przywódca USA definiuje to, co powinno być nienaruszalnym stanowiskiem amerykańskim, do którego Friedman zalicza "międzynarodowe siły pokojowe w terenie, wspierane przez wywiad i wkład materialny USA", to jako publicysta zachowa głęboki sceptycyzm wobec "każdego słowa Trumpa i Putina na temat Ukrainy".
IAR/PAP/dad