Zakaz bicia dzieci, skuteczna separacja sprawców przemocy od
ofiar, wzmożone działania profilaktyczne - to główne założenia rządowego
projektu. Zdaniem przeciwników projektu, może on doprowadzić do
nadmiernej ingerencji w życie rodziny i stwarza pole do nadużyć.
Najbardziej niepokoi ich zwiększenie uprawnień pracowników socjalnych.
Po burzliwej, trwającej ponad cztery godziny debacie, projekt
ustawy o zapobieganiu przemocy w rodzinie został w czwartek ponownie
skierowany do prac w komisji. Prawie wszystkie kluby zgłosiły do niego
poprawki.
Pracownik socjalny może zabrać dziecko
Projekt zaostrza przepisy wobec sprawców przemocy. Ma umożliwić jak
najszybszą izolację sprawcy przemocy od ofiar, np. przez nakaz
opuszczenia wspólnie zajmowanego mieszkania. Wprowadza też możliwość
odebrania dziecka z domu przez pracownika socjalnego - przy udziale
lekarza, ratownika medycznego, pielęgniarki lub policjanta - w
sytuacjach, gdy zagrożone jest jego życie lub zdrowie, np. gdy jego
opiekunowie są nietrzeźwi.
W projekcie zapisano szereg działań z zakresu profilaktyki. Ma
zostać wprowadzony obowiązek tworzenia przez samorządy programów na
rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie, a także tworzenia zespołów
interdyscyplinarnych zajmujących się tym problemem. W skład takich
zespołów mieliby wchodzić: przedstawiciele jednostek pomocy społecznej,
gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych, policji, kuratora,
oświaty, ochrony zdrowia oraz organizacji pozarządowych.
Służby będą wkraczać, gdy to będzie niezbędne
Do poparcia projektu przekonywali posłów m.in. minister pracy i
polityki społecznej Jolanta Fedak oraz wiceminister Jarosław Duda. "Ta
nowela nie jest po to, żeby ingerować w niezależność rodziny, ale móc
szybko reagować tam, gdzie jest taka konieczność" - mówiła Fedak.
Dodała, że służby będą wkraczać wtedy, gdy istnieje zagrożenie i tylko
wtedy, kiedy trzeba zapewnić ofiarom przemocy bezpieczeństwo.
Duda nie krył oburzenia ostrymi słowami, jakie podczas debaty padły
pod adresem pracowników socjalnych. "Straszenie społeczeństwa
pracownikami socjalnymi, pokazywanie ich jako nieudolnych, jest
niesprawiedliwe i krzywdzące" - podkreślił. Zaznaczył, że zapis
pozwalający pracownikom socjalnym na "zabezpieczenie" dzieci w
szczególnych sytuacjach powstał po to, by wspomóc policjantów
interweniujących podczas domowych awantur. "Policja, która przyjeżdża na
interwencję, jest często bezradna wobec wystraszonych dzieci, którym
trzeba znaleźć bezpieczne schronienie. Teraz na policjancie ciąży ten
obowiązek, a pracownik socjalny często zna dane środowisko, chodził tam
na interwencje, zna krewnych" - przekonywał Duda.
„Państwo stoi po stronie najsłabszych”
Do poparcia ustawy zachęcał także rzecznik praw dziecka Marek
Michalak. "Zapisy tej ustawy nie są tworzone dla rodzin, w których
dzieje się dobrze, normalnie funkcjonujących. Tej ustawy powinien
obawiać się ten, kto dopuszcza możliwość skatowania swojego dziecka.
Zadaniem państwa nie jest wspieranie tych, którzy uważają bicie dzieci
za jedną z metod wychowawczych, odbijając dzieciom nerki albo łamiąc
żebra, ale ochrona najsłabszych. Państwo powinno opowiedzieć się po
stronie najsłabszych" - podkreślił Michalak.
