X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

Trzaska na barce w Budapeszcie

Ostatnia aktualizacja: 25.09.2014 10:16
Takie koncerty na długo pozostają miłośnikom bezkompromisowej improwizacji w pamięci. Najnowsza płyta Mikołaja Trzaski - „Tar & Feathers” - to kolejny dowód na to, jak bardzo zdominował on krajową konkurencję.
Mikołaj Trzaska
Mikołaj TrzaskaFoto: Maciej Hrynczyszyn/Flickr/CC BY-SA 2.0

 

Saksofonista Mikołaj Trzaska, akustyczny gitarzysta basowy Rafał Mazur i perkusista Balazs Pandi spotkali się po raz pierwszy przed dwoma laty, na scenie Klubu A38. Co ciekawe, nie było to takie zwyczajne miejsce – tylko wielka barka zacumowana na Dunaju w centrum Budapesztu. Koncert był udanym przedsięwzięciem – a jego zapis – „Tar & Feathers” otrzymujemy dzięki wydawnictu Gusstaff.  Początek mocny – i nie dziwię się tytułowi „Climbing up the River”, który jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. Później jest różnie, miejscami bas i perkusja grają swoje, a w oddaleniu asekuruje ich Trzaska – tworząc własne melodie, jakby niezainteresowany tym nad czym pracują koledzy, spędza czas gubiąc się w rozwiązywaniu zawiłych łamigłówek. Szczególne wrażenie robi na mnie przedostatni numer „Patter of Seagulls”, gdzie trójka muzyków wspólnymi siłami tworzy jedną mocną i spójną muzyczną nić. Na tyle wytrzymałą, że trio zdecydowało się na wspólne koncertowanie.
Nie będę zbyt odkrywczy, jeśli powiem, że mało jest dziś w Polsce trębaczy obdarzonych tak szerokimi horyzontami improwizacyjnymi i umiejętnością nadania głębi swoim partiom co Tomasz Dąbrowski. Na kolejnej jego płycie wydanej przez ForTune „Vermilion Tree” usłyszymy go w towarzystwie pianisty Krisa Davisa i perkusisty Andrew Drury’ego, którzy zanurzają się w głąb historii jazzu i przywołują do życia trio z 1946 roku, gdy na tych samych instrumentach grali w trio Lester Young, Nat King Cole i Buddy Rich. Oczywiście, to jedyna nić łączą oba projekty. Free tworzone przez Dąbrowskiego i jego kompanów nie jest zbyt daleko posunięte. Im się wcale nie śpieszy, dają sobie chwilę, jak choćby w „Brązowofioletowym”, na zebranie myśli, umiejętne odpowiedzenie na „zaczepkę” partnera, czy jak w „Sinym” zatopienie się w rytmicznych dźwiękach perkusji. W tej ich pewności siebie, pewności o swoich kolegów z zespołu tkwi siła tej muzyki!
Najnowsza produkcja Adama Wendta jest chyba jednym z najbardziej przystępnych i melodyjnych jego płyt. „Acoustic Travel” (wyd. Soliton) naznaczony jest przez głęboki, przeniknięty smutkiem głos Laury Cubi Villeny, a także znakomicie realizującego się na drugim planie akordeonistę Pawła Zagańczyka. Oczywiście, krążek ten ma jednego lidera, którym jest biorący na siebie prowadzenie kolejnych kawałków Wendt. Utrzymane w stonowanych, acz tanecznych rytmach, kolejne kawałki tworzą w sumie jeden zbiorczy mega sentymentalny konglomerat opowieści. Smutnych, choć nie rzewnych – chciałoby się powiedzieć, takie życie…
W 2012 roku został laureatem konkursu Transatlantyk – Instant Composition Contest i finalistą Nottingham International Jazz Piano Competition 2012. Pomimo tego, że ledwie przekroczył granicę trzydziestu lat, jest już uważany za młodziana, który dokładnie wie, co chce robić w jazzie i śmiało realizuje swoje plany. A cel jest jeden – być możliwie jak najlepszym pianistą. Michał Wróblewski robi ku temu kolejny krok. Jego „City Album” (wyd. Gats Production Ltd ) to doskonały pokaz jak dziś powinno grać się w jazzowym trio, po to, by bez epigoństwa łączyć różne style i wykorzystywać potencjał całego zespołu. Wraz z basistą Michałem Jarosem i  perkusistą Pawłem Dobrowolskim tworzą zespół, który z roku na rok podnosi sobie poprzeczkę, by po chwili… podnosić ją jeszcze wyżej. I to jest doceniane, to przynosi efekty – na tyle, że w listopadzie 2013 roku muzycy odbyli trasę koncertową z Terence’m Blanchardem – światowej sławy trębaczem i kompozytorem muzyki filmowej.
