Perkusja i bas – w rękach Marcina i Bartłomieja Olesiów muzyka wydobywana przez te instrumenty nabiera rumieńców, innych, niż spodziewanych po takim układzie instrumentów kształtów. Raz pulsuje, raz podąża w kierunku sentymentalnym, innym jeszcze razem mamy do czynienia z wyjątkowo krwawymi pojedynkami. Olesiowie od dawna są klasą samą dla siebie – to duet niezwykle twórczy, który bacznie obserwuje nowe trendy. Ich muzykę ciężko zakwalifikować, jej struktura jest niezwykle złożona i bogata w niuanse. W efekcie takie krążki jak „One Step From The Past” z miejsca można prezentować jako murowanego kandydata do tytuły albumu roku.
Mieszkający w Kopenhadze pianista Artur Tuźnik, duńska sekcja rytmiczna – kontrabasista Johannes Vaht i Olle Dernevik za perkusją i liderujący zespołowi saksofonista Maciej Kądziela. Zaraz, zaraz do autorów „The Taste of The World” (wyd. Multikulti)” należy też dodać gościa i to gościa jakich mało Grzecha Piotrowskiego założyciela World Orchestra oraz zespołu Alchemik. Maciej Kądziela od siedmiu lat mieszka w Danii i nie da się ukryć, że przesiąkł atmosferą tamtejszego skandynawskiego brzmienia. To dobrze, gdyż słuchając jego drugiego albumu łatwo dojść do wniosku, że muzyk ten rzeczywiście dużo wyciągnął z tego specyficznego klimatu, ale były to jego własne obserwacje, ale nie spowodowane modą odruchy. „The Taste of The World” to krążek poetycki, niezwykle wyciszony, chociaż nie aż tak, jak wiele produkcji z ECM. Kolejne tematy są dopieszczone, melodyjne i raczej nie przekonają do siebie tych, którzy oczekują od jazzu drapieżności. Kądziela gra jednak tak, jakby miał już za sobą naście autorskich krążków. I za to mu chwała, że w tak młodym wieku osiągnął nie tylko precyzję wyrazu, ale też doświadczenie pozwalające z gustem prowadzić zespół na spokojne wody. ” The Taste of The World” to album wysmakowany, pełen niuansów, ale i umiarkowania.
Wolne, sentymentalne nuty witają nas na debiutanckim krążku „Totem” Kajetan Borowski Trio (pianista i kompozytor Kajetan Borowski, basista Kuba Dworak i perkusista Grzegorz Masłowski ) to absolwenci Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach. O ich albumie Bennie Maupin pisze same komplementy. „Ich muzyka jest pełna ogromnego zamiłowania, odwagi, entuzjazmu i kreatywności płynącej prosto z serca” – podkreśla. Ona wędruje gdzieś w okolice, które od lat eksploruje choćby RGG. Kajetan Borowski Trio bardzo rzadko podkręcają tempo – wolą raczej chłodniejsze rejony – stąd ich muzyka jest rytmiczna, z ciekawymi, choć często nieskomplikowanymi pasażami. Sporo tutaj odwołań do muzyki promowanej przez ECM, ale bez przesady, to tylko jedna z warstw. „Totem” to płyta więcej niż niezła, ale ciężko powiedzieć, byśmy z gry tria dowiedzieli się czegoś o współczesnym polskim jazzie, czego już wcześniej nie słyszeliśmy. Trochę za mało ryzyka, trochę za mało pazura. Odważniej panowie! Żeby się przebić, trzeba wyjść przed szereg.
Płyta „Paradise Walk” (wyd. Multikulti”) to trzecie w kolekcji grupy Deep Whole Trio, którą tworzą wielcy mistrzowie improwizacji: saksofonista Paula Dunmall, kontrabasista Paul Rogers i perkusista Mark Sanders, a to znaczy, że będzie głośno, agresywnie, mocno, po męsku, bez kompromisów. Tak się zapowiadało i tak jest, choć oczywiście nie przez cały czas – w końcu pewne eksperymenty jak na „A road less travelled” warto przeprowadzać w ciszy i skupieniu. Wtedy dźwięki podrażniają nasze uszy, zmuszają nas do skupienia, może przymknięcia oczu, na pewno zaś mocno oddziałują na wyobraźnie. To zaś sprawia, że ta ponad 70 minutowa płyta nie musi wcale stać się perłą na półkach jedynie lubujących się w ostrym improwizowaniu. Zaryzykuję stwierdzenie, że wiele ciekawych rzeczy mogą na tym krążku znaleźć też miłośnicy mainstreamu. Jeśli tylko mają trochę bardziej „otwarte uszy”.
Jest trochę zespołów, które grają w Polsce muzykę żydowską/klezmerską. Część z nich potrafi doskonale łączyć ją z jazzem. W tej grupie Meadow Quartet jest zdecydowanie w awangardzie, jej członkowie potrafią bowiem po profesorsku korzystać z tej ogromnej tradycji i lepić z jej udziałem nowe struktury. Lubują się w ozdobnych tematach, gorących rytmach i płaczliwych, melancholijnych klimatach i nie są obojętni na współczesne trendy w kameralistyce, więc i ich twórczość naznaczona jest oryginalnością i niepowtarzalnością. Trzeci album Meadow Quartet - „David & Goliath” (wyd. Multikulti) to przy tym pierwszy koncertowy krążek zespołu. Dodatkowym jego wzbogaceniem jest występ gościa specjalnego - perkusisty Klausa Kugla. Doskonale pamiętam, jak wielkie wrażenie robiły na mnie poprzednie wydawnictwa: w 2012 miał premierę „Unexpected”, a rok później „The Erstwhile Heroes” z litewskim perkusistą Tomasem Dobrovolskisem. W ciągu tych trzech lat dużo się w grze zespołu zmieniło, rzeczywiści wszedł on na kolejny poziom, dzięki czemu może śmiało stawać ramię w ramię z najlepszymi zespołami na świecie nawiązującymi do muzyki żydowskiej.
