Mija sześć tygodni od zatrzymania i przewiezienia do aresztu w Mińsku liderów polskiej mniejszości na Białorusi. Aresztowana została Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi i troje członków Zarządu Głównego organizacji Maria Tiszkowska, Irena Biernacka i Andrzej Poczobut.
Polskich działaczy oskarżono o wzniecanie nienawiści na tle narodowościowym. Jest to związane z upamiętnianiem żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego.
W minionych tygodniach wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz mówił, że sytuacja na Białorusi jest bardzo dynamiczna. Dodał, że od sierpnia można zaobserwować "intensyfikację działań białoruskich władz, które ograniczają wszelkiego rodzaju wolności w kraju w związku z protestami po sfałszowanych - w przekonaniu wspólnoty międzynarodowej - wyborach". W gronie poddawanych represjom grup, wiceminister wymienił między innymi Związek Polaków na Białorusi. Przypomniał też, że pięciu Polaków - w tym działacze Związku Andżelika Borys i Andrzej Poczobut - wciąż znajduje się w areszcie.
Andrzej Pisalnik, dziennikarz i działacz mniejszości polskiej na Białorusi, wzywa, by nie zapominać o liderach Związku Polaków na Białorusi, uwięzionych przez reżim Łukaszenki, którzy od wielu tygodni przebywają w areszcie. Jak twierdzi metody prowadzenia śledztwa stosowane przez białoruskich śledczych, mało się różnią od tych, jakie stosowano w czasach sowieckich.
Andrzej Pisalnik i jego żona Iness Todryk-Pisalnik byli 14 kwietnia przez cały dzień przesłuchiwani. Dziennikarz relacjonuje, że śledczy wyraźnie dawali do zrozumienia, że to nie będzie ostatnie spotkanie i mogą że świadków stać się podejrzanymi.
Andrzej Pisalnik potwierdza, że po opuszczeniu Komitetu Śledczego w Mińsku rodzina postanowiła opuścić Białoruś, by nie zostać kolejnymi zakładnikami reżimu Łukaszenki.
Z Andrzejem Pisalnikiem, sekretarzem Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi, rozmawiał Przemysław Pawełek.