Eunho Chang, Mateusz Ryczek, Aleksander Kościów, Mikołaj Laskowski, Dariusz Przybylski – co ci współcześni kompozytorzy robią z organami Hammonda, od kiedy to tworzą na ten instrument? Po przesłuchaniu krążka „Hammond Organ Project” zastanawiam się nad jednym. Co by na te dzieła i takie wykorzystanie jego ukochanych organów, powiedział ich polski mistrz Wojciech Karolak? Do tej pory to właśnie z nim, przynajmniej na naszej scenie, kojarzyłem ten instrument – który świetnie potrafił współbrzmieć z gitarą nieodżałowanego Jarka Śmietany. Teraz otrzymujemy pięć dzieł na organy Hammonda, zarejestrowanych na koncercie podczas Festiwalu Musica Polonica Nova, w otoczeniu zespołu Kwartludium, który, tak, tak, czas płynie szybko, istnieje już trzynaście lat. Zespół ten, specjalizujący się w prawykonaniach wielu ważnych, wywołujących nieraz poruszenie dzieł, ma już swoją ustaloną renomę. Jego członkowie kochają wyzwania, dlatego też ich współpraca z Dariuszem Przybylskim to wspaniały pokaz profesjonalizmu i zrozumienia. Na krążku, z niełatwą muzyką, wymagającą, wielowarstwową, polegającą często na gwałtownych zmianach, zwrotach, umiejętności zmieniania nastroju, muzycy ci udowadniają, że w ciągu siedmiu lat, od kiedy zostali laureatem Programu Stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Młoda Polska”, bardzo się rozwinęli i nabrali doświadczenia. Miłośnicy muzyki współczesnej nie mają co się zastanawiać – bogactwo dźwięków i przeżyć gwarantowane.
Jeśli kogoś zainteresuje muzyka zawarta na tym krążku, powinien drążyć dalej. A że seria Opus idzie takiemu ciekawskiemu na rękę, więc z łatwością może on dalej kontynuować swoją podróż. Proszę bardzo, Dariusz Przybielski na płycie „L'una vuota” zaprasza na medytacyjną podróż przez świat sacrum trzech warszawskich kościołów: św. Anny, Wszystkich Świętych oraz ewangelicko-reformowanego. Na krążku znalazło się 9 nowych utworów młodych polskich kompozytorów, które miały swoją prezentację podczas koncertów Koła Młodych Związku Kompozytorów Polskich w trakcie Festiwali Warszawska Jesień w latach 2006-2008 i 2011. Zostały one napisane specjalnie na te wydarzenia, a Dariusz Przybylski, jako organizator Koła, miał zapewne nie lada problem, by z takiego bogactwa wybrać te najlepsze. Jego organy zestawione zostały m.in z trąbką i perkusją, czasami jedynie z trąbką, a w dziele Pawła Przezwańskiego "It's Getting Light" towarzyszy tym instrumentom jeszcze sopran. Są też oczywiście utwory na organy solo. Mądre ujęcie tego szerokiego spektrum muzycznego pozwala słuchaczowi, nawet temu, który na co dzień nie słucha muzyki organowej, cieszyć się bogactwem tych dzieł i ich wielobarwnością.
Zacząłem od Eunho Changa i znów do niego wracam. Ten koreański kompozytor, który mieszka w Warszawie, przedstawia na płycie „Sanio. Volume I” – pięć utworów na instrumenty solo. Jak je zdefiniować? To rodzima tradycja muzyczna przeniesiona na europejskie instrumentarium i w europejską przestrzeń. Na krążku usłyszymy: Sunyoon Won - skrzypaczkę, Mikołaja Pałosza – wiolonczelistę, Rafała Żółkosia - flecistę, Angèlę Chemin – sopranistkę i Dariusza Przybylskiego - organistę. Nie mamy tutaj bynajmniej do czynienia z jakąś formą transkrypcji czy wariacji - Eunho Chang to kompozytor głęboko zatopiony w muzyce współczesnej, stąd jego dzieła niepokoją, zmuszają do poszukiwania, dalekie są od harmonicznego błogostanu. Czy można tych dzieł nie porównywać do kanonu, czyli utworów solo na skrzypce, wiolonczelę a także flet – Jana Sebastiana Bacha? Nie da się, to prawda. Ale nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekuje, że zapomnimy o tych wielkich dziełach i uznamy, że Chang jest tym, który pobił mistrza w otwartym polu. Nie ma on zapewne też takich ambicji, tym bardziej, że i w jego sposobie myślenia o harmonii możemy uchwycić te przekazywane od wieków wzorce zbliżania się do ideału. Reasumując - „Sanio. Volume I” - to czyste dźwięki, kontemplacja piękna i egzotyka.
