Mecz Hiszpania - Polska w sobotę 19 czerwca o godzinie 21.00. Na transmisję zapraszamy do radiowej Jedynki, relacja na PolskeiRadio24.pl.
Złoty chłopiec
Morata to zawodnik budzący kontrowersje nie tylko na polu przydatności dla obecnej kadry La Roja. Jest równie często obiektem drwin i ataków kibiców tak swojej drużyny, jak i przeciwnej i to zarówno w reprezentacji jak w drużynach klubowych. Jak doszło do tego, że cudowne dziecko hiszpańskiego futbolu stało się kozłem ofiarnym?
Euro 2020: jak zatrzymać Hiszpanię? W piłkarskim "mission impossible" Polacy mogą mieć niespodziewane wsparcie
Młody Alvaro zapowiadał się świetnie. Reprezentował kraj od kategorii wiekowej U-17. Z kadrą do lat 19 i 21 zdobywał mistrzostwo Europy, w obu przypadkach zostając też królem strzelców imprez finałowych. Złoty chłopiec, który choć w dorosłym futbolu był wychowankiem Realu Madryt, stylem gry bardziej przypominał Fernando Torresa niż Raula.
Uczciwie trzeba jednak przyznać, że to w szkółce Atletico Morata stawiał pierwsze kroki. Grał tam z jego obecnym kapitanem Koke czy bramkarzem Manchesteru United Davidem de Geą. Jako szesnastolatek trafił jednak do „Królewskich”, w czym – co oczywiste z uwagi na wiek – decydujący udział mieli jego rodzice.
00:23 boniek.mp3 Zbigniew Boniek: musimy być realistami (IAR)
- W Atletico byłem chłopakiem od podawania piłek. Potem był czas, w którym nie do końca wszystko mi odpowiadało. Sprawy związane z agentami, sponsorami...czułem ogromną presję i postanowiłem odejść. Zaliczyłem całkiem udany rok w Getafe, z którego przeniosłem się do Realu. Chodziłem na Vicente Calderon pomimo gry dla innego klubu z Madrytu – tak sam ocenia ten wybór.
„Pan Champions League” w cieniu CR7
Mimo łatki cudownego dziecka aż do 21-go roku życia grywał w drużynie rezerw Realu. W tej pierwszej brylowali Cristiano Ronaldo, Karim Benzema i Gonzalo Higuain. W latach 2011-2014 Alvaro zaliczył 37 „dorosłych” występów i 10 bramek. Jeśli chciał się rozwijać, potrzebował więcej.
EURO 2020 - SERWIS SPECJALNY
Z nietypową ofertą zgłosił się Juventus Turyn. „Stara Dama” zapłaciła za młodego napastnika 20 mln. euro, ale z zastrzeżeniem, że Real za dwa lata może go odkupić za 30 mln., a po trzech latach za 36 mln. euro. We Włoszech został „panem Champions League” – najlepiej wypadał w tych elitarnych rozgrywkach.
Szczególny był dla niego sezon 2014/2015. Wtedy w półfinale wraz z kolegami wpadli na Real Madryt. Gole wychowanka Królewskich w obu spotkaniach okazały się kluczowe dla losów rywalizacji i wyeliminowania macierzystego klubu. Starsi kibice pamiętają, że to nie pierwszy taki przypadek w dziejach Realu – dziesięć lat wcześniej w barwach Monaco pogrążył ich Fernando Morientes.
Morata trafił też w finale Ligi Mistrzów z Barceloną, ale tam Messi, Suarez i Neymar byli zwyczajnie za mocni.
„Królewscy” nie chcieli czekać na dalszy wzrost wartości napastnika i skorzystali z zapisu umożliwiającego wykup wychowanka za 30 mln. euro. Wówczas wydawała się to cena promocyjna.