Andrzej Józefów – gitara, Adam Żuchowski – kontrabas, Luis Mora Matus – perkusja i ich dzieło „Threeism”, czyli debiutancka płyta pierwszego z artystów. Józefów nie jest jednak muzykiem nieznanym, dał się poznać z drobnej strony na licznych festiwalach m.in. Jazz Jantar, Komeda Jazz Festiwal - Żuchowskiego dobrze pamiętam zaś ze współpracy choćby z Dominikiem Bukowskim czy Mikołajem Trzaską. Największą niewiadomą był dla mnie przed wydobyciem albumu z opakowania i włożeniem go do wieży - Matus. Szybko jednak się okazało, że Chilijczyk potrafi nadać muzyce tria miłe dla ucha południowe brzmienie, a to, że doskonale zna on możliwości swojego instrumentu, słyszymy najbardziej podczas "Black Narcissus" Joe Hendersona, a także w utworze "Wariacji na tematy Scriabina" Alexandra Tansmana. Ponad pięćdziesiąt minut, dziesięć utworów i wiele niezapomnianych dźwięków i melodii wydobywanych na sześciu strunach z gitary lidera – to rzeczywiście aż nadto, by powiedzieć, że mamy do czynienia z pożądanym debiutem. Tym bardziej, że większość utworów na krążku to kompozycje Józefowa. Dużo u niego wirtuozerstwa w styli choćby Ala Di Meoli, co może razić tych, którzy wolą styl choćby Johna Abercrombiego. Duże brawa należą się też Żuchowskiemu, który w wielu numerach, jak choćby w „Apnea”, pokazuje pełnie swoich możliwości.
Dwa lata minęły od debiutanckiego krążka Łukasza Borowickiego nagranego w trio „People, Cats & Obstacles” (wyd. For Tune). Teraz – na drugim albumie, jak to się wielokrotnie podkreśla – najtrudniejszym – gitarzysta prezentuje się w kwartecie z Madsem la Courem na flugelhornie, Mariuszem Praśniewskim na kontrabasie i Karolem Domańskim na perkusji. - Poszukuję znaczenia i emocji zawartych w strukturze, w dynamice relacji między jej elementami. Szczególnie interesuje mnie takie podejście do kompozycji i symboliki muzycznej w kontekście improwizacji, procesu kreacji, manifestacji chwili i swojej obecności – zarówno jako jednostki i kolektywu. Album „Wandering Flecks” jest wyrazem moich poszukiwań w tym kierunku – wyjaśnia Łukasz Borowicki. I warto mu w tym zawierzyć, choć sposób w jaki opisuje swoje podejście do muzyki może się wydawać trochę nazbyt zagmatwany dla czytelnika. Z czym więc należy „jeść” wydany przez For Tune krążek „Wandering Flecks”, który obok dwóch utworów całkowicie improwizowanych, wypełniony jest kompozycjami gitarzysty? Spokojne, delikatne niczym płatki śniegu dźwięki gitary i rytmiczna, wyważona perkusja, a następnie równie miękkie dźwięki na flugelhornie. Tak wita się z nami zespół poprzez „For every gesture another actor” i właściwie, z wyłączeniem żywszego „Automatom” cały krążek przepełniony jest intymnością, atmosferą domowego zacisza… ale, ale, nie dajmy się zmylić, muzyka jest tu daleka od rzewności i nawet, powiedziałbym, nie wyczuwam tu zbytniej cukierkowatości. Pomimo spokojnych, umiarkowanych tonów mamy do czynienia ze skondensowanym przekazem, pełnym niuansów i barw.
Takie płyty jak „Remembrance” – mocno mainstreamowe – to nie jest zbyt częsty widok w katalogu For Tune. Wojciech Majewski – fortepian, Tomasz Szukalski - saksofon tenorowy, Robert Majewski – trąbka, Jacek Niedziela-Meira – kontrabas, Krzysztof Dziedzic – perkusja i gościnny występ znakomitego wokalisty Grzegorza Turnaua. Co za wspaniały zespół – można zakrzyknąć. Co za wspaniałe kompozycje! Co za wspaniałe teksty! Wojciech Majewski to król jazzowego fortepianu, muzyk, którego pamiętamy ze znakomitej współpracy z Janem Ptaszynem Wróblewskim, Zbigniewem Namysłowskim, Henrykiem Miśkiewiczem, Darkiem Oleszkiewiczem, Joe La Barberą. „ Remembrance” to koncertowa wersja albumu „Zamyślenie ” z roku 2003 roku. Rok później Kwintet Wojciecha Majewskiego wystąpił w studio im. Agnieszki Osieckiej w radiowej Trójce i zaprezentował przepiękny konglomerat złożony z interpretacji m.in. znanych utworów Komedy i Niemena i nastrojowych dzieł Wojciecha Majewskiego. Nie mogę się też nie wzruszyć słuchając gry Tomasza Szukalskiego, w szczególności w utworze „Bema pamięci żałobny rapsod”, muzyka, którego już nie ma między nami, a który przez lata dzierżył prym wśród naszych saksofonistów. No i jeszcze muszę na końcu dodać, że wspaniałem wrażenie robi okładka krążka. Samotny mężczyzna idący leśną ścieżką wśród mgły. Harmonia, samotność, drzewa tworzące jakby światynię, do której, w nieznane, w opary kadzideł, kieruje się ludzka postać. Kim ona jest? Czy to muzyk? Słuchacz? Każdy z nas? Te pytania pozostaną bez odpowiedzi.
Mieczysław Burski