fot. Last.fm
"Czy Amy Winehouse doczeka kolejnego weekendu?", "Dajcie wódkę, to zaśpiewam!", "Amy paliła marihuanę przez 36 godzin! Non stop!", "Woskowy trup!" - to tylko kilka z setki tytułów, dzięki którym Amy Winehouse staje się jedną z głównych aktorek przedstawienia odgrywającego się na łamach Pudelka.
Nikt nie twierdzi, że jest to portal opiniotwórczy, jednak wszystkie opisywane tam historie są faktem, który skłania do jednej tylko refleksji: Amy swoim życiem powiela życiorysy wielkich muzycznych gwiazd. Wciąż ma szansę wyboru – zostać współczesną Janis Joplin (tragicznie zmarłą z przedawkowania) czy zrywając z nałogami, dołączyć do Carlosa Santany czy Erica Claptona (wyszli z uzależnienia i do tej pory nagrywają płyty).
Amy Winehouse, urodzona w północnej części Londynu w 1983 roku, od dziecka miała styczność z muzyką. Ojciec taksówkarz, fan Franka Sinatry, ciągle śpiewał, a mała Amy mu wtórowała. Przyzwyczajenie permanentnego podśpiewywania doprowadzało do furii nauczycieli niemogących sobie poradzić z przyszłą gwiazdą.
W wieku 10 lat podjęła swoje pierwsze przedsięwzięcie muzyczne. Zespół Sweet'n'Sour założony wraz z koleżanką Juliette Ashby miał być żydowską odpowiedzią na sławny damski hiphopowy zespół - Salt'n'Pepa. Zespół jednak nie istniał zbyt długo. Amy zmieniała szkoły. Z jednej z nich została wyrzucona za niesubordynację oraz przekłucie nosa. Trafiła wreszcie do BRIT School – znanej brytyjskiej kuźni talentów wokalnych.
W wieku 13 lat nauczyła się grać na gitarze, a rok później już pisała własne utwory. Przez kilka kolejnych lat miała wiele różnych pomysłów na życie od śpiewania w jazzowym bandzie po dziennikarskie wprawki. Wreszcie w 1999 roku przyjaciel/chłopak Tyler James - wokalista soulowy - zaniósł jej demo do wytwórni, co w efekcie doprowadziło do podpisania kontraktu z wytwórnią Island Records (oddział Universal Music), którym związana jest do dziś.
Debiutancki album wydała dopiero cztery lata później. "Frank" (produkcja Salaam Remi) – świetnie przyjęty przez krytykę - nawiązywał do muzyki, na której Amy się wychowała. Krążek oprócz platyny przyniósł wokalistce nominacje do Brit Awards 2004, nagrodę Ivor Novello Awards dla najlepszego autora tekstów, oraz popularność, której miarą było zaproszenie do zagrania koncertów na takich festiwalach jak Glastonbury czy V-Festival.
"Stronger Than Me"
Wraz z wydaniem w 2006 drugiego krążka "Back To Black" (napisanego wspólnie z Markiem Ronsonem) Amy została wciągnięta w wir wydarzeń o nazwie ŚWIATOWA SŁAWA. Krytycy nie szczędzili pochwał, krążek sprzedawał się (i w dalszym ciągu sprzedaje) świetnie. Po kilku miesiącach samych sukcesów nigdy niestroniąca od używek artystka wpadła w cug na dobre.
Wielka trasa w 2007 okazała się totalną klapą. Amy wychodziła na scenę pijana i naćpana, ledwo trzymając się na nogach, nie mówiąc o śpiewaniu. Publiczność wychodziła, gwiżdżąc, na co Amy wściekała się i wyklinała swoich fanów. Tak skończyło się 90% koncertów zapowiadanej hitowej trasy wielkiej gwiazdy. Mimo to Amy nadal zbierała żniwa nagród za rewelacyjny "Back To Black". Jednak od tamtej pory proporcje między sukcesami a porażkami zostały zachwiane na dobre. Pasmo osobistych porażek przeplatane było i jest tylko nielicznymi, już mniej znaczącymi sukcesami. Z wyjątkiem jednego. W marcu 2008 jako pierwszy w historii brytyjski artysta dostała 5 statuetek Grammy. [----- Podzial strony -----]
W lipcu media podały, że u niespełna dwudziestopięcioletniej Brytyjki rozwija się rozedma płuc, co w połączeniu z problemami z sercem brzmi niczym wyrok. Co gorsza, artystka nadal nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. W tym kontekście zabawnie i buńczucznie (a może i tragicznie) zarazem brzmi przesłanie jej największego hitu "Rehab", w którym śpiewa: "Chcą mnie wziąć na odwyk, ale ja mówię NIE NIE NIE".
"Rehab"
Wydaje się, że Amy zdaje sobie sprawę, że stąpa po równi pochyłej, jednak nic sobie z tego nie robi, pogrążając się jeszcze bardziej, przeżywając zapaści i przedawkowując raz po raz kokainę.
Jaka przyszłość przed Amy?
Zachwyceni jej talentem, do współpracy zaprosili ją m.in. Prince i George Michael. Sama mówi, że chciałaby nagrać coś z Damienem Marleyem, a pytana o nowy album odgraża się, mówiąc, że praca nad nową płytą (ponownie we współpracy z Ronsonem) już trwa…
"Valerie" (live)
Ciężko jednak w to wszystko uwierzyć, czytając co kilka dni nagłówki o kolejnym wybryku jednej z najzdolniejszych wokalistek ostatnich lat. Najlepszym przykładem niech będą jej 25. urodziny, które obchodziła 14 września. Oczekiwana przez setki wielbicieli, na uroczystość nie dotarła. Ojciec po pięciu godzinach czekania znalazł ją w domu kompletnie pijaną i naćpaną.
Jeden z gości podsumował całą sytuację tak:
"Następnym razem spotkamy się na jej pogrzebie. Wtedy na pewno się pojawi".
(tk)
https:\/\/www.amywinehouse.co.uk/
https:\/\/www.lastfm.pl/music/Amy+Winehouse