Każda kolejna płyta Artura Dutkiewicza to muzyczna przygoda – to jest sprawa przewidywalna – artysta ten nie lubi za bardzo ryzykować, nie zapuszcza się na tereny sobie kompletnie obce, woli robić to, co wychodzi mu doskonale od lat i w czym czuje się najlepiej – tworzyć pasjonującą opowieść – wielobarwną, na kilku poziomach, z dramatycznymi zwrotami akcji.
W otoczeniu swoich długoletnich kolegów: Michała Barańskiego – kontrabas i Łukasza Żyty – perkusja – Artur Dutkiewicz prezentuje krążek „Traveller” – dzieło ekspresyjne, z momentami głęboko nastrojowymi – już sam wstęp, gdy wydaje nam się, że słyszymy dźwięku harfy, a później mamy jeszcze sporo nawiązań do polskiej muzyki ludowej i world music – robi piorunujące wrażenie. Pianista potrafi z tego konglomeratu wybierać naprawdę doskonałe smaczki! Posłuchajmy tych rytmów na bębnie w „A & B”, tej smutnej jesiennej nastrojowości w „Drops of inocence”, tego bluesowego feelingu w „Sattvic Mazurka”, cichutkiego, minimalistycznego, niczym wyrwanego z poetyki Satiego „Ma”. Oj dużo, dużo dobrego znajdziemy na „Traveller”.
Gdy po „Traveller” weźmiemy do ręki krążek „Global friendship” uderzy nas bliskość artystyczna obu nagrań, choć nie da się ukryć, że „Global friendship” przede wszystkim tryska radością – radością samego spotkania się wielce uzdolnionych ludzi w jednym studio, jak i wzajemnych poszukiwań. Urodzony na Kubie Luis Nubiola ma na swoim koncie występy z gigantami tamtejszego jazzu, takimi jak choćby: Paquito D'Rivera, George Benson, Steve Coleman. Na „Global friendship” kubańskiemu saksofoniście towarzyszą: basista Marcin Chenczke, perkusista Krzysztof Szmanda i pianista Krzysztof Dys, a także goście – wokalistka Ola Trzaska i puzonista Michał Tomaszczyk. Piękna jest ta atmosfera luzu – która unosi się nad tym krążkiem – w największym chyba stopniu na „River without bridges” czy porywającym do tańca „No dew”.
Mateusz Pospieszalski lubi mocne granie, jazz na granicy awangardy, który miesza z siłą rocka i melodyjnością muzyki ludowej. Na „Tralala” znajdziemy teksty zarówno samego lidera zespołu jak i Wojciecha Waglewskiego, Jacka Jerzego Bieleńskiego, Bartłomieja Kudasika i Adama Nowaka. Muzyka mocna, poruszająca, wpadająca w ucho – album, który może spodobać się również osobom, które raczej omijają muzykę improwizowaną. Zabawna, trochę kabaretowa atmosfera „Polubmy się” płynnie przechodzi w taneczne rytmy „Tralala”, by jeszcze bardziej podkręcić się w „Jerycho”, a następnie spuścić troszkę z tonu na „Panie” – wyrwanym niczym z poweselnego spleenu.
O tym zespole można już mówić, że jest żywą legendą. Już ponad ćwierć wielu trwa niesamowita współpraca polsko-skandynawskiego składu Loud jazz band - dyrygowanego przez gitarowego mistrza Mirosława „Carlosa” Kaczmarczyka. Krytycy wielokrotnie zwracali uwagę na doskonałe połączenie polskiego romantyzmu ze skandynawskim zimnem i melancholią. Tytuł najnowszego krążka zespołu – „The Giant Agains The Girl” - brzmi jak jakaś bajka braci Grimm – lub przypowieść o tym, jak dzięki sprytowi dziewczynce udało się oszukać, zwieść olbrzyma. Łatwo wchodzące w głowę melodie – jak choćby na „Imeke” – gdzie dźwięk saksofonu zdaje się wirować ponad horyzontem i zabierać nas w wyprawę na niezbadane, skandynawskiego terytoria, czy na „The Patience”, gdzie wszystkie instrumenty zespalają się w jeden iskrzący się niuansami dźwięk, krążący niczym orzeł na lodowatą pustynią – to siła tego krążka. Tytułowy numer – zdecydowanie najlepszy kawałek na płycie, to mocne tempo, pogoń.
„Trudno porównać mi wprost fenomeny muzyczne Polaków i Norwegów, ale tę „inność” zrozumiałem rozmawiając z pewną artystką, plastykiem, Norweżką, która choć patrzyła mi prosto w oczy, to jednak gdzieś ten wzrok sięgał za horyzont, jakby przenikał mnie i płynął dalej. Tak jest z muzyką Skandynawii, nie uznającą formalnych granic, czy sztywnych formalnych barier” – pisze lider Mirosław „Carlos” Kaczmarczyk. Ma rację, trudno odgadnąć fenomen skandynawskiej improwizacji – jak to możliwe, że pociąga ludzi z tylu różnych kultur, że tak mocno rozgościła się w europejskim jazzie? Loud jazz band potrafi z tego czerpać, mądrze, z głową, nie zatracając swojej oryginalności.
Mieczysław Burski