Bardzo dobrze pamiętam nagranie Krzysztofa Pełecha z Warszawską Orkiestrą Symfoniczną pod batutą Antoniego Wita, gdy grał on koncerty m.in. Rodrigo i Vivaldiego. Od tego czasu minęły trzy lata, a dziś trafia do mnie jego najnowsza płyta „Not Alone”, wydana przez V Records. Tu już nie klasyka wypełnia album, ale różne gatunki muzyczne, tak różne, jak goście, których gitarzysta zaprosił do współpracy. A są nimi: Australijczyk Tommy Emmanuel – mistrz gitary finger style, jeden z najlepszych polskich gitarzystów jazzowych Marek Napiórkowski, Joscho Stephan – pochodzący z Niemiec wirtuoz gitary w stylu gypsy jazz, gitarzysta flamenco z Murcii Hiszpan Carlos Piñana, a także wokalistka zespołu Mikromusic Natalia Grosiak, młody, a już rozpoznawalny na naszej krajowej jazzowej scenie  pianista Kuba Płużek oraz L.U.C – znany raper i producent, doskonale poruszający się w różnych stylistykach. Już sam przegląd gości sprawia, że i bez słuchania płyty możemy przewidzieć jakie muzyczne style się na niej znajdą. Mamy tu i klasykę i improwizacje, muzykę latynoską, flamenco, rap. Trzykrotnie wybrany w ankiecie „Gitara i Bas” najlepszym polskim gitarzystą klasycznym, Krzysztof Pełech stara się tym krążkiem poszerzyć grono swoich słuchaczy, muzyczny konglomerat stylów ma stanowić koronny dowód na to, że potrafi się on z sukcesami poruszać po różnych muzycznych klimatach. Choć płycie brakuje przez to spójności i może razić nadmiarem barw, to jedno trzeba artyście przyznać – ma wyobraźnię, a ze swoją gitarą potrafi wyczyniać cuda.
Malerai trio, czyli klarnecista Michał Górczyński, skrzypaczka Dagna Sadkowska, a także wiolonczelista Mikołaj Pałosz, a do tego goście: pianista Marcin Masecki i wokalistka Hanna Goldstein. A także gość specjalny piszący w jidysz amerykański poeta Ahron Tauba. To właśnie w jego twórczości Górczyński znalazł inspirację do powstania projektu „Tsugreytndik Zikh Tsu Tantsn - Naye Yidishe Lider  - Preparing to Dance – New Jidysz Songs” (wyd. Multikulti) będącego muzyką w hołdzie językowi. A przecież grupa Górczyńskiego to specjaliści od muzyki współczesną j i eksperymentalnej, a tu, w dużym stopniu właśnie tekst wymusza na nich bardziej rytmiczną, mniej eksperymentalną formę muzyczną. Tym bardziej, że Hanna Goldstein najlepiej czuje się w „normalnym”, pozbawionym zaskoczeń wokalu. To jednak nie przeszkadza zarówno Maseckiemu (chociaż zaskakująco lirycznemu, swoją dodekafonię pozostawił na inne projekty), jak i Malerai trio na mocno improwizowane, pozbawione jasnego podziału ról granie. “Przygotowując się do tańca” to doskonały sposób na promocję zarówno kultury żydowskiej, jak i wspaniałe łączenie poezji z niebagatelną muzyką. Pomysł godny kontynuacji.
Wciąż niewiele jest pań w polskim jazzie. Tym bardziej warto zapoznać się z LeeMeet Trio i ich krążkiem („The First Entrance to the Garden” wyd. RecArt), na której prym wiedzie pianistka i kompozytorka - Liliana Kostrzewa, która jak sama powtarza lubi projekty na granicy klasyki i jazzu. Jej album, nagrany w klasycznym trio, jest harmonijny, odrobinę melancholijny, a sama liderka nie spieszy się, gra rozważnie, nie daje się unieść emocjom, równomiernie płynie przez ocean dźwięków, nie pozwalając sobie na zanurzenie się w nim. „The First Entrance to the Garden” znakomicie nadaje się jako muzyka tła, mógłby to być całkiem niezły soundtrack filmowy i może być akceptowane także przez osoby, które nie pałają miłością do jazzu. Brakuje mi jednak w grze pani Liliany drapieżności, za dużo tu stateczności, a i koledzy z zespołu nie „pchają się” do tego, by trochę rozruszać tę łódkę. Ale widocznie tak miało być.
