W poczekalni wielkiej sławy

Po wyjściu z wojska Hendrix na dobre poświęcił się muzyce. Jego droga do sławy miała się jednak okazać kręta i wyboista, a żeby zyskać należne mu uznanie, musiał najpierw przeprowadzić się do Nowego Jorku, a potem wyemigrować do Europy.

.

Foto: LFI / EAST NEWS

Mogłoby się wydawać, że geniusz pokroju Hendriksa od dziecka czarował swą grą ciocie i wujków na rodzinnych uroczystościach, w szkole otaczał go wianuszek pięknych dziewcząt, a kiedy tylko wydoroślał, podpisał najbardziej lukratywny z kontraktów podsuniętych mu przez łowców talentów z wielkich wytwórni płytowych. Rzeczywistość była jednak zgoła inna.

Kilka lat po tym, jak zamienił jednostrunowe ukulele na porządną akustyczną, a później elektryczną gitarę, musiał się zadowolić rolą marnie opłacanego grajka w obskurnych klubach Nashville, gdzie zamieszkał, mając około dwudziestu lat. Najlepsze, co go wtedy spotkało, to rola muzyka akompaniującego znanym już wówczas artystom z kręgów bluesa, soulu i R&B, takim jak Wilson Pickett, Sam Cooke czy Ike & Tina Turner.

Nowy Jork, stara bieda

Przeprowadzka do Nowego Jorku tylko nieznacznie podniosła jego notowania na giełdzie młodych talentów amerykańskiej sceny muzycznej. Początkowo znany był głównie w kręgach bywalców nocnych klubów Harlemu. Coś drgnęło, gdy otrzymał angaż do popularnej grupy The Isley Brothers. Dzięki temu po raz pierwszy zasmakował pracy w studiu nagrań, gdzie w marcu 1964 roku zarejestrował piosenkę "Testify". Potem wspierał jeszcze na koncertach Little Richarda, u boku którego pojawił się nawet w programie telewizji Channel 5 z Nashville. Wszystko to jednak nie odpowiadało potencjałowi 23-letniego gitarzysty.

W końcu nadszedł czas na powołanie do życia własnej grupy, której ojcem chrzestnym został Chas Chandler, były muzyk The Animals aspirujący do miana rozchwytywanego menedżera. To właśnie on namówił Hendriksa na przeprowadzkę do Londynu, doradził mu też zmianę pisowni imienia Jimmy na bardziej egzotyczne Jimi. Chwilę potem narodził się zespół Jimi Hendrix Experience.