Robert Majewski – trąbka, Maciej Sikała – saksofon tenorowy, Grzegorz Nagórski – puzon, Cezary Paciorek – akordeon, Paweł Pańta – kontrabas, Piotr Iwicki – instrumenty perkusyjne i Cezary Konrad – perkusja - no i oczywiście lider - niemniej nawet zebranie wspaniałego zespołu to nie wszystko, to może nie wystarczyć. W przypadku „Mostów” nie musimy się o to martwić, od pierwszych utworów czuć, że lider doskonale wiedział jak uruchomić tę złożoną maszynę, by zrealizować swoje pragnienia. A jednym z najważniejszych było dla niego tworzenie muzyki różnorodnej, łączenie stylów, tak, by w jednym utworze proponować różną stylistykę – raz sięgając do źródeł afrykańskich, raz słowiańskich, raz awangardy. Cezariusz Gadzina buduje mosty między gatunkami, łączy wodę z ogniem, a jego działania przynoszą znakomite efekty. Warto spojrzeć na jego krążek również przez pryzmat idei – każdy z zawartych na nim utworów to most – ale w innym języku. W końcu muzyka sama w sobie, to silne spoiwo, potrafi wygrać tam, gdzie polityka i podziały niszczą i dzielą.
.
Aż osiem lat musieliśmy czekać na wydanie kolejnego krążka przez Tubis Trio. Łódzki pianista i kompozytor Maciej Tubis doskonale zaprezentował się na krążku "Live In Luxembourg" (2009) i można było mieć nadzieję, że rok w rok albo chociaż co dwa lata będzie zapisywał na srebrnych krążkach swoje muzyczne doświadczenia. Okazało się inaczej. Czasami jednak warto poczekać –pierwszy studyjny album zespołu o wielce poważnie i może nazbyt bombastycznie brzmiącej nazwie – „The Truth” to dowód, że klasyczne trio – z fortepianem i sekcją rytmiczną jest wciąż doskonałym środkiem służącym do muzycznych eksploracji. Wraz z kontrabasistą Pawłem Puszczało i perkusistą Przemkiem Pacanem - Maciej Tubis przedstawia dziesięć finezyjnych, często stonowanych i nieraz zatopionych w estetyce bliskiej E.S.T utworów. Sam pianista nie stara się narzucać kolegom i przede wszystkim słuchaczom swojego muzycznego Ja - "The Truth" to efekt doskonałej współpracy tria – które prezentuje się nam jako jeden zdrowy i pełen życia organizm. Do gustu najbardziej przypadła mi ballada "It's A Beatiful Winter Out There" – piękne, złożone i mocno grające na emocjach dzieło. Jednak nie jest to jedyny mocny moment na tym doskonałym krążku.
Ach, och! Kolejny album kontrabasisty, gitarzysty basowego i kompozytora w jednym - Janusza Mackiewicza – „Depth of Focus” (wyd. Soliton) to kawał dobrej zabawy. Funkowa atmosfera, elektryczne klimaty i przede wszystkim fusion pełną parą – gitarzysta Marcin Wądołowski, a także Dominik Bukowski (xylosynth) i Grzegorz Sycz (perkusja) – doskonale czują się w tej narracji. Kontynuacja debiutanckiego albumu "Janusz Mackiewicz Elec-Tri-City" to siedem utworów lidera zespoły i po jednym każdego z jego członków.
Szczególnie do gustu przypadł mi – w tym całym jazzrockowym, funkowym sosie – balladowy numer Dominika Bukowskiego „Forecaster”, do którego w drugiej części dołącza Marcin Wądołowski. Ależ on potrafi z gitarą wyczyniać cuda! Posiada niesamowitą technikę i feeling. Cały krążek zaś to dowód, że z fusion wciąż można dużo wyciągnąć.
Młody gniewny i uznana gwiazda. Spotkanie trębacza Piotra Schmidta z pianistą Wojciechem Niedzielą to gwarantowany sukces. Ich krążek „Dark Morning” (SJ RECORDS) ma wszystkie atuty, które powinien mieć udany duet. Nie mamy tu erupcji, większość z 12 kompozycji to dzieła Wojciecha Niedzieli – więc możemy się spodziewać stonowanych klimatów, ale bynajmniej nie jednostajnych, gdy trzeba obaj panowie potrafią bowiem nieźle przyspieszyć. Sporo tu klimatów wyjętych z jazzowych standardów, trochę ragtimowej zabawy, trochę mocniejszej improwizacji. Coś ten tytuł niezbyt pasuje do koncepcji płyty – jeśli już jakaś aluzja do poranku, to bardziej proponowałbym te związane z brzaskiem.