Sprawozdawca komisji Magdalena Kochan (PO) przekonywała, że ustawa
jest dobra i nowoczesna i pozwoli na skuteczną ochronę ofiar przemocy.
Apelowała, żeby nie bać się jej zapisów ani ich wypaczać. Jej zdaniem
zakaz bicia dzieci i psychicznego znęcania się nad nimi na pewno nie
spowoduje, że rodzicom zabraknie środków wychowawczych. Podkreśliła, że
przemoc nie jest właściwą metodą.
Poprawki: przemoc a przymus rodzicelski
Wszystkie kluby opowiedziały się za skierowaniem ustawy ponownie do
komisji po to, by dopracować niektóre jej zapisy, zgłoszono do niej
szereg poprawek. Teresa Wargocka z PiS zaproponowała, by przepisy
dotyczące odseparowania sprawcy, przeniesione zostały do innej ustawy.
"Dlaczego zapis z projektu ustawy o uprawnieniach pracownika socjalnego
do odebrania dziecka budzi otwarty sprzeciw? Przede wszystkim dlatego,
że nie wypracowaliśmy rozdzielenia form przemocy od form przymusu
rodzicielskiego, stosowanego do przestrzegania norm zachowań, które
rodzice chcą przekazać" - mówiła. Teresa Piotrowska z PO podkreśliła, że
nowela ustawy jest konieczna m.in. dlatego, iż przemoc w rodzinie w
Polsce nie jest incydentalnym zjawiskiem. "Ofiary przemocy, czasami
latami, są ze swoim oprawcą, z powodu wstydu, bezsilności czy bierności
innych osób" - mówiła.
"Niektórym rodzina kojarzy się z bólem"
Zarówno Lewica, jak i PSL poparły projekt, podkreślając
jednocześnie, że fala krytyki wobec projektu, która miała miejsce w
ostatnich dniach, ma podłoże polityczne. Izabela Jaruga-Nowacka (Lewica)
podkreśliła, że ustawa nie dotyczy kochających się i normalnie
funkcjonujących rodzin. Przypomniała, że nie dla wszystkich rodzina
oznacza bezpieczeństwo, wielu dzieciom - i nie tylko dzieciom - rodzina
kojarzy się raczej ze strachem i bólem, i to właśnie z myślą o nich
tworzone były zapisy zawarte w projekcie. Zdaniem Piotra Walkiewicza
(PSL) "gorący klimat wokół ustawy bierze się z braku wiedzy o temacie".
Ludwik Dorn (Polska Plus) przekonywał, że projekt nie daje
gwarancji, że nie dojdzie do represji wobec rodzin, zwłaszcza biednych.
Zdzisława Janowska (SdPL) zwróciła uwagę, że ustawa podnosi rangę
problemu przemocy domowej, wnosi bardzo istotne rozwiązania, m.in. to,
że sprawca przemocy musi opuścić wspólnie zajmowane z ofiarami
mieszkanie.
Podczas debaty projekt krytykowali przede wszystkim posłowie PiS,
wymieniając szereg hipotetycznych sytuacji, w których zapisy ustawy mogą
być nadużywane. Ich zdaniem stworzy ona pole do ingerencji w autonomię
rodziny i mnie pozwoli rodzicom na wychowanie dzieci zgodnie z własnymi
przekonaniami, a nawet stosowania jakichkolwiek zakazów i przymusów
wychowawczych.
W obronie projektu stawali głownie posłowie PO i Lewicy.
Przekonywali m.in., że domaganie się, by w imię wolności i dobra rodziny
można było bić dzieci jest hipokryzją, zwracali też uwagę, że
pracownicy socjalni, którym przypisuje się niekompetencje i skłonność do
nadużyć są kompetentni i oddani swojej pracy, choć często mają zbyt
wiele obowiązków.
Projekt zostanie ponownie rozpatrzony przez Komisję Polityki
Społecznej i Rodziny.
ag, PAP