Bonamassa Joe
Ostatnia aktualizacja:
30.03.2009 05:30
Ma dopiero trzydzieści dwa lata, a zdążył nagrać już siedem płyt. Zyskał także szacunek największych żyjących bluesmanów, od których często jest dwa razy młodszy. Oto Joe Bonamassa - wielka nadzieja białych.
Ma dopiero trzydzieści dwa lata, a zdążył nagrać już siedem płyt. Zyskał także szacunek największych żyjących bluesmanów, od których często jest dwa razy młodszy. Oto Joe Bonamassa - wielka nadzieja białych.
Do sklepów trafił niedawno album "The Ballad Of John Henry". Muzyk opowiada na krążku historię amerykańskiego robotnika kolejowego, który w dobie dziewiętnastowiecznego kryzysu pragnął udowodnić, że potrafi być silniejszy i bardziej wydajny od młota parowego. Poświęcił życie, by ratować pracę współtowarzyszy. Los Johna Henry'ego zainspirował Bonamassę do napisania nowych utworów.
Joe swoją przygodę z muzyką zaczynał of fascynacji country i jazzem. Na blues przerzucił się jednak bardzo szybko. Jako dwunastolatek dostąpił zaszczytu otwierania występu B.B. Kinga. Już wtedy wszystko było jasne - oto złote dziecko bluesa. Kiedy miał czternaście lat, grał w zespole Bloodline z dziećmi Milesa Davisa i Robby'ego Kriegera - gitarzysty The Doors. Nastoletni muzycy dorobili się singla "Stone Cold Hearted" wydanego nakładem wytwórni EMI.
Już przy okazji pierwszej solowej płyty "A New Day Yesterday", wydanej przez Epic Records w 2000 roku, muzyk łączył hard rock i blues w podobnym stylu co Gary Moore. Na krążku poza kilkoma autorskimi numerami Bonamassy znalazły się covery m.in. Free i Jethro Tull. Sięganie po cudze kompozycje stało się tradycją na albumach bluesmana. Przy okazji ostatniej płyty Joe przerobił utwory Sam Brown oraz Toma Waitsa.
Za sprawą kolejnej płyty "So, It's Like That" muzyk odszedł od bluesa i podążył pewnie w kierunku rocka. Szybko jednak wrócił do punktu wyjścia, bowiem wydana w 2003 roku "Blues Deluxe" znów ujmuje bluesowym feelingiem. Nie mogło być inaczej, tylko trzy z jedenastu zawartych na krążku utworów stanowią kompozycje Bonamassy. Reszta to bluesowe evergreeny. Po wydaniu kolejnych krążków - "Had To Cry Today" z 2004 oraz młodszego o dwa lata "You & Me" Joe poczuł potrzebę przewietrzenia swojego repertuaru. Odstawił na półkę nieodłączny dotychczas atrybut - gitarę Gibson Les Paul, zastępując ją akustycznym instrumentem. Płyta "Sloe Gin" z 2007 pokazuje więc muzyka w zupełnie innym świetle. Bonamassa potraktował ją jednak jako jednorazowy "skok w bok", bowiem już na kolejnym - i ostatnim jak dotąd - "The Ballad Of John Henry" powrócił do elektrycznego grania.
(mk)