Takiej płyty już dawno nie było na naszym rynku. Rafał Sarnecki postawił wysoko poprzeczkę już swoimi poprzednimi albumami: "Songs From A New Place" i "The Madman Rambles Again", ale teraz udowadnia, że wydawanie nowej produkcji co trzy lata, to w pewien sposób zapisywanie muzycznego pamiętnika – dokumentu świadczącego o nowym spojrzeniu na muzykę, komunikację z zespołem, a także swoją własną grę. Wyedukowany w USA, żyjący na stałe w Nowym Yorku gitarzysta ma doskonałe kontakty w tym kraju, co pozwala mu stale obserwować zmiany zachodzące w szeroko pojętej muzyce improwizowanej, a także prezentować polskim jazzfanom młodych, zdolnych artystów z ojczyzny jazzu. „Cat’s Dream” to osiem kompozycji gitarzysty rozpisanych na sekstet, a to, co od razu rzuca się w ucho, to wokal Bogny Kicińskiej i o wiele większa niż na poprzednich albumach domieszka muzyki latynoamerykańskiej. Sarnecki bynajmniej nie wykorzystuje swojej pozycji lidera, wprost przeciwnie, zostawia wiele przestrzeni wszystkim instrumentom, przez co kolejne utwory stają się polem prezentacji umiejętności kolejnych członków jego zespołu. Południowy temperament wokalistki, melodyjność, rytmiczność, popisowe solówki i nawiązania atmosferom do historii latino-jazzu z Florą Purim i Antonio Carlosem Jobimem – „Cat’s Dream” – da się lubić – dlatego zachęcą do zapoznania się z nim także tych, którzy z jazzem mają mało wspólnego. To prawie 70 minut wspaniałej podróży w świat latynoskiej fiesty i zatopienia się w smutku i nostalgii. No, a partie Sarneckiego to nic nowego – już dawno uplasowały go one w samym czubie polskich gitarzystów.
Uff. Do czego zaliczyć, zaszufladkować zespół The Ślub i ich krążek „Bella provincia”? Lepiej rozkroić ten krążek i pod lupą sprawdzić z czego się składa. Znajdziemy tu i rock i jazzową improwizację (najbardziej wyróżniają się tu oczywiście saksofony Mateusza Pospieszalskiego) i folk i wokal z zabawnymi, mocno zamrowionymi ironią i czarnych humorem tekstami. Muzyka to prawdziwy galimatias, mieszanka, tym, którzy bez wahania kupują wszystko co wyprodukuje koncentrująca się na awangardowym jazzie wytwórnia ForTune, radzę najpierw przesłuchać próbki tego, co gra The Ślub. 70 minut swobodnej zabawy schematami, żonglowanie tematami i melodiami, parodia, czarny humor  - jeden wielki zarejestrowany jam muzyków z różnych bajek.
Infant Joy Quintet, czyli: Ray Dickaty – saksofon tenorowy, Michał Kasperek – perkusja, Jan Małkowski – saksofon altowy, Dominik D. Mokrzewski – perkusja, Ksawery Wójciński – kontrabas… mocna ekipa, to dziwne, czemu tak długo trzeba było czekać na to, aż zarejestrują swoją muzykę. „New Ghosts” to trzy długie, rozbudowane kawałki – dwie niezależne linie rytmiczne dodają saksofonistom dodatkowego paliwa – stąd eksplozja wrzasków, krzyków, cięcia harmonii na części i budowania z nich nowych konstrukcji, i to tylko po to, by w przypływie natchnienia znów oddać się siłom zniszczenia i chaosu. Chaosu, który jest jednak twórczy, który pozwala na przepoczwarzanie się kolejnych pomysłów w wyrafinowane, często zaskakujące muzyczne obrazy – krążek ten ma zapewniony sukces wśród miłośników bezkompromisowego free. Energia wytwarzana przez zespół jest jak wir, który wciąga słuchacza i nie pozostawia obojętnym.
Quartado – to energia, fantazja, łatwo wpadające w ucho melodie, optymizm i przede wszystkim miłość do jazz rocka, czyli fusion czerpiącego swe początki z lat 70., gdy jazzmani ulegli przejściowej fascynacji potęgą gitary elektrycznej i mocnego, acz uproszczonego grania. Liderem i założycielem zespołu jest klasycznie wykształcony pianista Jan Rejnowicz – który realizuje się też na polu kompozycji. Jednak nie da się ukryć, że to nie on wiedzie prym w zespole, ale znakomity gitarzysta Marcin Wądołowski, autor niedawno wydanych płyt „Git majonez” oraz „Blue Night Session”. To on jest motorem napędowym Quartado począwszy od pierwszego numeru, pełnego pasji „Latin Spirit”, poprzez wolniejsze „Intro To The Soldie”, aż do zamykającego krążek – instygującego, o nerwowym pulsie „Fugato”.
Mieczysław Burski

