X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

Pati Yang

Ostatnia aktualizacja: 22.04.2009 09:40
"Uwielbiam wyzwania, ale tylko te, które przychodzą w sposób naturalny. Nie po to jest się artystą, by z góry zakładać sobie splendor. Praca uczy pokory, a reszta - z uznaniem włącznie - przyjdzie sama"
Adam Dobrzyński: W ubiegłym roku wystąpiłaś na festiwalu w Bolkowie z fantastycznie przyjętym przez publiczność koncertem. Jak wspominasz lipcowy set?

Pati Yang: Świetnie. Niedawno rozmawialiśmy o tym w zespole i doszliśmy do wniosku, że był to nasz najbardziej udany i zarazem ulubiony koncert w Polsce. Poza tym cały klimat gotycki był niesamowity. Uważam, że pora wrócić do przebierania i ekspresji związanej ze sposobem wyrażania siebie. Jest to niezwykle ciekawe, ale z początkiem lat 90. wraz z wejściem trendów grunge’owych zaczęło zanikać. Myślę, że to, co się stało przy poprzedniej recesji, mogłoby się stać i przy tej. Powinniśmy być bardziej kolorowi, mieć więcej fantazji i poczucia humoru. Bolków pod tym względem dopisał.

A.D.: Odnoszę wrażenie, że na najnowszej płycie oddaliłaś się od muzycznych klimatów znanych z Castle Party, piosenki nie są już tak mroczne.

P.Y.: Tak naprawdę nie jestem w stanie określić, czy są, czy nie. To bardziej kwestia procesów, uczuć i obrazków, jakie pojawiły się i trafiły na tę kompilację, bo tak trzeba określić mój najnowszy album. Płytę mającą szerokie spectrum emocjonalne. Część z nagrań umieszczonych na "Faith, Hope & Fury" graliśmy na Castle Party. To ogromny komfort móc zaprezentować na żywo publiczności piosenki, które wcześniej nie zostały wydane, i obserwować, jak na nie reaguje. Tak przecież robiono w latach 70. i 80. ubiegłego wieku, gdy muzyka była jeszcze "żywa". Teraz można tak robić z elektroniką i to jest bardzo wyzwalające. Niedawno podjęliśmy decyzję, że nasza muzyka będzie łączona. Na świecie będziemy grać jako FlyKKiller, za to w Polsce jako Pati Yang & FlyKKiller. Dzięki temu prócz znanego repertuaru, będziemy pokazywać materiał z mojego najnowszego wydawnictwa.

A.D.: A z czego wynika to muzyczne "rozjaśnienie"? Myślisz, że ułatwi ci ono drogę na radiowe playlisty?

P.Y.: Zobaczymy, czekam na opinie rozgłośni radiowych. Sama jestem ciekawa, na ile płyta zostanie niszowa, a na ile przejdzie do szerszego grona. Pytasz, skąd "rozjaśnienie" w mojej muzyce. Wiesz, życie nas zmienia, ulegamy pewnym sytuacjom, które nas w pewnym stopniu determinują. Ja się zmieniam, miałam taki moment, kiedy stwierdziłam, że dwadzieścia kilka lat mojego życia spędziłam jak kosmita zrzucony na spadochronie, który ze wszystkim musiał sobie poradzić i był w permanentnym szoku, że tutaj jest. Przyszedł czas podjęcia decyzji, że trzeba przestać uśmierzać ból albo próbować się stąd wydostać. W każdym razie trzeba nauczyć się żyć. Potem już wszystko rozwija się jak reakcja łańcuchowa. Skoro podejmujesz decyzję, że tu zostajesz, to musisz zrobić coś najlepszego i wykorzystać ten czas jak najlepiej. Dla mnie taką chwilą odskoczni był czas "Silent Treatment" i odnoszę wrażenie, że od tamtego momentu podążam nie tylko w jaśniejszą czy też zaafirmowaną stronę w życiu, ale czerpię ogromne ilości energii z odmiennego sposobu życia. Cały czas pracujemy, pochłania mnie to bez reszty, ale energię zdobywam inaczej jedząc, inaczej żyjąc, medytując. Jem prawie wyłącznie na surowo i jestem weganką. Zakochałam się w jodze i w medytacyjnym stylu życia - z tego czerpię energię. Resztę czasu spędzam w pracy, co bardzo ogranicza mi życie towarzyskie, choć na razie absolutnie mi go nie brakuje.
 
