Tomasz Wielgosz przyznaje, że wcześniej brakowało odwagi aby spróbować. „Trudno rzucić pracę z dnia na dzień i wszystko postawić na jedną kartę, by spróbować swoich sił na polskim rynku. 16 lat pracowałem na emigracji w gastronomii. Myślałem o założeniu knajpki, restauracji ale los pokierował inaczej. Kilka lat temu kupiliśmy dom na Mazurach z myślą o wyjazdach wakacyjnych, bazie na emeryturę. Znaleźliśmy go po sąsiedzku z gospodarzem, do którego jeździliśmy na wakacje. Kiedy nabyliśmy nieruchomość, zaproponował nam, żebyśmy wyremontowali kilka pokoi dla gości, będzie nam przekierowywał klientów. Ponieważ pracowałem na uniwersytecie i miałem wolne w czasie wakacji, mogłem zająć się przyjmowaniem urlopowiczów w tym czasie. Pandemia dała mi szansę aby zająć się Domem w Akacjach przez cały rok. I to była najlepsza decyzja jaką podjąłem. W końcu żyje tak jak chciałem. Jestem panem swojego losu” - zapewnia gość audycji „Kierunek: Polska”.
„Mamy dużo zwierząt, jest blisko nad jezioro i święty spokój. A jednocześnie od popularnych, mazurskich miast dzieli nas 15 minut drogi samochodem. W wakacje przyjeżdżają rodziny, dzieci biegają i bawią się na terenie gospodarstwa. Poza sezonem, w pandemii przyjechali ludzie pracujący zdalnie, amatorzy ryb i grzybów. Profesor fizyki prowadził z naszej stodoły wykłady dla studentów. Stwierdził, że trzeba ten trudny czas jakoś pozytywnie i kreatywnie wykorzystać, a my chętnie w tym pomogliśmy. Jak się tworzy coś od zera, to można zbudować od podstaw coś własnego. Warto zaryzykować, moja rada jest jedna: to trzeba lubić i kochać. Wtedy całość nabiera kształtu i rozpędu” - przyznaje Polak.
Tomasz Wielgosz o potencjale miejsca i czasu w Domu pod Akacjami, po powrocie z emigracji w trudnym czasie pandemii, opowiedział Małgorzacie Frydrych.