Saksofonista Mikołaj Trzaska, akustyczny gitarzysta basowy Rafał Mazur i perkusista Balazs Pandi spotkali się po raz pierwszy przed dwoma laty, na scenie Klubu A38. Co ciekawe, nie było to takie zwyczajne miejsce – tylko wielka barka zacumowana na Dunaju w centrum Budapesztu. Koncert był udanym przedsięwzięciem – a jego zapis – „Tar & Feathers” otrzymujemy dzięki wydawnictu Gusstaff.  Początek mocny – i nie dziwię się tytułowi „Climbing up the River”, który jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. Później jest różnie, miejscami bas i perkusja grają swoje, a w oddaleniu asekuruje ich Trzaska – tworząc własne melodie, jakby niezainteresowany tym nad czym pracują koledzy, spędza czas gubiąc się w rozwiązywaniu zawiłych łamigłówek. Szczególne wrażenie robi na mnie przedostatni numer „Patter of Seagulls”, gdzie trójka muzyków wspólnymi siłami tworzy jedną mocną i spójną muzyczną nić. Na tyle wytrzymałą, że trio zdecydowało się na wspólne koncertowanie.

/

Nie będę zbyt odkrywczy, jeśli powiem, że mało jest dziś w Polsce trębaczy obdarzonych tak szerokimi horyzontami improwizacyjnymi i umiejętnością nadania głębi swoim partiom co Tomasz Dąbrowski. Na kolejnej jego płycie wydanej przez ForTune „Vermilion Tree” usłyszymy go w towarzystwie pianisty Krisa Davisa i perkusisty Andrew Drury’ego, którzy zanurzają się w głąb historii jazzu i przywołują do życia trio z 1946 roku, gdy na tych samych instrumentach grali w trio Lester Young, Nat King Cole i Buddy Rich. Oczywiście, to jedyna nić łączą oba projekty. Free tworzone przez Dąbrowskiego i jego kompanów nie jest zbyt daleko posunięte. Im się wcale nie śpieszy, dają sobie chwilę, jak choćby w „Brązowofioletowym”, na zebranie myśli, umiejętne odpowiedzenie na „zaczepkę” partnera, czy jak w „Sinym” zatopienie się w rytmicznych dźwiękach perkusji. W tej ich pewności siebie, pewności o swoich kolegów z zespołu tkwi siła tej muzyki!