A.D.: Mówisz, że "wiara, nadzieja oraz nieustający niepokój wewnętrzny – to w jaki sposób mieszają się ze sobą i tworzą dziwną rzeczywistość emocjonalną, w której się budzisz i każdego dnia na nowo odnajdujesz" mają największy wpływ na to, z czego czerpiesz inspiracje. Czy te uczucia da się zrównoważyć?

P.Y.: Nie, one nigdy się nie równoważą i chyba nigdy nie będą... inne. Wydaje mi się, że podskórnie wie to każdy wrażliwiec. To są elementy, które wiecznie ze sobą kolidują. Wydaje mi się, że jest tak w przypadku wielu artystów. [----- Podzial strony -----]A.D.: Najnowszy materiał nagrywałaś w legendarnym studiu Air Studios w Londynie, którego założycielem był George Martin. Co spowodowało, że to właśnie tam powstawał "Faith, Hope & Fury"?

P.Y.: Tam mamy swoją muzyczną bazę jako FlyKKiller. Tam powstaje większość naszych pomysłów. Dla nas ogromnym zaszczytem jest spędzanie czasu w Air Studios. A jesteśmy tam w zasadzie codziennie. FlyKKiller Headquarters znajduje się w części produkcyjnej Air Studios, tam pracujemy nad przygotowaniem produkcji.

A.D.: Czy kiedy wchodziliście do studia, materiał był już gotowy i tylko go zgrywaliście, czy to właśnie w nim powstawała część twojej muzyki?

P.Y.: Niestety takie miejsca są wyjątkowo kosztowne. Korzystając z procesorów pamiętających muzykę The Beatles, używając mikrofonów z tamtych czasów, nie można sobie pozwolić na muzyczną rozrzutność. Za to szlify i preprodukcję robiliśmy w FKK HQ.

A.D.: Przejdźmy do gości. Scott Kinsey, protegowany Joe Zawinula, Woodrow Wilson Jackson III czy Leo Abrahams - opowiedz, jak na nich trafiłaś. Przypadek czy spełnienie twoich marzeń?

P.Y.: Zawsze staram się pracować z bliskimi mi ludźmi. To w jakimś sensie są moi muzyczni przyjaciele. Mieliśmy szansę pracować ze sobą przy okazji innych projektów i to, co zrobiliśmy na mojej płycie, jest efektem kontynuacji naszej znajomości. Tak, poznajemy się, a potem utrzymujemy kontakty i jeśli nadarzy się okazja, wzajemnie się wspieramy.
 
A.D.: W tym, jakże zacnym, gronie znalazł się również Stanisław Sojka, którego fortepian słychać w zamykającym album "Coming Home". Jego obecność na płycie jest próbą pokazania artysty światu, czy puszczasz oko do polskich odbiorców "Faith, Hope & Fury"?

P.Y.: Oczywiście, że tak. Jest to ukłon w stronę polskich muzyków, w stronę artystów w ogóle.  Uważam, że w naszym kraju jest wielu muzyków absolutnie niezwykłych i unikatowych na skalę światową. Tylko mieli mniej szczęścia niż ja, może nie dano im szansy, sami nie spróbowali pracy na Zachodzie, niemniej swoją klasą nie odstępują od wielu zachodnich gwiazd. Skoro tak, czemu nie mogą pojawić się na mojej płycie? Moim najskrytszym marzeniem jest to, by ich wszystkich zebrać w studiu i zobaczyć, co z tej wspólnej pracy może nam wyjść. Zawsze będę łączyć polską śmietankę muzyczną - na ile mi ona sama pozwoli - z muzykami, z którymi pracuję na co dzień.
Ze Staszkiem znamy się od wielu lat, dlatego nasza współpraca na płycie od dawna wisiała gdzieś w powietrzu.

A.D.: Jakie masz plany promocyjne? Podbój Polski, Europy, Wielkiej Brytanii? Jest to możliwe?

P.Y.: Jestem bardzo mało ofensywna. Nie chcę zdobywać odbiorców jak konkwistador. Niebawem wracam do Anglii, gdzie czeka mnie mnóstwo pracy, więc nie będę miała czasu otwierać tych drzwi, za którymi ktoś umożliwi mi podbój chociażby Europy. Uwielbiam wyzwania, ale tylko te, które przychodzą w sposób naturalny. Nie po to jest się artystą, by z góry zakładać sobie splendor. Praca uczy pokory, a reszta - z uznaniem włącznie - przyjdzie sama.