dyby wśród muzyków rozpisano ankietę mającą wyłonić europejskiego perkusistę, który miał największy wpływ na rozwój swojego instrumentu, każdy inny wynik poza zwycięstwem Pierre’a Favre’a byłby niespodzianką. Zdaniem innego Szwajcara, o dwa pokolenia młodszego Lucasa Niggliego, to Favre rozwinął jazzowy zestaw perkusyjny w instrument kolorystyczny, nie ograniczony jedynie do kotła basowego, werbla, hi-heatu i talerzy. Był też jednym z pierwszych muzyków dających solowe koncerty na perkusji.
- Przełomem okazał się mój występ w Berlinie w 1972 roku – wspomina. – Koncert był pomyślany jako seria solowych recitali; grali Chick Corea, Ornette Coleman i inni muzycy… A kiedy w końcu na scenie pojawił się ten mały człowieczek z wielkimi bębnami, ludzie nie mogli powstrzymać się od śmiechu! (Cóż, berlińscy słuchacze są bardzo specyficzni...) Publiczność się śmieje, a ja – walę w bęben – bum! I cisza!
Na solowych zmaganiach z instrumentem (i słuchaczami) dokonania Favre’a się nie kończą. Do historii przeszły też jego duety z Irène Schweizer oraz kwartet, który oboje założyli z Evanem Parkerem i Peterem Kowaldem. Favre stworzył swój oryginalny język również jako kompozytor – mieszaninę muzyki współczesnej, jazzu i muzyki dawnej.
Artysta nie odcina się jednak od swoich swingowych korzeni. Ba, uważa je za kluczowe źródło swojego muzycznego potencjału: - Wywodzę się ze starodomodnego jazzu i stamtąd doszedłem do free. Muzycy, którzy od "free" zaczynali, nie mają takiego timingu....
Zapraszamy do wysłuchania wywiadu Tomasza Gregorczyka i Janusza Jabłońskiego z Pierre'em Favre'em po kliknięciu na "Malarz perkusji" w boksie po prawej stronie.