Redakcja Polska

Tajemnica katastrofy na Gibraltarze. Zginął w niej premier i Wódz Naczelny Władysław Sikorski

04.07.2020 12:10
77 lat temu miała miejsce jedna z najbardziej tajemniczych katastrof II wojny światowej. 4 lipca 1943 o godzinie 23:07, 16 sekund po starcie z lotniska na Gibraltarze, samolot C- 87 Liberator wodował na morzu i wkrótce zatonął. W katastrofie zginął premier polskiego rządu na emigracji i Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysław Sikorski oraz jego córka Zofia Leśniowska, której ciała nigdy nie odnaleziono.
Generał Władysław Sikorski  spotyka się z żołnierzami
Generał Władysław Sikorski spotyka się z żołnierzamiWikipedia/Domena publiczna

Premier Władysław Sikorski wracał wtedy do Londynu z podróży na Bliski Wschód.

Okoliczności katastrofy i jej przebieg od początku budziły wątpliwości. Uratowała się tylko jedna osoba, czeski pilot Eduard Prchal. Zastanawiające, że Czech nigdy nie używał kamizelki ratunkowej, a tym razem miał ją na sobie.

Nie wiadomo kto jeszcze poza premierem Polski i jego córką poniósł śmierć, ponieważ lista pasażerów zaginęła.

Katastrofa czy zamach?

Według oficjalnej wersji wydarzeń przyczyną katastrofy było zablokowanie sterów, a kluczowym dowodem miały być zeznania ocalałego pilota. Co ciekawe, to co mówił Eduard Prchal nie wytrzymuje konfrontacji z innymi relacjami, a przede wszystkim z ustaleniami ekspertów zajmujących się katastrofą.

Profesor Jerzy Martyniuk z Politechniki Warszawskiej przeprowadził komputerową symulację lotu, która wykluczyła wersję przedstawioną przez Brytyjczyków. Według naukowca samolot wodował, a stery były sprawne. Tadeusz A. Kisielewski uważa, że na pokład samolotu dostał się przyszły zabójca (lub zabójcy), który po dokonaniu morderstwa opuścił pokład. Dowodem na to ma być między innymi otwarty luk, z którego wypadła poczta i znalezione na pasie startowym zwłoki Jana Gralewskiego, kuriera Komendy Głównej AK. Według badacza czeskiemu pilotowi zagrożono, że zginie jego narzeczona i stąd jego milczenie w tej sprawie. Maszynę miał pilotować podpułkownik Johnson.

Teorię potwierdzającą zamach pośrednio potwierdzają wcześniejsze wydarzenia. Okazuje się, że już wcześniej mogło dochodzić do prób zabicia polskiego premiera. W 1942 roku dwukrotnie, w marcu i listopadzie, samoloty, którymi podróżował Władysław Sikorski ulegały awariom. Inne znaczące wydarzenie miało miejsce na sześć tygodni przed feralną katastrofą. Otóż w czasie, kiedy premier przebywał z pierwszą wizytą na Bliskim Wschodzie, jeden z urzędników rządu londyńskiego otrzymał telefoniczną informację, że gen. Władysław Sikorski zginął w katastrofie samolotu nad Gibraltarem. Można się zastanawiać, czy był to tylko głupi żart.

Dziwne zachowanie Brytyjczyków

Zwłoki gen. Władysława Sikorskiego zostały przewiezione do Wielkiej Brytanii i w pośpiechu pochowane na cmentarzu lotników polskich w Newark. Oficjalnie nigdy nie przeprowadzono sekcji zwłok, a zdjęcia, które zostały zrobione tuż po katastrofie zniknęły.

Po 50 latach od śmierci generała jego zwłoki staraniem polskich władz zostały sprowadzone do Polski. Również wtedy nie wykonano żadnych specjalistycznych badań. Szczątki gen. Sikorskiego - premiera rządu RP i Wodza Naczelnego Polskich Sił Zbrojnych - złożono 17 września 1993 w Katedrze na Wawelu.

W listopadzie 2008 roku wyjęto je z trumny i szczegółowo przebadano, po czym ponownie złożono w krypcie katedry. Ustalono, że generał zginął w wyniku obrażeń wielu narządów, typowych dla ofiar katastrof komunikacyjnych. Śledczy nie byli w stanie wykluczyć, że mogło dojść do sabotażu maszyny.
Odrębną kwestią pozostaje pytanie o to, kto dokonał ewentualnego zamachu na polskiego premiera. Przedstawiane przez badaczy hipotezy mówią o Brytyjczykach, Rosjanach, Niemcach, Polakach, a nawet współdziałaniu Niemców i Polaków w tej sprawie.

Pozostaje nadzieja, że władze Wielkiej Brytanii ujawnią posiadane na ten temat dokumenty. Normalnie dokumenty utajniane są na 30 lat. Tuż po śmierci Władysława Sikorskiego nasi sojusznicy wydłużyli ten okres do 50 lat. Po upływie tego terminu przedłużyli okres karencji o kolejne 40 lat. Według prof. Pawła Wieczorkiewicza Brytyjczycy zachowują się tak, jakby starali się ukryć dowody zbrodni.

Jeśli nic się nie zmieni, to dokumenty dotyczące śmierci polskiego premiera, poznamy dopiero w 2033 roku.

PR24/ho