Grzegorz Ciechowski

Niepohamowana siła artystycznego przekazu

Ostatnia aktualizacja: 20.12.2021 08:34
Gdy Republika była u szczytu popularności, o jej lidera upomniało się Ludowe Wojsko Polskie, wysyłając w 1983 roku Ciechowskiemu nakaz odbycia obowiązkowej służby. Dwa lata później wraz z kolegami z grupy musiał zmierzyć się ze zmasowaną falą nienawiści ze strony uczestników festiwalu w Jarocinie. Oba kryzysy udało się zażegnać pokojowymi metodami.  
Koncert Republiki w poznańskiej Arenie w 1983 roku
Koncert Republiki w poznańskiej Arenie w 1983 rokuFoto: PAP / Longin Wawrynkiewicz

Bikini zamiast kamaszy

Zabawa w kotka i myszkę pomiędzy Ciechowskim a armią PRL-u trwała od ukończenia przez artystę studiów na UMK w Toruniu w 1981 roku. Zdarzało się, że Grzegorz uciekał ze swojego toruńskiego mieszkania przed depczącymi mu po piętach funkcjonariuszami żandarmerii wojskowej. Sprawy przybrały wyjątkowo zły obrót w 1983 roku, gdy do akcji wkroczył wojskowy prokurator, po tym jak "poborowy Ciechowski po otrzymaniu karty powołania nie zgłosił się na długotrwałe przeszkolenie wojskowe studentów do Ośrodka Szkolenia Wojsk Lądowych w Elblągu".

Spotkanie Ciechowskiego z oficerem LWP, do którego w końcu doszło w Toruniu, mogło zdecydować o dalszej karierze Republiki. – Pojechałem z duszą na ramieniu, a tam pułkownik pyta mnie: "Zwolnienie [lekarskie] jest? Dobra. Chory obłożnie? Nie. To gorzej, ale jakoś załatwimy. A teraz niech mi pan powie: ten tekst »Śmierć w bikini«, kiedy on powstał?" – opowiadał wokalista w rozmowie z magazynem "Machina". Okazało się, że dzięki córkom, które były wielkimi fankami Republiki, oficer był świetnie zorientowany w twórczości grupy. Temat służby wojskowej jej lidera został odroczony o kolejny rok.

Czterech artystów naprzeciw żądnego krwi tłumu

Prawdziwą bitwę, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, Republika musiała odbyć w 1985 roku w Jarocinie. Publiczność tamtejszego festiwalu była wyjątkowo wrogo nastawiona do zespołu, który często był grany w radiu, przez co postrzegano go jako uosobienie komercji. – Na scenę posypały się kamienie, pomidory, torby z kefirem, wyglądało to niebezpiecznie – wspominał muzyk i świadek koncertu, Tomasz Lipiński.

Dramatycznie wspomina tamten wieczór również gitarzysta Republiki Zbigniew Krzywański. - Widzieliśmy transparenty z Grzegorzem na szubienicy, różne niecenzuralne teksty na kawałkach kartonów. Oczywiste było to, że jest totalna agresja większości z tych 25 tysięcy ludzi, którzy tam wtedy byli.

Posłuchaj
00:35 krzywanski jarocin.mp3 Zbigniew Krzywański o dramatycznym koncercie w Jarocinie

Zespół nie uległ jednak zmasowanej fali nienawiści ze strony tłumu. Jak gdyby nigdy nic kontynuował koncert i już po kilku utworach publiczność radykalnie zmieniła swoje nastawienie. Gdy występ dobiegł końca, tysiące fanów bezskutecznie domagało się bisów. – Prawda jest taka, że czterech facetów ze swoją sztuką wygrało z 25 tysiącami ludzi – podsumowywał Krzywański.

Zobacz więcej na temat: Grzegorz Ciechowski Republika