Komisja hazardowa przesłucha po raz kolejny b. ministra sportu
Mirosława Drzewieckiego. Śledczy chcą wyjaśnić rozbieżności w zeznaniach
b. ministra i innych świadków.
Posłowie chcą pytać Drzewieckiego m.in. o pismo z 30 czerwca 2008
r. ws. rezygnacji z dopłat do gier na automatach oraz jego znajomości z
biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem.
Chodzi o pismo Drzewickiego do wiceszefa resortu finansów Jacka
Kapicy, który był odpowiedzialny za projekt zmian w ustawie hazardowej.
Zawierało ono sformułowanie dotyczące wykreślenia z projektu ustawy
hazardowej przepisów rozszerzających katalog gier objętych dopłatami o
te spoza monopolu państwowego np. o gry na automatach. Wprowadzenie
dopłat zakładał projekt zmian w ustawie hazardowej, pozyskane dzięki nim
fundusze miały być przeznaczone na inwestycje sportowe.
Niejasności ws. pisma o dopłatach
Wiceprzewodniczący komisji Bartosz Arłukowicz (Lewica) powiedział,
że minister Drzewiecki wielokrotnie mówił, że pismo, które wyszło z
ministerstwa sportu z jego podpisem 30 czerwca 2008 r. to
"nieporozumienie urzędnicze i niezrozumienie intencji". "Chciałbym
dojść, gdzie miała miejsce ta pomyłka urzędnicza" - powiedział.
Także Sławomir Neumann (PO) chce wyjaśnić z Drzewieckim różnice
zeznań poszczególnych świadków w kwestii tego pisma.
Z kolei Andrzej Dera (PiS) powiedział, że z przesłuchań przed
komisją i dowodów, którymi dysponują śledczy wynika, że "alibi
Drzewieckiego zostało obalone". Jak podkreślił, chodzi o rzeczywiste
intencje b. ministra sportu ws. dopłat, które zostały zawarte w piśmie z
30 czerwca 2009 r. "Jest cały szereg dowodów na to, że to nie był
przypadek" - zaznaczył. Podkreślił, że będzie pytał Drzewieckiego także o
jego znajomość z biznesmenem branży hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem.
„Kilka godzin wystarczy”
Drzewiecki zeznawał już przed hazardową komisją śledczą pod koniec
stycznia. Wówczas jego przesłuchanie trwało kilkanaście godzin, ale
posłowie nie spodziewają się, aby to drugie było równie długie. "To
pierwsze przesłuchanie było dość długie i szczegółowe. Zakładam, że tym
razem wystarczy nam tylko kilka godzin" - dodał Neumann.
Wniosek o ponowne przesłuchanie b. ministra sportu złożył
Arłukowicz w związku z - jak argumentował -wystąpieniami publicznymi
Drzewieckiego i podważaniem przez niego zeznań wcześniejszych świadków
"w sposób publiczny".
Arłukowicz wyjaśnił, że chodzi o zeznania Sobiesiaka dotyczące jego
kontaktów z Drzewieckim i Marcinem Rosołem, który był szefem gabinetu
politycznego b. ministra sportu.
„Nie było tak, że nie chciałem dopłat”
Podczas pierwszego przesłuchania przez śledczych Drzewiecki
oświadczył m.in., że nie jest sprawcą tzw. afery hazardowej i wbrew
twierdzeniu byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, nie był
"załatwiaczem" ani lobbystą w pracach przy projekcie zmian w ustawie
hazardowej.
Oświadczył też, że nie był źródłem przecieku o działaniach CBA.
Zarzucił natomiast Kamińskiemu, że wykorzystał Biuro do "prowokacji
politycznej". "Z moim udziałem na pewno afery hazardowej nie było" -
mówił polityk PO.
Drzewiecki opisał swoje działania związane z kwestią dopłat do gier
w trakcie prac w latach 2008-2009 r. nad zmianami w ustawie hazardowej.
"Nie było nigdy takiej sytuacji, że nie chciałem dopłat" - powiedział
b. minister sportu.
Teza CBA
Według materiałów CBA, biznesmenom z branży hazardowej zależało
wtedy na tym, by nie rozszerzać katalogu gier objętych dopłatami o gry
spoza monopolu państwa, a więc te prowadzone w kasynach i salonach gier.
W tej sprawie mieli - według materiałów CBA - kontaktować się wtedy z
politykami PO - Zbigniewem Chlebowskim i właśnie z Drzewieckim. Środki z
dopłat do gier nie trafiają do budżetu państwa tylko, w przeważającej
części, do Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej, którym zarządza minister
sportu.
agkm, PAP