LATO Z DRESZCZYKIEM - 2024 - ZEMSTA SERCA MAHARADŻY „101 LAT
PÓŹNIEJ””
-To koniec!- wykrzyknął Hirek. Potem ziewnął i przeciągnął się.
Była 4 rano 20 czerwca 2024 roku. Jeszcze nie wiedział, że
będzie pamiętał tę datę do końca życia. Na razie cieszył go fakt
ukończenia pracy magisterskiej. Została tylko bibliografia.
- Tylko – wyburczał. – Profesoressa nikomu nie popuści.
Profesoressa, czyli prof. dr hab. Ariadna Bobini, promotorka
jego dzieła na wydziale polonistyki UW. Na początku nie była
zachwycona tematem, który wymyślił: ”Między prawdą a zmyśleniem
w powieściach Tadeusza Dołęgi – Mostowicza”.
- Stać cię na więcej, Hieronimie – stwierdziła lodowato z
nieukrywanym zawodem.
- Mostowicz to nie jest pisarz, którym warto się zajmować.
Literatura popularna w brudnym polityczno-kryminalnym sosie –
dobiła autora „Kariery Nikodema Dyzmy” i „Znachora”. Ale uparł
się, bo wiedział, że Profesoressa nie miała racji. Po dwóch
rozdziałach zaczęła czytać z zainteresowaniem, nawet chwaliła i
podpowiadała tropy.
Za kilka tygodni uwolni się od jej krytycznego, lustrującego
spojrzenia, od tych „ą,ę” i zakulisowych gierek… Tam się nigdy
nic nie zmieni. Wstał i zrobił skłon, dotykając dłońmi podłogi,
żeby rozciągnąć mięsień gruszkowaty.
Kiedy się podnosił, jego wzrok padł na grubą twardą teczkę.
Trzymał w niej różne papiery związane z pradziadkiem Hieronimem,
jak on, Bóbr-Bobrowskim, słynnym komisarzem policji, żołnierzem
AK zamordowanym przez hitlerowców. Jego dziadek po wojnie został
już tylko Bobrowskim, ale i tak uczył wnuki pamięci o swoim
ojcu. Hirek lubił oglądać dokumenty, listy, gazety, w których
pisali o pradziadku.
Wziął do ręki mocno już zniszczony „Express Poranny” z 9
października 1924. Między informacją o upadku rządu McDonalda w
Londynie, o samobójstwie w cukierni na Nowym Świecie i
tragicznej śmierci młodej kobiety pod tramwajem na Nowem Bródnie
można było przeczytać o połowicznym sukcesie komisarza Hieronima
Bóbr-Bobrowskiego, który odnalazł w Zurychu zbiegłego z Polski
przestępcę Stefana Woyczyńskiego. „Niestety, zbrodniarz ten –
czytał Hirek po raz tysiąc pięćdziesiąty– zamordowawszy bankiera
Hofera i jego żonę oraz zrabowawszy ich kosztowności, uciekł w
damskim przebraniu za granicę. Bóbr-Bobrowskiego dzieliły
zaledwie minuty od ujęcia mordercy. Trop urwał się we Francji”.
Trzy tygodnie później gazeta donosiła: ”Biżuterię Hoferów ,
zrabowaną przez Woyczyńskiego w Zurychu, widziano u jubilera w
Paryżu”. Potem już żadnych wieści.
- Minęło sto lat – pomyślał Hirek. – Ciekawe, czy ta biżuteria
jeszcze istnieje…
LATO Z DRESZCZYKIEM – 101 LAT PÓŹNIEJ ODCINEK 2
- Nie ma technicznej możliwości, by załatwić to elektronicznie -
głos szefowej dziekanatu był nieugięty.
- Musi otrzymać pan podpis promotora pomocniczego osobiście - usłyszał
Hirek, stojąc w kolejce do wydziałowego
sekretariatu.
Formalności związane z obroną pracy magisterskiej zajmowały bardzo
dużo czasu i dawały zdecydowanie mniej satysfakcji niż samo przygotowanie rozprawy.
Na stole przed główną aulą Hirek zobaczył stos kolorowych ulotek.
Reklamy pobliskich pizzerii i barów sushi, oferty wakacyjnych wyjazdów na
Mazury, propozycje studenckich praktyk, a na tle większych i mniejszych
kartek wyraźnie odcinała się błękitna pocztówka z wieżą Eiffla. Podszedł
do stołu, wziął widokówkę do ręki i odwrócił ją. "Kimkolwiek jesteś,
życzę ci miłego dnia" - zobaczył tekst po polsku i po francusku.
Zamaszysty podpis na dole nie dawał szans, by odszyfrować, kim jest autor.
Jednak obok był też czytelny dopisek: "Chcesz dowiedzieć się czegoś, co cię
zaskoczy? Bądź tu w piątek, 28 czerwca 2024 roku o godzinie...".
- Stoi pan w tej kolejce, czy nie? - zniecierpliwiony kobiecy głos wyrwał Hirka z letargu.
-Tak, tak - odpowiedział błyskawicznie nieco zmieszany, automatycznie odkładając
paryską pocztówkę, jakby ktoś nakrył go na czymś nielegalnym i wręcz niewłaściwym.
W myślach zobaczył Nikodema Dyzmę. Bohaterowi powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza
przypadkowe znalezisko otworzyło drogę do niezwykłej kariery.
- Ciekawa sprawa - pomyślał Hirek. Przeciskając się przez tłum studentów
kończących sesję i uśmiechając się przepraszająco, próbował przypomnieć sobie
godzinę spotkania, które zostało wyznaczone zamaszystym podpisem na znalezionej
przypadkowo w uczelnianym korytarzu pocztówce...
Autor: Witold Dobrowolski - Otrębusy
LATO Z DRESZCZYKIEM – 101 LAT PÓŹNIEJ ODCINEK 3
– Proszę zaczekać! Zaczekaj! – usłyszał czyjś głos z tyłu – Chyba pan to zostawił! Zostawiłeś…
Jakaś dziewczyna mknęła jego śladem między studentami, niosąc w ręce coś niebieskiego.
– To chyba pana pocztówka! – powiedziała – całkiem ładna.
Hirek wziął kartkę z wieżą Eiffla do ręki i spojrzał na drugą stronę. "O godzinie 21" mówiła kartka, nie dodając nic więcej.
– Tak... dziękuję bardzo – powiedział zamyślony.
– Co ma się stać 28 czerwca o 21? – zapytała dziewczyna i dodała: - Przepraszam, zerknęłam odruchowo.
– Nie wiem... – odparł Hirek – w zasadzie to nie moja pocztówka, znalazłem ją na stole. Dziewczyna zmarszczyła brwi:
– To czemu pan... Ty…
– Hieronim – przedstawił się.
– Maria Anna – odpowiedziała dziewczyna – to czemu ją wziąłeś?
– Mam pewne przeczucie – odparł Hirek i opowiedział Marii Annie w skrócie rodzinną historię.
– I gdy ciągle mam w myślach Paryż i tę tajemnicę, natrafiam na taką pocztówkę. Czy to może być przypadek?
– Nie – odpowiedziała pewnie Maria Anna – zresztą zobacz, tu ktoś coś nawet zaznaczył. Faktycznie, na zdjęciu, które przedstawiało Sekwanę, wieżę i okoliczne zabudowania, jeden budynek oznaczony był czerwoną kropką.
– Zaraz zobaczymy, co to za miejsce – Hirek zaczął szukać planu Paryża w telefonie.
– To plac Trocadero – powiedziała beznamiętnie Maria Anna, jak gdyby bywała tam co tydzień – stoi tam pomnik dłuta Landowskiego, rzeźbiarza polskiego pochodzenia.
– Skąd to wiesz?
– Studiuję historię sztuki. A Landowski jest znany, bo stworzył Chrystusa w Rio de Janeiro.
– Trocadero... – powtórzył Hirek. Ta nazwa mu coś mówiła, ale nie pamiętał co.
– To co, przychodzimy tu w piątek wieczorem? – zapytała Maria Anna – lubię takie zagadki. Hirek uśmiechnął się. Nie wiedział jeszcze, co go czeka, ale wyglądało na to, że nie będzie się długo nudził.
Autor: Mikołaj Ryśkiewicz
LATO Z DRESZCZYKIEM – 101 LAT PÓŹNIEJ ODCINEK 4
Nadszedł 28 czerwca. Hirek umówił się z Marią Anną, że dziewczyna przyjdzie na spotkanie wcześniej i będzie na niego czekać. Tuż przed 21.00 Bobrowski pojawił się w wyznaczonym miejscu. Niestety, koleżanki nie było. Hirek wyjął z kieszeni telefon i wybrał jej numer. Po chwili usłyszał dzwonek, który dochodził spod sterty ulotek. Zdumiony chłopak podszedł do stolika i wtedy poczuł uderzenie w skroń. Ogarnęła go ciemność.
Kiedy się ocknął, okazało się, że ma na głowie worek. Powoli przypominał sobie ostatnie wydarzenia: pocztówka, spotkanie, Maria Anna. No właśnie! Maria Anna! Gdzie ona jest? Do Hirka dotarło, że zostali porwani! Tak jak kiedyś jego pradziadek! Tak jak Tadeusz Dołęga-Mostowicz, uprowadzony i pobity przez zwolenników Marszałka. Potem pisarz wykorzystał ten motyw w ,,Znachorze" i ,,Karierze Nikodema Dyzmy". Przed oczami stanęli mu rodzice, którzy znajdują jego zwłoki w rowie, na śmietniku, względnie na dnie Wisły. Zaczął się szamotać.
- Ratunku! - wykrzyknął.
W tej chwili ktoś ściągnął mu z głowy worek. Zrobiło się jasno. Spostrzegł, że leży na skórzanym fotelu w wygodnej kabinie. Przed nim siedział elegancki, starszy mężczyzna. W ręku trzymał laskę z główką w kształcie lwa.
- Kim pan jest? - spytał drżącym głosem Hirek. - Gdzie ja jestem? Gdzie Maria Anna? Tajemniczy człowiek uśmiechnął się.
- Witam, monsieur Bobrowski! Proszę się nie bać! Pańska koleżanka jest bezpieczna i zaraz do nas dołączy. Osłupiały Hirek wpatrywał się w nieznajomego.
- Jestem René de Saint-Georges, markiz de Vérac. Proszę mi wybaczyć ten niefortunny sposób zawierania znajomości. Myślę, że gdyby pan wcześniej poznał prawdę, nie wsiadłby pan do mojego samolotu. A tak, zanim dolecimy do Paryża, w spokoju porozmawiamy!
Autorka: Wioletta Wysocka z Bierutowa
LATO Z DRESZCZYKIEM – 101 LAT PÓŹNIEJ ODCINEK 5
- Więc jest Pan krewnym bankiera Hofera, obrabowanego w Zurychu przez Stefana Woyczyńskiego. Ale zaraz, pańskie nazwisko i tytuł to raczej brzmią z francuska – Hirek odzyskał rezon.
- Monsieur Bobrowski, moja babka wyszła za mąż za Charlesa z rodziny de Verac.
-I wie pan, gdzie są teraz zrabowane klejnoty? Te z którymi zbrodniarz Woyczyński czmychnął sprzed nosa mojemu pradziadkowi? - z niedowierzaniem zapytał chłopak.
- Całe życie poświęciłem na poszukiwania tych precjozów, jak również informacji o dalszych losach mordercy moich pradziadków, także jego krewnych. I w końcu los się do mnie uśmiechnął -rześko odparł markiz i stuknął laską w podłogę.
- A jaka jest moja rola w tym całym zamieszaniu i Marii Anny oczywiście? - zapytał Hirek.
- I tu dochodzimy do sedna sprawy. Jest mi pan potrzebny monsieur Bobrowski, jak również pańska koleżanka, do przygotowania zasadzki!
- Zasadzki?! -krzyknęli Hieronim i Maria Anna, która od dłuższej chwili była już w kabinie razem z nimi.
Markiz opowiedział im pokrótce o nasilonych w ostatnich miesiącach dziwnych napadach na jubilerów w Paryżu i okolicach. Poza tym wspomniał o pojawieniu się na aukcjach internetowych skradzionej we Francji biżuterii. Mimo rozległych działań organów ścigania nie udało się ustalić organizujących te aukcje. Na początku miesiąca na jednej z nich pojawiła się biżuteria, którą René de Saint-Georges rozpoznał jako klejnoty Hoferów.
- I myśli pan, że ma to związek z wydarzeniami sprzed 100 lat?
- Mój drogi chłopcze, jestem tego pewien. Trzeba tylko działać szybko. Czy nie chciałbyś dokończyć dzieła pradziadka? Zastanów się. Za 10 minut lądujemy na lotnisku Charlesa de Gaulle`a.
Autorka: Agnieszka Świderska-Marciniak z Czarnej
LATO Z DRESZCZYKIEM – 101 LAT PÓŹNIEJ ODCINEK 6
- Nie na lotnisku Le Bourget? - odezwała się znienacka Maria Anna - tam lądują prywatne samoloty.
Hirek spojrzał na dziewczynę szeroko otwartymi oczyma. - Skąd ona to wie? – pomyślał.
Nie, mademoiselle - odparował markiz de Vérac, nieco poirytowany - z pewnych powodów wybrałem de Gaulle`a. Ale zapewniam, że terminale VIP też tam są.
Faktycznie, nie minęło wiele czasu od lądowania, a już pędzili elegancką, czarną limuzyną w kierunku centrum. Z obwodnicy Périphérique skręcili w lewo przy Porte Maillot. Hirek, który był pierwszy raz w Paryżu, rozglądał się, chłonął fascynujące widoki sześciopiętrowych kamienic i szerokich alei barona Haussmanna.
- Ładnie tu, prawda, monsieur Bobrowski? - zapytał markiz. - Teraz przed igrzyskami olimpijskimi wszystko ładnie uprzątnęli. Bezdomnych zabrali z ulic, szczury wytruli. Tak, Paryż jest piękny jak nigdy dotąd.
Hirek nie słuchał go, wpatrując się w budowlę stojącą na wielkim rondzie przed nimi.
- To jest... Łuk triumfalny?
- A tak, zaraz objedziemy go dokoła, a potem skręcamy w Avenue Kleber , prosto do Trocadéro.
Stali na szerokim placu i rozglądali się. Dwa ogromne gmachy po bokach przypominały Hirkowi Muzeum Narodowe w Warszawie. Z przodu rozciągał się widok na most Sekwanie i wieżę Eiffla stojącą tuż za nim. Maria Anna przyglądała się pocztówce. Próbowała zidentyfikować zaznaczony budynek. Hirek nagle zobaczył w tłumie kogoś znajomego. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Kobieta szła w ich stronę. Markiz zauważył, że chłopak się w nią wpatruje.
- Kto to? - zapytał.
- Niemożliwe... - mruknął Hirek. Ku nim szła, pewnym krokiem, Ariadna Bobini.
- Jakim cudem?! – burknął student.
Maria Anna, podniosła głowę znad pocztówki. Zobaczyła profesoressę i zbladła. Zdołała wydusić z siebie jedno słowo: - Mama?
Autor: Lech Baczyński - Świątniki Górne