Na Santiago Bernabeu wróciły stare demony. Problemy z regularną grą i skutecznością – zresztą od tych drugich nie był całkowicie wolny też w Turynie. Nie przeszkodziło mu to niemal podwoić wartości, bo w 2017 r. Chelsea zapłaciła za niego aż 66 mln euro. Wkrótce stanie się pod tym względem jednym z rekordzistów, bo – uprzedzając nieco fakty – mimo dopiero 28 lat na karku kosztował dotychczasowe kluby już niemal 300 mln. euro.
Euro 2020: Hiszpania - Polska. Fatalny bilans kadry Paulo Sousy
Trzeba przyznać, że to zawrotne sumy jak na napastnika, który w całej karierze nie przekroczył bariery 15 bramek w sezonie ligowym.
Do Moraty wkrótce przylgnęła łatka najbardziej przepłaconego zawodnika świata, w dodatku takiego, który do zdobycia gola potrzebuje kilku świetnych sytuacji. W Realu, Juve, Chelsea i wreszcie Atletico Madryt jego transfery kibice w większości postrzegali jako kaprys trenera i wypadkową sytuacji na rynku transferowej. Nigdy nie zjednał sobie sympatii ani „tifosi” ani „socios” ani też angielskich „hools”.
Miłość niejedno ma imię
Także dlatego, że gdziekolwiek się pojawił, deklarował odwieczną miłość do nowego klubu.
- Moim marzeniem był sukces z Realem Madryt.
- Jako dziecko wyobrażałem sobie grę w Chelsea.
- Juventus i Turyn są dla mnie jak rodzina.
- Atletico to prawdziwe szczęście, o jakim marzyłem od dzieciństwa.
Powyższe cytaty łatwo dopasować do lat, w których reprezentował dane barwy Trudno się dziwić, że fani w kolejnych miejscach już nie dają wiary w te zapewnienia. Może jednak z miłością do klubu jest inaczej niż w życiu – można kochać więcej niż jeden naraz. Zwłaszcza że sam zainteresowany nie wyklucza też powrotów:
– Trzeci powrót do Realu? A któż by tego nie chciał? – mówił za czasów gry w Chelsea
- Gdy czujesz się gdzieś jak w domu, zawsze chcesz wrócić – to z kolei o Juventusie.
„AL-VAR-NO” Morata
Miłość bywa nie tylko kapryśna, ale też nieodwzajemniona. W Atletico nie tylko strzelał mniej goli, ale też został drugim najczęściej łapanym na spalonym piłkarzem La Liga. Komentatorzy przypominali, że jesienią 2018 r. w Premier League miał ich więcej niż cały zespół Bournemouth. Styl Alvaro został określony jako archaiczny i wraz z Diego Costą pozbyto się go z klubu.
Euro 2020: Hiszpania - Polska. Enrique spokojny przed meczem w Sewilli. "Chcemy zagrać jak ze Szwecją"
Z pomocą znów przyszedł Juventus. Przed sezonem 2020/21 Stara Dama wyłożyła 10 mln euro za wypożyczenie, zobowiązując się do zapłaty kolejnych 30 w przypadku chęci wykupienia piłkarza.
Jak wyszły na tym strony? Zacznijmy od Atletico – z Luisem Suarezem na szpicy odzyskali mistrzostwo Hiszpanii, zatem decyzja o oddaniu Alvaro jak najbardziej się broni.
Hiszpan w Turynie grał regularnie, dorobek ostatniego sezonu w jego wykonaniu to 44 spotkania, 2823 minuty na boisku, 20 goli i 12 asyst. Wystarczyło, by Juve, mimo fatalnego wyniku zespołowego, wyłożyło kolejne 10 mln. za następny rok wypożyczenia. Decydujący wpływ na tę decyzję ma powrót trenera. Massimiliano Allegri jest fanem talentu Moraty, z którym współpracował w latach 2014-2016 podczas ich pierwszego pobytu w Starej Damie.
