X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

Wegehaupt Zbigniew

Ostatnia aktualizacja: 19.03.2008 12:23
Kontrabas to kompletny przypadek. Zdawałem do szkoły średniej muzycznej na akordeon, ale stwierdzono, że jestem zmanierowany - mówi Zbigniew Wegehaupt, kontrabasista jazzowy.

Muzyk, który ma na swoim koncie współpracę z największymi osobistościami polskiej sceny jazzowej. Zbigniew Wegehaupt obecny jest na krajowym podwórku od ponad trzydziestu lat. Ten świetny kontrabasista, sympatyczny i skromny człowiek, wydał właśnie trzecią płytę autorską pod tytułem "Tota".

O najnowszej płycie, współpracy z młodymi muzykami, graniu na akordeonie i zespole Trepy ze Zbigniewem Wegehauptem rozmawia Petar Petrović

Zbigniew Wegehaupt

Jak wyglądały Pana muzyczne początki, czy od dzieciństwa muzyka była obecna w Pana życiu?

Być muzykiem – to było moje marzenie właściwie od najwcześniejszego dzieciństwa. Bardzo lubiłem siedzieć przy organiście, jak najbliżej chóru. Jako mały chłopiec samemu tam nie mogłem wejść, bo proboszcz zabraniał, więc szedłem z ojcem. Jeśli chodzi o moje muzyczne początki to wywodzę się z ruchu amatorskiego, jako samouk nauczyłem się grać na akordeonie, trochę na gitarze

Czy w domu muzyka była jakoś szczególnie obecna, ktoś z rodziców miał ciągoty artystyczne?

W zasadzie muzyka nie była obecna w jakiś specjalny sposób w domu, tyle co z radia. Śląsk jednak zawsze był umuzykalniony, z tradycją chórów i orkiestr dętych, tego amatorskiego muzykowania. W komunie także to, jak wiele innych rzeczy, zostało uwalone… Ale taka tradycja była i ja miałem, jako młody chłopak, szczęście w niej zaistnieć.

Czy kontrabas był Pana pierwszą miłością?

Kontrabas to kompletny przypadek. Zdawałem do szkoły średniej muzycznej na akordeon, ale stwierdzono, że jestem zmanierowany. No i słusznie. Jako samouk musiałem być zmanierowany (śmiech). Oczywiście popłakałem się z tego powodu. Ale w pewnym momencie pogodziłem się z losem. Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia mój przyjaciel jeszcze ze średniej szkoły muzyczne im. Karłowicza, znakomity pianista Daniel Ruter, puścił mi Chicka Corea, z solówką Stanleya Clarka, w kompozycji "La fiesta". Jak usłyszałem, że tak można grać na kontrabasie to się zacząłem solidnie przykładać do ćwiczeń.(śmiech)

Jak wyglądała Pana muzyczna edukacja?

W szkole średniej miałem fantastycznego nauczyciela, mistrza mojego życia, świętej pamięci profesora Bazylego Matysiaka. W pulpicie zasiadał z profesorem Stefanem Nowakiem, który nadal wykłada w Akademii Muzycznej w Katowicach. Studiowałem w Katowicach na wydziale instrumentalnym i miałem świadomość, że poszerzenie programu i poznanie trochę więcej literatury na tym instrumencie może tylko pomóc. Moim wielkim marzeniem było by zostać klasykiem, ale w tym czasie pojawiły się już zespoły jazzowe.

Czy okres edukacji muzycznej w Pana przypadku związany był też z pierwszymi próbami gry w zespołach?

Grywałem w amatorskich zespołach w domach kultury. Ostatni mój zespół, który grał w Chorzowie nazywał się Trampy i był bardzo znany w mieście i okolicach (śmiech). Graliśmy do tańca i dało się zarobić parę groszy. Mieliśmy występy w weekend, a w środku tygodnia chodziłem do średniej szkoły muzycznej i technikum dziennego w Chorzowie, stąd tamtejsze kontakty.

Tota, Zbigniew Wegehaupt Quartet, Polskie Radio 2008

W jaki sposób doszło do nawiązania współpracy z Wojciechem Gogolewskim?