 

Najnowsza produkcja Adama Wendta jest chyba jednym z najbardziej przystępnych i melodyjnych jego płyt. „Acoustic Travel” (wyd. Soliton) naznaczony jest przez głęboki, przeniknięty smutkiem głos Laury Cubi Villeny, a także znakomicie realizującego się na drugim planie akordeonistę Pawła Zagańczyka. Oczywiście, krążek ten ma jednego lidera, którym jest biorący na siebie prowadzenie kolejnych kawałków Wendt. Utrzymane w stonowanych, acz tanecznych rytmach, kolejne kawałki tworzą w sumie jeden zbiorczy mega sentymentalny konglomerat opowieści. Smutnych, choć nie rzewnych – chciałoby się powiedzieć, takie życie…

/

W 2012 roku został laureatem konkursu Transatlantyk – Instant Composition Contest i finalistą Nottingham International Jazz Piano Competition 2012. Pomimo tego, że ledwie przekroczył granicę trzydziestu lat, jest już uważany za młodziana, który dokładnie wie, co chce robić w jazzie i śmiało realizuje swoje plany. A cel jest jeden – być możliwie jak najlepszym pianistą. Michał Wróblewski robi ku temu kolejny krok. Jego „City Album” (wyd. Gats Production Ltd ) to doskonały pokaz jak dziś powinno grać się w jazzowym trio, po to, by bez epigoństwa łączyć różne style i wykorzystywać potencjał całego zespołu. Wraz z basistą Michałem Jarosem i  perkusistą Pawłem Dobrowolskim tworzą zespół, który z roku na rok podnosi sobie poprzeczkę, by po chwili… podnosić ją jeszcze wyżej. I to jest doceniane, to przynosi efekty – na tyle, że w listopadzie 2013 roku muzycy odbyli trasę koncertową z Terence’m Blanchardem – światowej sławy trębaczem i kompozytorem muzyki filmowej.

Bardzo dobrze pamiętam nagranie Krzysztofa Pełecha z Warszawską Orkiestrą Symfoniczną pod batutą Antoniego Wita, gdy grał on koncerty m.in. Rodrigo i Vivaldiego. Od tego czasu minęły trzy lata, a dziś trafia do mnie jego najnowsza płyta „Not Alone”, wydana przez V Records. Tu już nie klasyka wypełnia album, ale różne gatunki muzyczne, tak różne, jak goście, których gitarzysta zaprosił do współpracy. A są nimi: Australijczyk Tommy Emmanuel – mistrz gitary finger style, jeden z najlepszych polskich gitarzystów jazzowych Marek Napiórkowski, Joscho Stephan – pochodzący z Niemiec wirtuoz gitary w stylu gypsy jazz, gitarzysta flamenco z Murcii Hiszpan Carlos Piñana, a także wokalistka zespołu Mikromusic Natalia Grosiak, młody, a już rozpoznawalny na naszej krajowej jazzowej scenie  pianista Kuba Płużek oraz L.U.C – znany raper i producent, doskonale poruszający się w różnych stylistykach. Już sam przegląd gości sprawia, że i bez słuchania płyty możemy przewidzieć jakie muzyczne style się na niej znajdą. Mamy tu i klasykę i improwizacje, muzykę latynoską, flamenco, rap. Trzykrotnie wybrany w ankiecie „Gitara i Bas” najlepszym polskim gitarzystą klasycznym, Krzysztof Pełech stara się tym krążkiem poszerzyć grono swoich słuchaczy, muzyczny konglomerat stylów ma stanowić koronny dowód na to, że potrafi się on z sukcesami poruszać po różnych muzycznych klimatach. Choć płycie brakuje przez to spójności i może razić nadmiarem barw, to jedno trzeba artyście przyznać – ma wyobraźnię, a ze swoją gitarą potrafi wyczyniać cuda.