Gdyby nie ta dawna znajomość być może Alvaro pakowałby walizki i wracał do Madrytu. Wiele wskazywało na to zwłaszcza po przegranym przez Juventus dwumeczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z FC Porto. Podobnie jak teraz w kadrze Hiszpanii, jego nieskuteczność znalazła się na pierwszym miejscu listy powodów niepowodzenia i to pomimo tego, że dał z siebie tak wiele, że w szatni stracił przytomność.
Wcześniej, jesienią, również w tych rozgrywkach, ustanowił swoisty rekord – w przegranym 0:2 meczu z Barceloną VAR anulował aż trzy jego trafienia. W całym kalendarzowym roku 2020 Moracie zabrano w ten sposób aż 11 bramek. Jedni nazywali to pechem, inni przypominali odwieczny problem z utrzymaniem linii spalonego.
„AL-VAR-NO” Morata pisał brytyjski „The Sun”.
Uczta dla oczu i „sześciopak” idola
EURO to odpowiednie miejsce, by wyłonić nie tylko najlepszą drużynę w Europie, ale tez choćby najlepszego środkowego napastnika, typową „dziewiątkę”. W wyścigu o to miano prowadzi obecnie Romelu Lukaku, który przy okazji może odebrać Robertowi Lewandowskiemu nawet przydomek „RL9”, jednak Morata nie ma wątpliwości:
– Dla mnie Robert Lewandowski jest najlepszym napastnikiem na świecie. Jego gra to najwyższy poziom, prawdziwa uczta dla oczu. Dla niego oglądam każdy mecz Bayernu i polskiej kadry – opowiadał kilka lat temu.
. Nie tylko styl gry Lewego zrobił na Moracie wrażenie:
- Pamiętam, jak miałem okazję wymienić się z nim koszulkami. Wtedy zauważyłem, że może się też pochwalić efektownym "sześciopakiem" na brzuchu. Nie mogę się doczekać, by znów zagrać z nim w jednym meczu.
Kiedy wiosną 2017 roku Alvaro ustrzelił hat tricka z Leganes od kapitana Realu Sergio Ramosa otrzymał osobliwą dedykację na meczowej piłce:
„Gratulacje Moratoski. Oby więcej” – napis wyraźnie odnosił się do inspiracji Hiszpana.
Czy wiedza wynikająca z wieloletniego oglądania naszej kadry i jej kapitana pomoże w wygraniu bezpośredniego pojedynku z idolem?
Lewandowski czy „Moratoski”?
W minionym sezonie Alvaro Morata miał udział przy bramce Juventusu średnio co 88 minut. W kadrze Hiszpanii zdobył 19 goli w 41 meczach. To bardzo przyzwoite liczby jak na „kozła ofiarnego”. Nasi najbliżsi rywale zdają się nie pamiętać, że cała ich drużyna ma od jakiegoś czasu problemy ze skutecznością – nie licząc efektownych 6:0 z Niemcami i 4:0 z Ukrainą w pozostałych jedenastu ostatnich meczach zdobyli 10 goli.
SERWIS SPECJALNY - KAZIMIERZ GÓRSKI
Ze Szwecją momentami mieli posiadanie piłki na poziomie 80%, wymienili niemal 1000 podań i nie przyniosło to efektu bramkowego. Może więc Hiszpanie są bardziej ofiarami własnego stylu, niż nieskuteczność któregokolwiek z piłkarzy?
Kiedy w spotkaniu ze Skandynawami Morata schodził z boiska, został wygwizdany przez własnych kibiców. Oni domagają się, by z Polakami od pierwszej minuty wyszedł skuteczny w lidze Gerard Moreno. Trener Luis Enrique jest jednak bardzo uparty i w sobotę prawdopodobnie zobaczymy starcie Alvaro z jego idolem. I oby to Robert Lewandowski przełamał się w tej konfrontacji.
Tabela grupy E przed meczem Polski z Hiszpanią
MK
Czytaj także: