W pierwszych dniach pełnowymiarowej agresji rosyjskiej z Czortkowa wyjechało dużo kobiet z dziećmi. Niektórzy pozostali zagranicą do dziś, inni z czasem powrócili. - Spora część rodziców z różnych powodów musiała zostać, nie mogła wysłać swoich pociech. Te dzieci miały u nas raz na dwa tygodnie takie większe spotkanie integracyjne, „zabawowo-rozmowowe”, żebyśmy się mogły spotkać z rodzicami, żeby mogli opowiedzieć, co przeżywają, żeby dzieci mogły się spotkać naprawdę ze sobą, a nie tylko on line.
Siostry dominikanki uczą cały czas dzieci, ale również pomagają mieszkańcom Czortkowa w wymiarze duchowym i materialnym: - Przy naszym klasztorze, gdy rozpoczęła się agresja rosyjska, ruszył na szeroką skalę punkt pomocy humanitarnej. Wspierają nas w tym przyjaciele naszego klasztoru, ponieważ jesteśmy tylko trzy, trudno nam tej pomocy szukać w Polsce. Wspiera nas Fundacja Sióstr Dominikanek.
Siostry mają ustaloną hierarchię potrzeb i pomocy. - Najpierw żołnierze i front, woskowe szpitale, dzieci, chorzy, potem cywile. Mamy swoich wolontariuszy sprawdzonych, którzy jeżdżą na wschód. Co dwa, trzy tygodnie ktoś się z nami kontaktuje i zabiera dary na wschód.
Rysunek wykonany przez dzieci z Czortkowa
Jak zwykle z nauką u dzieci bywa różnie, ale istnieje zainteresowanie lekcjami języka polskiego. Siostra zauważyła, że jeszcze przez inwazją rosyjską wzmogło się zainteresowanie językiem polskim. - Przychodzą, to jest taka enklawa dla nich, przychodzą na język polski i katechezę bez względu na wyznanie. Mają u nas dwie do półtorej godzina z przerwą. Są tu dwa place zabaw i czas spędzony u nas to praca-zabawa-odpoczynek.
Czortkowskie Dominikanki nieprzerwanie są na posterunku – uczą polskiego i katechezy, pomagają żołnierzom, dzieciom, chorym i pozostałym, którzy są w potrzebie.
Z siostrą Marceliną (Joanną Mańką), dyrektorką Sobotniej Szkoły Języka Polskiego przy Klasztorze Dominikanek w Czortkowie, rozmawia Wojciech Jankowski.