Malerai trio, czyli klarnecista Michał Górczyński, skrzypaczka Dagna Sadkowska, a także wiolonczelista Mikołaj Pałosz, a do tego goście: pianista Marcin Masecki i wokalistka Hanna Goldstein. A także gość specjalny piszący w jidysz amerykański poeta Ahron Tauba. To właśnie w jego twórczości Górczyński znalazł inspirację do powstania projektu „Tsugreytndik Zikh Tsu Tantsn - Naye Yidishe Lider  - Preparing to Dance – New Jidysz Songs” (wyd. Multikulti) będącego muzyką w hołdzie językowi. A przecież grupa Górczyńskiego to specjaliści od muzyki współczesną j i eksperymentalnej, a tu, w dużym stopniu właśnie tekst wymusza na nich bardziej rytmiczną, mniej eksperymentalną formę muzyczną. Tym bardziej, że Hanna Goldstein najlepiej czuje się w „normalnym”, pozbawionym zaskoczeń wokalu. To jednak nie przeszkadza zarówno Maseckiemu (chociaż zaskakująco lirycznemu, swoją dodekafonię pozostawił na inne projekty), jak i Malerai trio na mocno improwizowane, pozbawione jasnego podziału ról granie. “Przygotowując się do tańca” to doskonały sposób na promocję zarówno kultury żydowskiej, jak i wspaniałe łączenie poezji z niebagatelną muzyką. Pomysł godny kontynuacji.

Wciąż niewiele jest pań w polskim jazzie. Tym bardziej warto zapoznać się z LeeMeet Trio i ich krążkiem („The First Entrance to the Garden” wyd. RecArt), na której prym wiedzie pianistka i kompozytorka - Liliana Kostrzewa, która jak sama powtarza lubi projekty na granicy klasyki i jazzu. Jej album, nagrany w klasycznym trio, jest harmonijny, odrobinę melancholijny, a sama liderka nie spieszy się, gra rozważnie, nie daje się unieść emocjom, równomiernie płynie przez ocean dźwięków, nie pozwalając sobie na zanurzenie się w nim. „The First Entrance to the Garden” znakomicie nadaje się jako muzyka tła, mógłby to być całkiem niezły soundtrack filmowy i może być akceptowane także przez osoby, które nie pałają miłością do jazzu. Brakuje mi jednak w grze pani Liliany drapieżności, za dużo tu stateczności, a i koledzy z zespołu nie „pchają się” do tego, by trochę rozruszać tę łódkę. Ale widocznie tak miało być.

Takiej płyty już dawno nie było na naszym rynku. Rafał Sarnecki postawił wysoko poprzeczkę już swoimi poprzednimi albumami: "Songs From A New Place" i "The Madman Rambles Again", ale teraz udowadnia, że wydawanie nowej produkcji co trzy lata, to w pewien sposób zapisywanie muzycznego pamiętnika – dokumentu świadczącego o nowym spojrzeniu na muzykę, komunikację z zespołem, a także swoją własną grę. Wyedukowany w USA, żyjący na stałe w Nowym Yorku gitarzysta ma doskonałe kontakty w tym kraju, co pozwala mu stale obserwować zmiany zachodzące w szeroko pojętej muzyce improwizowanej, a także prezentować polskim jazzfanom młodych, zdolnych artystów z ojczyzny jazzu. „Cat’s Dream” to osiem kompozycji gitarzysty rozpisanych na sekstet, a to, co od razu rzuca się w ucho, to wokal Bogny Kicińskiej i o wiele większa niż na poprzednich albumach domieszka muzyki latynoamerykańskiej. Sarnecki bynajmniej nie wykorzystuje swojej pozycji lidera, wprost przeciwnie, zostawia wiele przestrzeni wszystkim instrumentom, przez co kolejne utwory stają się polem prezentacji umiejętności kolejnych członków jego zespołu. Południowy temperament wokalistki, melodyjność, rytmiczność, popisowe solówki i nawiązania atmosferom do historii latino-jazzu z Florą Purim i Antonio Carlosem Jobimem – „Cat’s Dream” – da się lubić – dlatego zachęcą do zapoznania się z nim także tych, którzy z jazzem mają mało wspólnego. To prawie 70 minut wspaniałej podróży w świat latynoskiej fiesty i zatopienia się w smutku i nostalgii. No, a partie Sarneckiego to nic nowego – już dawno uplasowały go one w samym czubie polskich gitarzystów.

