Działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej był zamieszany w sprawę
porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika - tak miał twierdzić ojciec
porwanego, Włodzimierz Olewnik.
Sejmowa komisja śledcza, badająca okoliczności śmierci Krzysztofa
Olewnika, przesłuchała byłego antyterrorystę, Jerzego Dziewulskiego.
Były policjant i poseł powiedział, że porywaczom Krzysztofa
Olewnika nie zależało na otrzymaniu okupu, ale na czymś innym.
Dziewulski zeznał, że otrzymał taką informację, gdy na prośbę rodziny
Olewnika zajął się całą sprawą.
Na początku swego oświadczenia Dziewulski zarzucił kłamstwo byłemu
detektywowi Krzysztofowi Rutkowskiemu, przesłuchiwanemu wcześniej przez
komisję. Powiedział on, że Dziewulski był w grupie, która zebrała się
wokół ojca Krzysztofa Olewnika, Włodzimierza. Dziewulski oświadczył, że
ma kopie policyjnych dokumentów, dotyczących sprawy Olewnika.
Jak mówił Dziewulski, Włodzimierz Olewnik twierdził, że w sprawę
porwania jego syna jest zamieszany działacz Sojuszu Lewicy
Demokratycznej. Były antyterrorysta i poseł zeznał, że wiosną 2004 roku
przyszli do niego ojciec i siostra Krzysztofa Olewnika, prosząc o pomoc w
sprawie odnalezienia syna.
Dziewulski zaznaczył, że nie słyszał wcześniej, aby porwanego
przetrzymywano tak długo, a policja działała tak nieudolnie. Świadek
postanowił pomóc Olewnikom. Powiedział, że rozmawiał między innymi z
ówczesnym wiceministrem spraw wewnętrznych Andrzejem Brachmańskim,
prosząc go o interwencję w sprawie zmiany policjantów, prowadzących
dochodzenie.
Brachmański odpowiedział, że porwanie zostało prawdopodobnie
sfingowane, ale zasugerował, iż ekipa policjantów może zostać zmieniona.
Dziewulski spotkał się też z szefem MSW Ryszardem Kaliszem, który nie
wykazał zainteresowania sprawą. Brachmański i Kalisz zeznali przed
komisją, że nie rozmawiali z Dziewulskim o sprawie Olewnika.
Policjanci popełnili błędy
Dziewulski podkreślił, że w śledztwie w sprawie uprowadzenia
Olewnika popełniono kardynalne błędy. Nie podjęto na przykład żadnych
działań w sprawie anonimu, wymieniającego sprawców porwania, a próbę
zatrzymania porywaczy przy podjęciu okupu przeprowadzono bardzo
nieudolnie.
Świadek powiedział, że z uzyskanych przez niego informacji
wynikało, iż Olewnika porwała grupa wyspecjalizowana w takich
przestępstwach. Dziewulski nie wykluczył, że pośrednicy zatrzymali dla
siebie część okupu, wypłaconego porywaczom przez rodzinę Olewnika.
Świadek zeznał, że ojciec Krzysztofa Olewnika, Włodzimierz,
powiedział mu, iż rozmawiał o sprawie syna z politykami SLD, Zbigniewem
Siemiątkowskim i Andrzejem Piłatem.
Jerzy Dziewulski zeznał, że policjanci, prowadzący śledztwo w
sprawie porwania Krzysztofa Olewnika, składali wcześniej fałszywe
zeznania w sprawie historyka sztuki, bezpodstawnie oskarżonego o napad.
Świadek zeznał, że gdy dowiedział się, iż ci policjanci prowadzą
dochodzenie, zaczął się obawiać najgorszego. Dziewulski zarzucił też
byłemu detektywowi Krzysztofowi Rutkowskiego, że głosił tezę, iż Olewnik
sfingował swoje porwanie, przyjętą potem za główny motyw policyjnego
śledztwa.
Dziewulski dodał, że kradzież samochodu z aktami sprawy została
prawdopodobnie ukartowana. Były antyterrorysta powiedział, że policjanci
przewozili akta sprawy Olewnika w sposób niezgodny z policyjnymi
standardami. Pozostawili bez nadzoru radiowóz z aktami, który został
skradziony razem z aktami. Świadek dodał, że komenda stołeczna policji
nie wiedziała o próbie zatrzymania porywaczy Olewnika w Warszawie, przy
podejmowaniu przez nich okupu. Zdaniem Dziewulskiego, był to duży błąd.
Świadek dodał, że policja sprawdzała w sprawie Olewnika różne, mało
prawdopodobne wątki, na przykład, że przebywa on w Berlinie.
sż,Informacyjna Agencja Radiowa (IAR),PAP