– Kiedy w 1981 roku Jan Pietrzak odśpiewał tę pieśń w "Kabaretonie", wstał z miejsc cały opolski amfiteatr – wspomina Adam Halber. – Czuliśmy się tak jak rycerze, kiedy nad polami Grunwaldu w 1410 roku przetaczała się "Bogurodzica".
Wtedy Polacy po raz pierwszy usłyszeli utwór, który w prywatnym obiegu funkcjonował już od pięciu lat. Dlaczego nie rozprawiła się z nim cenzura? Bo nie miała się do czego przyczepić...
– Tu nie ma żadnego słowa przeciw, a całość jest jednym wielkim protestem – komentuje kompozytor "Żeby Polska była Polską", Włodzimierz Korcz. – Janek napisał genialny tekst. Od razu wiedziałem, że muzyka music być utrzymana w takiej legionowej stylistyce.
– W 1976 roku szukałem sposobu, by wyrazić, że to my jesteśmy Polską, a nie ci faceci, którzy zawłaszczyli nasze symbole narodowe – zdradza swoje aspiracje sam Pietrzak. I chyba mu się to udało, skoro utwór, wykonywany przez kilka lat wyłącznie w ramach programu Kabaretu pod Egidą w restauracji "Melodia", stał się prawie nieoficjalnym hymnem narodowym. Najpierw podchmieleni bywalcy lokalu stawali na baczność i śpiewali razem z Pietrzakiem. Z czasem pieśń zaczęto nagrywać i powielać przy pomocy przenośnych magnetofonów. Wkrótce tekst Pietrzaka znała cała Polska.
Aby dowiedzieć się, co łączy "wicehymn" Polski z prezydentem Reaganem i jak należy dziś rozumieć zawarte w jego tytule przesłanie, posłuchajcie całego felietonu Adama Halbera.