Zupełnie inną atmosferę znajdziemy na krążku „Schmidt Electric Live” zespołu Schmitd Electric, gdzie grupa pod dowództwem Piotra Schmidta tworzy muzykę adresowaną bardziej ku miłośnikom Nilsa Pettera Molvaera. Brakuje tego typu zespołów na naszej scenie, jest sporo awangardy, większość to mainstream, a Schmidt stara się wypełnić lukę. - „Schmidt Electric Live” to album będący w pewnym sensie kwintesencją emocji, które towarzyszą naszym koncertom. Nie zawsze perfekcyjnie ujęte brzmienia niosą jednak ze sobą przesłanie tak bogate w treści i uczucia, że w zetknięciu z wrażliwą duszą muszą sprowokować reakcję – mówił w wywiadzie dla „Jazz Forum” trębacz. Jest dobrze, panie Piotrze, naprawdę dobrze.
„People From East” to krążek wymagający i dla wymagających – nie może być inaczej, skoro po pierwsze, mamy do czynienia z duetem, a po drugie, z muzykami, którzy nie idą na łatwiznę, ale za pomocą dialogów mają zamiar opowiedzieć coś mocnego, wciągającego. Saksofonista Tomasz Marakanicz i Grzegorz Tarwid, pianista z tria Sundial zabierają nas w podróż po Wschodzie – ale nie Bliskim Wschodzie – tak częstym źródle intelektualnych podniet, także w świecie jazzu – ale raczej tym dalekim. Stąd i tytuły "Baikal Lake", "Burchan" i "Jakuck” – i muzyka, która myślami kieruje nas w stronę zimnej Syberii, Północy, dawnym tradycjom – i muzycznym i religijnym. Akceptuję w stu procentach pomysły duetu Diomede – dawno już czegoś tak złożonego i po prostu pięknego nie słuchałem. Dzięki „People From East” utwierdziłem się w przekonaniu, jak wiele intymności można znaleźć w improwizowanym dialogu dwóch artystów.
Trio Jachna/Tarwid/Karch postawiło sprawę jasno – ich drugi album nazywa się tak samo, jak pierwszy - "Sundial" – tylko, że dodali „II”. Mamy więc do czynienia z kontynuacją? Tak, mamy do czynienia z kontynuacją, ale jaka to kontynuacja! Trębacz Wojciech Jachna (o którym można już chyba mówić weteran – znany z takich projektów jak: Sing Sing Penelope, Contemporary Noise Quintet, Jachna/Buhl) a także pianista Grzegorza Tarwid i perkusista Albert Karch – to zespół, który swoją debiutancką płytą sporo namieszał w środowisku. Fajnie grają, bez awangardowych popiskiwań, zgrzytów i wrzasków – kolejne melodie wciągają, balansują nieraz na granicy tajemniczości, to sprawia, że gra zespołu intryguje i zaskakuje – nawet po kolejnym przesłuchaniu i kolejnym i kolejnym. Moją wisienką na torcie jest - "Mirror Of A Thousand Flowers" - jeden wielki eksperyment dźwiękowy. Reszta jest bardziej uporządkowana - trio Jachna/Tarwid/Karch odpowiednio dobiera środki – i chwała mu za to.
Pamiętają Państwo wydany przed dwoma laty debiutancki album perkusisty Piotra Budniaka "Simple Stories About Hope And Worries"? To był dobry wstęp i przedsmak tego, co nas czeka na "Into the Life" - nagranym z saksofonistami Jakubem Skowrońskim i Wojciechem Lichtańskim, gitarzystą Szymonem Miką, pianistą Kajetanem Borowskim i kontrabasistą Alanem Wykpiszem. Pierwszą różnicą, którą od razu zauważymy, to pożegnanie się z występującym na pierwszej płycie Pawłem Południakiem i zastąpienie go drugim saksofonem, na którym gra Jakub Skowroński, który raczy nas także partiami klarnetu basowego.
To oczywiście wpłynęło na kolorystykę gry zespołu, ale zmiana nie jest zbyt radykalna, w ogóle więcej znajdziemy pomiędzy obu krążkami łączników, niż różnic. "Into the Life" – to jednak wydawnictwo o poziom dojrzalsze od poprzednika, to jazz doskonale uszyty, co prawda nie znajdziemy tu zbyt wielu ostrych zagrywek, ale za to melodyjność i harmonia są na naprawdę wysokim poziomie. Wszystkim tym z tyłu zarządza Piotr Budniak, którego gra przywołuje mi maestrię nieodżałowanego Zbigniewa Wegehaupta.
Mieczysław Burski