- To Czeław Niemen odkrył mamę. Przez kilka lat byli zresztą narzeczeństwem - zdradza Jerzemu Sosnowskiemu artystka, która nagrała kilka utworów twórcy "Dziwny jest ten świat". Ada Rusowicz występowała wtedy w triu wokalnym Błękitne Pończochy. Wkrótce stała się wokalistką Niebiesko-Czarnych – w 1968 roku uznaną za najpopularniejszą polską wokalistkę roku – śpiewając m.in. "Duży błąd", "Za daleko mieszkasz miły", "Mogło być inaczej"…
W 1971 wzięła udział w nagraniu rock-opery "Naga", bodaj ostatnim tak udanym przedsięwzięciu Niebiesko-Czarnych, którzy byli przecież w latach 60. najbardziej progresywną grupą polskiego rocka. Zginęła tragicznie w wypadku samochodowym 1 stycznia 1991 roku.
I oto w czerwcu 2011 roku w Opolu pojawiła się na estradzie Ania Rusowicz, jej córka. Na pamiętających Adę, jej głos i stylizacja zrobiły niezwykłe wrażenie. Za tamtym występem poszła płyta "Mój Big-bit", która zawiera 6 autorskich kompozycji oraz 6 coverów z repertuaru Ady Rusowicz wykonywanych z zespołem Niebiesko-Czarni na przełomie lat 60 i 70'.
- Mamę straciłam w dzieciństwie, a jej twórczość poznawałam już samodzielnie, z nagrań i opowieści - deklaruje Ania Rusowicz. - Wiem, że nie tylko mój wygląd, lecz także sposób porsuszania się i barwa głosu bardzo ją przypominają. Ale to nie jest wystudiowane. To raczej kwestia genów i mojej głębokiej fascynacji latami sześćdziesiątymi.
- Bigbit to dla mnie coś więcej niż muzyka. To pewna bliska mi filozofia i styl życia. Znajomi zaczęli mnie już nawet nazywać "żywą skamieliną" - wyznaje dalej artystka. - Lata sześćdziesiąte wydają mi się cieplejszą, bardziej ludzką epoką. Nawet naiwne teksty tamtych piosenek mają w sobie jakąś emocjonalną prawdę i bezpośredniość.
Anię Rusowicz uznać można za spaodkobierczynię Ady nie tylko w sferze artystyczno-estradowej. Okazuje się, że, tak jak matka, lubi ona dbać o dom i jest prawdziwą "złotą rączką", a także pielęgnuje tradycje, przywiezionej z Wileńszczyzny, kuchni kresowej.
Jerzy Sosnowski rozmawiał z gościem "Trójkowego wehikułu czasu" także o tym, co ktoś urodzony w latach osiemdziesiątych słyszy w muzyce sprzed pół wieku, jakie są przyczyny coraz powszechniejszej tęsknoty za latami sześćdziesiątymi, oraz o potencjalnej kontynuacji "Mojego BIG-BITU". Zapraszamy do wysłuchania całej audycji, w której zabrzmiały ponadto archiwalne radiowe nagrania dotycząc Niebiesko-Czarnych oraz z ich udziałem.
W audycji z 1965 roku Franciszek Walicki - lider zespołu - wspomina występ w prestiżowej paryskiej sali "Olympia". Niebiesko-Czarni zachwycili się wtedy nikomu nieznanym, czarnoskórym i niewidomym trzynastolatkiem o nazwisku... Stevie Wonder.