"Mamy trzy newralgiczne miejsca, są to Kapice, Wierceń i okolice Goniądza. Tam wciąż trwa dogaszanie. Trudna sytuacja jest także między Grzędami i Kopytkowem" - mówił rzecznik. Krzysztof Batorski dodał, że strażacy wykonują ciężką pracę fizyczną. "Na froncie walki mamy 250 strażaków, natomiast na miejscu jest ich pół tysiąca. Strażacy pracują rotacyjnie. Osiemdziesiąt procent działań to praca ręczna przy użyciu tłumic" - powiedział Krzysztof Batorski. Strażaków wspierają wojsko i samoloty gaśnicze Lasów Państwowych.
Artur Wiatr z Biebrzańskiego Parku Narodowego mówił w Programie 3 Polskiego Radia, że sytuacja w Biebrzańskim Parku Narodowym jest w tej chwili opanowana. "Główna linia ognia została ugaszona, na chwilę obecną ten pożar się nie rozprzestrzenia. W obrębie pożarzyska mamy jeszcze kilka miejsc, gdzie tli się, więc robimy bezpośrednie rozeznanie i wszystkie siły, środki, które są do dyspozycji, będą kierowane w te miejsca, gdzie jeszcze są widoczne zarzewia ognia" - mówił Artur Wiatr.
Według niego pożar ominął największy rezerwat w Biebrzańskim Parku Narodowym - Czerwone Bagno - ale straty są niepowetowane. Jego zdaniem odtworzenie spalonego obszaru może zająć długi czas, nawet kilka lat. Sytuację mogłyby poprawić opady deszczu, które z pewnością przyspieszyłyby regenerację przyrody.
"Te 6 tysięcy hektarów na ten sezon wegetacyjny i lęgowy będą wykluczone. Bądźmy dobrej myśli, na pewno to co się wydarzyło jest ogromną tragedią, olbrzymią stratą, ale patrząc w dłuższej perspektywie, to będzie się regenerować, tutaj życie wróci tak szybko, jak ustanie ogień" - mówił Artur Wiatr.
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym wybuchł w niedzielę. Ogień objął w sumie około 6 tysięcy hektarów lasu, łąk i torfowisk. Z najpoważniejszym od lat pożarem w tym regionie walczyło łącznie 36 zastępów straży pożarnej. W gaszeniu pożaru pomagali także żołnierze oraz jednostki policyjne.
IAR/pp