Wojtek założył kwartet, ćwiczyliśmy razem z dwa lata i dzięki kolegom wyjechaliśmy na festiwal Jazz nad Odrą. Otrzymaliśmy w 1976 roku jako zespół II nagrodę, a ja dostałem wyróżnienie indywidualne dla najmłodszego wyróżniającego się muzyka. Miałem wtedy dwadzieścia dwa lata i pamiętam, że bardzo się wstydziłem odebrać tę nagrodę, ponieważ byłem już łysy i strasznie ze mnie drwili organizatorzy. Pamiętam, że wtedy Wojtek Gogolewski powiedział mi: "jak dają to idź i bierz" (śmiech).

Miał Pan szczęście współpracować z najwybitniejszymi polskimi muzykami jazzowymi m.in. z  Tomaszem Stańko Janem "Ptaszynem" Wróblewskim, Zbigniewem Seifertem i Januszem Muniakiem… można by jeszcze długo wymieniać.

Był to główny powód mojego przyjazdu do Warszawy, gdyż tu mieszkała śmietanka muzyków jazzowych i była możliwość grania z nimi. To się stało rzeczywistością już w roku dyplomowym, gdy dostałem propozycję współpracy z Janem "Ptaszynem" Wróblewskim. Ma Pan rację, miałem szczęście. Najbardziej sobie cenie współpracę ze Zbigniewem Namysłowski. Wydaje mi się, że nie jest on jednak na tyle wyróżniony na ile zasługuje, bo jest doprawdy wielkim maestro. W zasadzie za każdym razem gdy Zbyszek wchodzi na scenę powinno się przed nim rozkładać czerwony dywan!

Jest Pan wykładowcą  w klasie kontrabasu na Wydziale Jazzu w Państwowej Szkole Muzycznej II st. przy ul. Bednarskiej w Warszawie. W jaki sposób wyławia Pan nowe talenty?

Na ten konkretny instrument przychodzą ludzie dojrzali, którzy dokładnie wiedzą czego chcą. Kiedyś nie wierzyłem, że muzyki jazzowej można nauczyć. Ale teraz wiem, że się myliłem. Pamiętam bardzo zdolnego muzyka, który gdy doszło do improwizacji po prostu stawał, a ja się uśmiechałem i mówiłem: próbuj dalej. Wspólnie doszliśmy do wysokiego poziomu i on teraz gra bardzo dobrze.

Jak wyglądała atmosfera w okresie gdy dopiero zaczynał Pan swoją przygodę z jazzem? Czy widzi Pan jakieś znaczące różnice?

Wege, Zbigniew Wegehaupt Quartet, 2005

Myślę, że było bardzo podobnie. Byłem wtedy młodym człowiekiem, wszyscy byliśmy bardzo chłonni i zachłanni na to co się dzieje w jazzie polskim i światowym, chociaż mieliśmy do tego bardzo ograniczony dostęp. Gdy ktoś zdobył jakąś płytę to przekazywał ją innym i wspólnie ją słuchaliśmy. Jazz to nie jest muzyka masowa, ale zawsze mi się wydawało, że artysta, którego muzyka reprezentuje najwyższy poziom sam przyciągnie słuchaczy.

Wydaje mi się, że na Pana najnowszej płycie nie wychodzi Pan zbyt często na pierwszy plan. Najbardziej wyeksponowana jest trąbka Jerzego Małka.

"Tota" to płyta kwartetowa, to nie jest popis solówek. Tutaj każdy spełnia normalną rolę jazzową, każdy jest na swoim miejscu. Nagrałem kilka płyt, w których można usłyszeć moje solowe popisy. Wystarczy zajrzeć poszukać ich na płytach Zbigniewa Namysłowskiego, chyba z jedenaście lat temu w trio Janusza Muniaka, z piętnastoletnim wtedy Michałem Miśkiewiczem, a także z Krzysztofem Herdzinem na płycie live. Nie czuję potrzeby by nagrać autorską płytę na kontrabasie, ważniejsze jest dla mnie żeby muzyka była interesująca.

