Chodzi o młodych Polaków, którzy w czasie wojny zostali wywiezieni do łagrów na Syberii, a stamtąd wraz z armią Andersa wędrowali przez Iran i Indie i trafili do Nowej Zelandii, która ostatecznie udzieliła im schronienia.
Dzieci z Pahiatua
Dzisiejsze obchody są jedną z ostatnich okazji, by spotkać mogli się Polacy, którzy razem przeżyli dzieciństwo. Na uroczystości w liczącej 2.5 tysiąca mieszkańców miejscowości Pahiatua ma przyjechać około 80 byłych polskich uchodźców, dziś osób w podeszłym wieku.
Jak mówi Polskiemu Radiu polski ambasador w Nowej Zelandii Zbigniew Gniatkowski, takie spotkania organizowane są co pięć lat. - Są to bardzo emocjonalne zawsze chwile. 80-letni dzisiaj Pahiatulczycy wracają do miejsca, gdzie 1 listopada 1944 roku dotarli pociągiem i samochodami wojskowymi, na teren obozu w Pahiatua, miejsca, które potem nazywano małą Polską - dodaje.
"Dzieci z Pahiatua"
W 1940 roku polskie dzieci z Kresów zostały wywiezione na Syberię. Stamtąd wraz z armią Andersa część z nich przejechała do Iranu, a potem statkami przez Indie dostała się do Nowej Zelandii. Na Antypody trafiło w sumie 733 dzieci oraz 105 opiekunów. Jedna z Polek Aleksandra Kulak miała wtedy 7 lat i wspomina, że po miesiącach podróży w obozie w Pahiatua w Nowej Zelandii poczuła się jak w domu.
- Wchodzimy, stoi 12 łóżeczek, przy każdym łóżeczku niebiesku dywanik, szafeczka no i wreszcie swoje łóżko. Tak jakoś u siebie się poczuliśmy w tym obozie - dodaje.
Dzieci z Pahiatua, fot. Polish Childrens Reunion Committee
Część dzieci wróciła po wojnie do Polski, ale większość została w Nowej Zelandii. Do dzisiaj żyje około 250 polskich "dzieci z Pahiatua". Niemal wszyscy wspominają ogromną otwartość i bezinteresowną pomoc, z jaką spotkali się w Nowej Zelandii.
Dzisiejsze uroczystości organizowane są przez nowozelandzką Polonię, społeczność Pahiatui oraz polską ambasadę. Jutro i w niedzielę "dzieci z Pahiatua" spotkają się w stolicy Nowej Zelandii, Wellington.
dn