70 lat temu, 23 lipca 1951 roku, na karę śmierci został skazany generał SS i policji Jurgen Stroop, kat warszawskiego getta. Proces przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie toczył się od 18 lipca. Hitlerowski zbrodniarz, odpowiedzialny między innymi za stłumienie powstania w warszawskim getcie, nie przyznał się do winy. Do końca utrzymywał, że jako Niemiec i funkcjonariusz III Rzeszy musiał wykonywać rozkazy dowódców. Stracono go 6 marca 1952 roku.
Został zatrzymany 8 maja 1945 roku przez Amerykanów. W marcu 1947 roku amerykański Najwyższy Trybunał Wojskowy w Dachau skazał go na karę śmierci za wydanie rozkazu mordowania alianckich spadochroniarzy. Wyrok nie został jednak wykonany, a Stroopa przekazano władzom polskim, które miały osądzić jego zbrodnie na ludności polskiej i żydowskiej, przede wszystkim likwidację warszawskiego getta.
Jurgen Stroop został w Polsce oskarżony między innymi o przynależność do organizacji przestępczej SS oraz zlikwidowanie getta warszawskiego i spowodowanie "wymordowania tam co najmniej 56 065 osób". Stroop utrzymywał, że nikogo nie mordował, a jedynie wypełniał rozkaz - jak mówił - "opróżnienia getta".
23 lipca 1951 roku Jurgen Stroop został skazany na karę śmierci z pozbawieniem praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze. Wyrok wykonano przez powieszenie 6 marca 1952 roku w więzieniu mokotowskim.
Kluczowym dowodem w procesie przeciwko Stroopowi był jego własny raport "Żydowska dzielnica mieszkaniowa w Warszawie już nie istnieje" przygotowany dla Reichsführera SS Heinricha Himmlera. Oryginał raportu znajduje się w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej i jest jednym z jego najcenniejszych i najbardziej dramatycznych dokumentów. Jurgen Stroop napisał do Heinricha Himmlera między innymi: "udało się ująć lub z całą pewnością zgładzić ogółem 56 065 Żydów". Po wojnie ten dokument, który miał być dowodem niemieckiej odwagi, stał się kluczowym dowodem zbrodni.
Jurgen Stroop na proces czekał w więzieniu na warszawskim Mokotowie. Od marca do listopada 1949 roku przebywał we wspólnej celi z Kazimierzem Moczarskim, aresztowanym przez komunistów uczestnikiem Powstania Warszawskiego i szefem Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Owocem ich rozmów były napisane przez Moczarskiego "Rozmowy z katem". Pisarz i filozof Leszek Kołakowski ocenił tę książkę jako "najlepszy portret autentycznego hitlerowca, który do samego końca trwał przy swoim makabrycznym credo; był przekonany, że powodem przegrania wojny przez hitlerowców był fakt, iż byli oni zbyt dobrzy i nie dość zdecydowani w wykorzenianiu szkodliwych tendencji w Niemczech".
IAR/PP