Otaczając Pana przede wszystkim młodzi ludzi. Czy czuje się Pan, jako bardziej doświadczony muzyk, w jakiś sposób za nich odpowiedzialny? Pełni Pan rolę kapitana statku? Rozdziela zadania i koryguje błędy? (śmiech)

To są tak znakomici muzycy, że ja czuję się przy nich partnerem, a czasami nawet uczniem.  Mówię szczerze. Zapraszając Zivę Ravitza wiedziałem co on sobą reprezentuje. On przyjaźni się z Marcinem Maseckim, razem studiowali i są fantastycznie zgrani. Musiałem między nich wejść i zaistnieć, by wszystko w sekcji brzmiało spójnie. Wiek tutaj nie gra roli. Z Marcinem Maseckim miałem zaszczyt grać gdy był on jeszcze kilkunastoletnim chłopcem, podczas koncertów ze Zbyszkiem Namysłowskim. Po paru jego akordach zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z bardzo poważnym pianistą. Podobnie było z Leszkiem Możdżerem. To się od razu słyszy.

Na co kładł Pan szczególny nacisk przy najnowszej płycie?

Przyznam szczerze, że nie kładłem nacisku na nic szczególnego, bo same kompozycje powodują pewną sytuację. Ciekawostką jest, że ballada pod tytułem "Anna" w założeniu wcale nie miała być balladą, tylko tak się zagrała i tak ją teraz gramy.

Na Pana koncie jest też współtworzenie muzyki filmowej np. do filmu "Wrony" czy "Obywatel świata".

Od wielu lat współpracuję z Jerzym Satanowskim. To nie jest tylko muzyka filmowa ale i teatralna czy piosenka aktorska. To prawda, mam w tej materii spore doświadczenie w sensie akompaniowania, choć nie uważam się za eksperta. Jestem raczej osobą do usług, ale bardzo lubię to robić. Wykonywać pewne sugestie, próbować je zrozumieć i zagrać.

Jest Pan doświadczonym muzykiem, który jadł z nie jednego pieca. Gdzie znajduje Pan inspiracje do swoich autorskich płyt?

Specjalnie się nad tym nie zastanawiałem. Im jestem starszy tym bardziej pasjonuje mnie klasyka. Zresztą zawsze ją lubiłem. Kiedyś moim wielkim marzeniem było bycie muzykiem klasycznym. Moim ulubionym kompozytorem jest Fryderyk Chopin. Jeden temat mojej kompozycji na najnowszej płycie zatytułowany jest "Fryc". Chodzi oczywiście o Frycka czyli naszego Fryderyka. Pamiętam śmieszny moment w czasie nagrywania gdy Zivowi jakoś mu się to dziwnie kojarzyło i mówił do Marcina "frydz", "frydz", ale gdy ten mu powiedział o kogo chodził to wtedy przestał. Tema ttego utworu w jakiś naturalny sposób ułożyły się w chopinowskie opóźnienia. Tam nie ma żadnych cytatów, opiera się raczej na skojarzeniach.

Czy zmieniają się panu muzyczne gusta?

Na pewno słuchanie poszerza się z wiekiem, człowiek który pracuje w tym zawodzie chcąc nie chcąc, a raczej chcąc, jest blisko nowych rzeczy. Stara się analizować nowe rzeczy, a granie jazzu to w zasadzie bardzo uważne słuchanie siebie i interakcja z drugim muzykiem.

W jakich formacjach Pan się obecnie realizuje?

Z Januszem Muniakiem miałem zaszczyt zagrać z pół roku temu wraz z amerykańskim perkusistą Rusty Jonesem. To była wielka frajda. Często grywam w trio z Krzysiem Herdzinem i od czasu do czasu ktoś mnie zaprosi do jakiejś sytuacji. Niedawno grałem też w zastępstwie za swojego absolwenta Pawła Pańkę z kwartetem smyczkowym Prima Vista. Obecnie mam w planach kilka koncertów z okazji promowania płyty.

 

Tota, Zbigniew Wegehaupt Quartet, Polskie Radio 2008

Zbigniew Wegehaupt – kontrabas,
Jerzy Małek – trąbka,
Marcin Masecki – fortepian,
Ziv Ravitz - perkusja.