W ramach akcji organizowanej przez Polskie Linie Lotnicze LOT w ciągu ostatnich dziesięciu dni zorganizowano 250 specjalnych przelotów dla polskich obywateli, którzy utknęli za granicą po wybuchu pandemii koronawirusa. Do kraju udało się w ten sposób przewieźć 32 tysiące osób.
Dziś polskie maszyny zabiorą podróżujących między innymi z Dubaju, Rio de Janeiro i Kapsztadu, a w kolejnych dniach - między innymi z Bangkoku, Chicago i Zanzibaru. - Pod koniec przyszłego tygodnia może już być wiadomo, kiedy wszystkie oczekujące osoby wrócą do kraju, a akcja "LOT do domu" będzie mogła dobiec końca - mówił Marcin Przydacz. Minister dodał, że pomoc Polakom, którzy utknęli za granicą, pozostaje wyzwaniem logistycznym. - Potrzeba konkretnych zgód na lądowanie w krajach, gdzie przestrzeń powietrzna jest zamknięta, a LOT musi ad hoc podpisywać umowy w miejscach, gdzie do tej pory nie latał. Ale akcja jest sukcesem, mamy w tej sprawie sygnały z wielu państw - powiedział Marcin Przydacz.
LOT organizuje rejsy powrotne
Polskie Linie Lotnicze LOT w czasie walki z koronawirusem udostępniają swoje samoloty także obywatelom innych europejskich krajów, jeśli na danym połączeniu są wolne miejsca. W ten sposób do Europy wrócili już między innymi podróżujący z Niemiec, Ukrainy, Czech i Litwy.
Polska zgłosiła również chęć uczestniczenia w unijnym mechanizmie obrony cywilnej, Wspólnota Europejska przeznaczyła około 13 milionów euro na pomoc Europejczykom, którzy w sytuacji kryzysowej nie mogą wrócić do swojego kraju. W ramach tego programu zorganizowano między innymi lotu z chińskiego Wuhan, z których skorzystała także grupa Polaków. Marcin Przydacz zaznaczył jednak, że unijny mechanizm obrony cywilnej dysponuje względnie niewielkimi środkami. - W przeliczeniu daje to na cały rok około 40 lotów. Nie ma też gwarancji zwrotu kosztów, więc jest to tylko jedno z rozwiązań - dodał wiceszef MSZ.
Wszystkie osoby, które wracają do kraju w ramach akcji "LOT do domu", muszą przejść obowiązkową, 14-dniową kwarantannę. Polacy, którzy utknęli za granicą i chcą wrócić do kraju.
IAR/dad