Akordeonista Paweł Janas i saksofonista Wojtek Psiuk czyli Fluent Ensemble - to niecodzienny pokaz współpracy obu instrumentów, wzajemnego przenikania się, rywalizowania, wchodzenie w interesujące pojedynki i nie jeden raz przyjacielskie ręka w rękę podążanie ku wspólnie obranemu celowi. Młodzi muzycy, mający już swoje CV wypełnione po brzegi kolejnymi osiągnięciami, występami i wyróżnieniami, od wielu lat współpracują z takimi kompozytorami, jak choćby z Rafałem Janiakiem, Dariuszem Przybylskim i Zbigniewem Bagińskim, którzy piszą specjalnie dla nich utwory. Takie „Earth” – to medytacja nad powstaniem naszej planety, potężne, tajemnicze dźwięki akordeonu i wdzierający się saksofon, a później już szybciej, szybciej. To nie tango, to nie jazz – to muzyka współczesna, często ciężka, niezrozumiała, surowa, ale i niezwykle pociągająca, oryginalna, uciekająca od schematów.
Wielki plus za okładkę, dwóch panów wyrwanych z XIX wieku, w melonikach ze zwiniętymi parasolami, służącymi im za laseczki – z dystansem do wszystkiego przechadzają się po lesie. Widzimy ich z tyłu, gdy w swoich długich płaszczach zapatrzeni w zieleń przed nimi... no tak, ale to nie o okładce, nadzwyczaj udanej, należy podyskutować. Jeśli komuś podobała się wydana w zeszłym roku przez duet Jachna/Buhl „Atropina” – surowa muzyka nagrana na czterośladowy magnetofon na strychu Biblioteki Miejskiej w Bydgoszczy, to teraz otrzymuje wypieszczoną w studiu przez realizatora nagrań Artura Maćkowiaka krążek „Synthomathic”.
Wojtek Jachna – trąbka, flugelhorn, elektronika, Jacek Buhl – perkusja, perkusjonalia, gościnnie w utworach 3, 5 – DJ Yaki – potencjał autorów krążka, pozwala przewidzieć, że będziemy mieli do czynienia z improwizacją śmiejącą się w twarz wszelkim barierą i granicom. Odwaga obu muzyków, tworzących dziś chyba najważniejszy awangardowo-jazzowy duet na naszej scenie prowadzi, do potknięć, ale ich pewność siebie powoduje, że wstają, zgrzytną zębami i prą dalej do przodu. Efekt jest wyjątkowy. Jest mocno widoczny. To oryginalność i odkrywczość. Zagmatwane melodie, mistycyzm, szaleńczy pościg - rozpisane na trąbkę i perkusje zniewalają, wciągają, a gdy płyta się kończy, a z nią muzyka na niej zawarta, w głowie wciąż trwa twórcza burza. Kolejne włączenie płyty pomaga tylko na czas jej trwania.
Zawsze jednak można włączyć najnowszy krążek Rafała Gorzyckiego, będący ostatnią częścią tryptyku. Dla perkusisty Sing Sing Penelope, Ecstasy Project, Maestro Trytony, Dziki Jazz A-kineton celem tego wyczerpującego projektu, było pokazanie możliwości, jakie drzemią w tym instrumencie tego, jakie efekty daje praca w duecie. Na płycie „Nothing” z zaproszenia Gorzyckiego skorzystał londyński gitarzysta Jonathan Dobie, który swojego czasu współpracował m.in z Peterem Brotzmanem, a za swoją twórczość wyróżniony został m.in prestiżową Nagrodą British Council.
W roku 2013 ukazały się oparte na tej idei albumy: "Therapy" nagrany z gitarzystą Kamilem Paterem i "Experimental Psychology" ze skrzypkiem Sebastianem Gruchotem. Gorzycki należy do tych muzyków, dla których nieustanna zmiana jest warunkiem twórczej egzystencji. Stąd też z pasją przekazuje podczas niej swoje myśli, uczucia i spostrzeżenia, a współpraca z kolejnymi składami czy interakcja z jednym partnerem umożliwia mu na „wyrzucenie z siebie wszystkiego”. Muzycy nie uciekają od elektroniki, ambientu i tworzenia dramaturgii poprzez przechodzenie z ciszy do szeptów, z szeptów do zgrzytów, a z tego poziomu do potężnych, ciężkich wymian niczym w wadze ciężkiej.
Mieczysław Burski