Uff... Do czego zaliczyć, zaszufladkować zespół The Ślub i ich krążek „Bella provincia”? Lepiej rozkroić ten krążek i pod lupą sprawdzić z czego się składa. Znajdziemy tu i rock i jazzową improwizację (najbardziej wyróżniają się tu oczywiście saksofony Mateusza Pospieszalskiego) i folk i wokal z zabawnymi, mocno zamrowionymi ironią i czarnych humorem tekstami. Muzyka to prawdziwy galimatias, mieszanka, tym, którzy bez wahania kupują wszystko co wyprodukuje koncentrująca się na awangardowym jazzie wytwórnia ForTune, radzę najpierw przesłuchać próbki tego, co gra The Ślub. 70 minut swobodnej zabawy schematami, żonglowanie tematami i melodiami, parodia, czarny humor  - jeden wielki zarejestrowany jam muzyków z różnych bajek.

Infant Joy Quintet, czyli: Ray Dickaty – saksofon tenorowy, Michał Kasperek – perkusja, Jan Małkowski – saksofon altowy, Dominik D. Mokrzewski – perkusja, Ksawery Wójciński – kontrabas… mocna ekipa, to dziwne, czemu tak długo trzeba było czekać na to, aż zarejestrują swoją muzykę. „New Ghosts” to trzy długie, rozbudowane kawałki – dwie niezależne linie rytmiczne dodają saksofonistom dodatkowego paliwa – stąd eksplozja wrzasków, krzyków, cięcia harmonii na części i budowania z nich nowych konstrukcji, i to tylko po to, by w przypływie natchnienia znów oddać się siłom zniszczenia i chaosu. Chaosu, który jest jednak twórczy, który pozwala na przepoczwarzanie się kolejnych pomysłów w wyrafinowane, często zaskakujące muzyczne obrazy – krążek ten ma zapewniony sukces wśród miłośników bezkompromisowego free. Energia wytwarzana przez zespół jest jak wir, który wciąga słuchacza i nie pozostawia obojętnym.

Quartado – to energia, fantazja, łatwo wpadające w ucho melodie, optymizm i przede wszystkim miłość do jazz rocka, czyli fusion czerpiącego swe początki z lat 70., gdy jazzmani ulegli przejściowej fascynacji potęgą gitary elektrycznej i mocnego, acz uproszczonego grania. Liderem i założycielem zespołu jest klasycznie wykształcony pianista Jan Rejnowicz – który realizuje się też na polu kompozycji. Jednak nie da się ukryć, że to nie on wiedzie prym w zespole, ale znakomity gitarzysta Marcin Wądołowski, autor niedawno wydanych płyt „Git majonez” oraz „Blue Night Session”. To on jest motorem napędowym Quartado począwszy od pierwszego numeru, pełnego pasji „Latin Spirit”, poprzez wolniejsze „Intro To The Soldie”, aż do zamykającego krążek – instygującego, o nerwowym pulsie „Fugato”.

Mieczysław Burski

Zobacz więcej na temat: Jazz Mikołaj Trzaska
Czytaj także

Polski yass, czyli scena faraonów

Ostatnia aktualizacja: 04.04.2013 16:33
- Tak książka musiała w końcu powstać – zgodzili się prowadzący audycję "Rozmowy improwizowane” z Sebastianem Rerakiem, autorem monografii "Chłepcąc ciekły hel. Historia yassu".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Unikatowe nagrania Urbaniaka z Niemenem i Grappellim w Trójce

Ostatnia aktualizacja: 24.09.2014 13:00
W najbliższy czwartek, 25 września, gościem Hirka Wrony w jego autorskim programie "Soul – muzyka duszy" w Programie 3 Polskiego Radia będzie Michał Urbaniak. Muzyk zaprezentuje w Trójce mało znane nagrania z Czesławem Niemenem i Stéphane Grappellim.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Miąższ w nowym składzie na początek Festiwalu Skrzyżowanie Kultur

Ostatnia aktualizacja: 24.09.2014 18:48
- Do niedawana występowaliśmy jako tercet, ale od trzech miesięcy gramy z perkusistą - powiedział w "Muzycznej Jedynce" gitarzysta Sebastian Pikula. Już dziś zespół Miąższ wystąpi z koncertem w ramach warszawskiego Festiwalu Skrzyżowanie Kultur.
rozwiń zwiń